1. Ceremonia

118 8 3
                                    

Mgiełka przeciągnęła się i ziewnęła. Dzisiaj nie chciało jej się wstawać. Ale musiała, bo jej bracia trącali ją przez cały czas, odkąd się obudzili. Wściekła, wstała i ruszyła za nimi. Dzisiaj było zimno i na polanie leżał śnieg. Mgiełka się wzdrygnęła. Nie lubiła zimna a śnieg taki był. Dlatego teraz szła powoli, wysoko unosząc łapki. Była mniejsza od rodzeństwa, więc głębiej zapadała się w śniegu. Przyjrzała się rodzeństwu. Bursztynek, wbrew przewidywaniom, nie był największy. Najsilniejszy tak. Najwyższy był Meszek. Rozmiarom dorównywał już niektórym starszym uczniom. Mgiełka wiedziała, że niedługo odbędzie się ceremonia mianowania na uczniów. Bała się tego dnia. Uważała, że nie poradzi sobie jako uczeń. Albo, co gorsza przywódca stwierdzi, że się na niego nie nadaje i nie mianuje jej i będzie musiała zostać w żłobku dopóki nie urośnie. Z Wiewiórką i Listkiem. Albo ją wygnają. Wzdrygnęła się na myśl o tym. Bardzo jej się te myśli nie podobały. Gdyby mogła, zatrzymałaby czas, żeby żaden z nich nie stał się uczniem. Gdy tak myślała, jedna z jej przednich łapek ugięła się pod jej ciężarem i kotka z piskiem wpadła w śnieg. Rodzeństwo podbiegło do niej. Kotka, wkurzona, plując śniegiem, stanęła na łapki.

- Nienawidzę śniegu! – krzyknęła.

Bursztynek zaczął się śmiać.

- Nie śmiej się! – odparła ze złością, otrzepując się ze śniegu.

- Spoko. Wiesz, że niedługo powinniśmy zostać uczniami? – trzepnął ogonkiem. – Zastanawiałaś się już nad swoim wojowniczym imieniem? Ja bym chciał nazywać się Bursztynowa Błyskawica! – zawołał.

Kotka syknęła ze złością i siadła na ziemi.

- Na razie nie jesteś nawet uczniem – wymamrotała.

- Ja bym chciał nazywać się eee... w sumie nie wiem. Każde imię będzie fajne. – odparła Węgielek.

- Ja bym Mgiełkę nazwał Mglista Więź – oznajmił Bursztynek. – Bo rzadko się z nami bawi.

- Nie obrażaj jej! – w obronie siostry stanął Meszek. – Jest po prostu słabowita, nic więcej.

Mgiełka spojrzała na swój ogon. To nie jej wina, że wolniej rośnie. Wciąż ma problemy z chodzeniem – tylne łapki jej się rozjeżdżają, a przednie czasem nie potrafią udźwignąć ciężaru, ale to chyba nic. Na pewno przejdzie jej z wiekiem, prawda? W sumie może lepiej będzie pójść do medyczki i się dopytać. Bo jeśli to naprawdę jest jakaś choroba?

- Nie przejmuj się Bursztynkiem – usłyszała głos Meszka. – Jest najstarszy z miotu, dlatego tak się mądrzy. A poza tym kto wie, czy nie zostaniesz wojownikiem szybciej niż my? – strzepnął ogonem. – Idziemy jeść?

Kotka ruszyła zadowolona za nim. Meszek potrafił poprawić jej nastrój w każdej godzinie. A może rzeczywiście nie ma się czym martwić?

Po posiłku zaczęli walczyć na niby. W tej zabawie Mgiełka zawsze przegrywała pierwsza. Ze złością starła łapką śnieg z pyszczka i siadła przyglądając się walce. Nagle usłyszała skrzypienie śniegu pod łapami. Ktoś zbliżał się do niej. Odwróciła się i ujrzała Ognistą Gwiazdę. Syknęła, wyginając grzbiet w łuk ze strachu. Czyżby przyszedł, żeby powiedzieć o ceremonii?

- Twoje rodzeństwo świetnie się bawi – odparł siadając obok niej i obejmując ją ogonem. Przyjemne ciepło zalało ciało kotki. – Chciałbym, żebyście jutro odbyli swoją ceremonię. Zostaniecie uczniami

Rodzeństwo przestało walczyć i wlepiło swoje oczy w Ognistą Gwiazdę.

- Ale super! – zawołał Bursztynek a jego zielone oczy zalśniły z ekscytacji. – Będę uczniem!

Nowa drogaWhere stories live. Discover now