Rozdział I

26 2 3
                                    

   Rodzina White właśnie pakowała ostatnie walizki, by wkrótce móc opuścić miejsce i miasto w którym się do tej pory wychowywali. Była to piękna, stara rezydencja, która należała do rodziny od pokoleń. Artur White odziedziczył ją po swoich rodzicach i zamieszkał w niej wraz z żoną, która zmarła sześć lat temu. W tym miejscu urodziły się wszystkie jego dzieci: dwudziestoletni syn John, który obecnie odbywał służbę wojskową, osiemnastoletnia Angela, szesnastoletnia Sara, trzynastoletnia Magdalena i siedmioletni Maksymilian. Posiadłość otaczał piękny las w którym uwielbiali spędzać czas wolny. Artur do niedawna był kapitanem statku, ale niestety od pięciu lat jego interesy w ogóle nie szły po jego myśli. Od śmierci żony to jego dwójka starszych dzieci przeważnie opiekowała się młodszym rodzeństwem, a odkąd zaczął bankrutować zajmowali się także i domem. Niestety w końcu statek Artura rozbił się o skały, a on stracił dotychczasowy środek dochodu. Na szczęście na wskutek licznych znajomości udało mu się dostać posadę w roli posłańca samego króla. Niestety wiązało się to z tym, że on i jego cała rodzina musieli przenieść się do stolicy. Oczywiście wszystkim było ciężko zostawić okolice którą znali od tak dawna, a także przyjaciół i dom rodzinny, ale rozumieli również, że jest to niestety konieczność.


   Kiedy bagaże były już załadowane, dzieci Artura weszły do powozu, zaś ich ojciec dosiadł się do woźnicy, aby móc z nim porozmawiać.

- Angela? - Rozpoczął rozmowę najmłodszy z rodzeństwa. 

- Tak Maks?

- Myślisz, że tam w zamku będzie nam dobrze? - Zamartwiał się. 

- Oczywiście Maksiu. - Zapewniła z uśmiechem dziewczyna. - Jest tam piękny, wielki ogród i wiele pokoi. - Zaciekawiła go. 

- Naprawdę?! - Rozpromienił się.

- Tak. Wiecie co? Podróż będzie długa i powinniśmy się przespać. - Stwierdziła. 

- Dobrze. - Zgodziło się rodzeństwo.


   Droga do stolicy zajęła rodzinie White nieco ponad dwa dni. W tym czasie nocowali w przydrożnych zajazdach, ale w końcu udało im się dotrzeć do stolicy, gdzie pojechali prosto do bram zamku. Tam zostali rzecz jasna sprawdzeni i przeszukani, aby mieć pewność, że nie mają złych zamiarów i są w owym miejscu pożądani. Po całej tej odprawie w końcu weszli do środka, gdzie wskazano im komnaty w których mieli od tej pory zajmować. Sara i Magdalena dzieliły razem swoją, zaś Maksymilian i Angela dostali własne, lecz zdecydowanie mniejsze. Z kolei ich ojciec swoją zajmował bliżej króla, którego mieli poznać dopiero podczas kolacji, która miała nastąpić dopiero za kilka godzin, zatem mieli dużo czasu, aby się rozpakować. Pierworodna córka Artura postanowiła, że najpierw pomoże w tym swemu najmłodszemu bratu, który był bardzo rad z pomocy kogoś starszego. Dopiero kiedy skończyła pomagać Maksowi, postanowiła wrócić i zając się swoimi rzeczami, a także urządzaniem swojej nowej sypialni, jednak w drodze między pokojem jej brata, a jej własnym stało się coś czego zupełnie się nie spodziewała.

- Co panienka tu robi? - Zaczepił ją wysoki, ciemnowłosy, brązowooki młodzieniec o bladej cerze. 

- Słucham? - Zdziwiła się jego pytaniem dziewczyna.

- To nie jest skrzydło przeznaczone dla niewiast.

- Ach. Owszem. Przebacz mi panie, ale chciałam pomóc memu bratu się rozpakować. Dopiero co przyjechaliśmy, a on ma jedynie siedem lat.

- Nie mogła mu zatem pomóc wasza matka? - Spytał.

- Niestety moja matka zmarła tak dawno temu, iż mój brat już jej nawet nie pamięta. - Odpowiedziała.

- Och. Wybacz mi moją gafę. - Przeprosił ją.

- Nie mam czego ci przebaczać. Nic się nie stało. - Zapewniła go.

- Przykro mi z powodu waszej straty. Sam dawno temu straciłem ojca.

- Współczuję panu.

- Nie ma czego. Ja również już przeżyłem swoją żałobę. Poza tym jestem pewien, że zarówno panienki matka jak i mój ojciec nie chcieliby abyśmy się smucili.

- Tak. Zapewne ma pan rację. - Przyznała osiemnastolatka.

- Cóż. Wybaczy panienka, że ją zatrzymałem. Muszę już iść. - Pożegnał się, skłaniając się lekko. Dziewczyna w odpowiedzi dygnęła lekko, wypowiadając ciche.

- Do zobaczenia. - Jej rozmówca posłał jej jeszcze jeden uśmiech po którym odwrócił się i udał w swoją stronę.

OnaWhere stories live. Discover now