Rozdział Piąty: Mama wkracza

12 2 0
                                    

"Jeśli twoje marzenia zaczynają się nagle spełniać,
strzeż się.
Bo wkrótce czeka się bolesne rozczarowanie."

~ Maja Lidia Kossakowska 

*Perspektywa Miriam* 

Katastrofa? Zdecydowanie. Nie spodziewałam się, że nie minie dobra godzina a ta dwójka się pokłóci. Myślałam, że zajmie im to trochę... 

I oczywiście nie myślałam, że to Narcissa to sprowokuje...

Zaciągnęłam Marsjasza do kuchni oczywiście, by go przywrócić do jakiegokolwiek porządku.

- Co ty robisz? - zaczęłam ze złością.

- Czemu przyczepiłaś się do mnie? To ona zaczęła. Gdyby mnie nie prowokowała nie byłoby tej...

- Gdybyś nie odwalał dawniej... - zaczęłam a potem palnęłam się w czoło. - Nie ważne. Po prostu, weźcie się oboje ogarnijcie. 

- Myślę, że najlepiej byłoby gdybym jednak poszedł. Nie jestem tu mile widziany. - westchnął Marsjasz. 

Zdaję sobie sprawę jak on musi się czuć, to spotkanie w ogóle nie powinno było się odbyć. Poroniony pomysł. Czemu ja się w ogóle na to zgodziłam? 

- Nie Mars... To nie tak... To nie jest twoja wina, wszystko po prostu robi się strasznie skomplikowane, bardziej niż w ogóle myślałam. 

- Ja naprawdę już pójdę, nie chce psuć atmosfery. - zdecydował i bez dyskusji po prostu poszedł by pożegnać się ze wszystkimi a potem zwyczajnie wyszedł.

Było mi po prostu najzwyczajniej w świecie przykro. Jakoś odechciało mi się całej tej imprezy i tego wszystkiego. Najchętniej po prostu poszłabym spać.

Postanowiłam pójść na balkon by porozmawiać Cissą.

- Narcissa... - zaczęłam.

- Jasne, dobrze wiem co mi powiesz. Wiem, że psuje atmosferę, w ogóle to był słaby pomysł, żebym tu przychodziła, wracała, cokolwiek. - prychnęła, zaciągając się papierosem. 

- Nie o to tu chodzi... To znaczy o to też. Marsjasz tak czy inaczej już poszedł, więc możesz wrócić do nas. - położyłam jej dłoń na ramieniu. - Sam zdecydował, że chce już iść.

Nic nie odpowiedziała.

Obie wróciłyśmy do środka a atmosfera była tak ciężka, że dosyć szybko wszyscy się rozeszli. 

Naprawdę cieszyłam się, że to dobiegło końca. 

- Wreszcie koniec. Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek będę się cieszył z wyjścia swoich przyjaciół. To było bardziej wyczerpujące niż nasze koncerty. - mruknął Aurelien zbierając naczynia. 

- To był niewypał. Nigdy więcej, mam dość spotkań ze znajomymi na najbliższe kilka miesięcy. Dobrze, że przynajmniej Simon śpi. - westchnęłam i zabrałam się za zmywanie. 

W ogóle w trakcie zmywania najwięcej rzeczy jestem w stanie wymyślić, w tej chwili zdecydowanie powinnam zacząć rozmyślać nad tym jak mogłabym tą dwójkę chociaż minimalnie pogodzić. 

Poczułam jak Aurelien delikatnie obejmuje mnie i całuje moją szyję.

- Znając ciebie, myślisz jak mogłabyś to wszystko naprawić. A może chociaż raz zostaw tą sytuację w spokoju? Zobaczysz co się stanie i wtedy...

- Może masz racje? Mimo wszystko naprawdę nie mam siły, żeby znosić tą napiętą atmosferę. Chciałabym, żeby wszystko wróciło do czasów liceum, wtedy było prościej. - westchnęłam.

- Będzie dobrze... A teraz nie myśl o tym. - zamruczał Aurelien całując dalej moją szyję, jeździł dłonią delikatnie po moim ciele.

________________________________________

Powrót do jednego rytmuWhere stories live. Discover now