Tony:
Okej nie wyszło tak jak chciałeś.
Zbicie szklanego stolika nie było w twoim planie obrabowania tego pokoju.
Na dodatek włączył się alarm i teraz biegasz po pokoju starając się schować gdzie się da.
W końcu wpadłeś do szafy z garniturami i wstrzymałeś oddech,słyszałeś jak właściciel pokoju wchodzi do środka
-Jarvis co tu się stało?
-Do pokoju wszedł włamywacz i zbił stolik po czym ukrył się w szafie
-Dziękuje ci Jarvis...-Szedł w stronę twojej kryjówki,nie chcesz aby cie zamknęli!
Spanikowany drżałeś w środku trzymając wyłącznie mały nożyk,nie przewidziałeś że w ogóle uda ci się tu włamać a co dopiero coś zabrać ale jednak spróbowałeś i teraz masz przesrane.
Drzwi rozsunęły się a Stark spojrzał na ciebie zmęczony
-Znów ty?Ty masz jakiegoś pecha dzieciaku...
Steve:
-Halo?Jest tutaj ktoś?-Wyjrzałeś przez ścianę kogo niesie do twojego domu.
Był to młody silny blondyn o niebieskich oczach,nie wyglądał na wandala wręcz przeciwnie,jak osoba szanująca takie strarocie.
Przyjrzałeś się mu,jest nawet miły dla oka...Latałeś bok niego cały czas zastanawiając się czy mu się ujawnić.W końcu chyba jest dobry...
Pierwsze co zrobiłeś to położyłeś dłoń na jego ramieniu,napiął się i rozejrzał a ty stanąłeś w jedynym miejscu oświetlonym przez księżyc miejscu,każdy duch wie że tylko w takich miejscach widać duchy.
Facet nie zauważył cię od razu,przeszedł obok a ty załamany stałeś czekając a światło zanikało już powolutku.
I kiedy cię zauważył zatrzymał się z szeroko otwartymi oczami,twoja prześwitująca sylwetka zapadła mu pamięci od razu,zasunąłeś kosmyk włosów za ucho i pomachałeś mu niezgrabnie.
I uciekł...
Strange:
Ulica to idealne miejsce aby pokazać magiczne sztuczki dzieciom i innym ludziom.
Właśnie w ten piękny słoneczny dzień wybrałeś się na twoją ulubioną uliczkę aby tam oddać się pasji do czarów z którą się urodziłeś.
Po rozłożeniu się na ścieżce zacząłeś swój pokaz,dzieci wesołe podskakiwały rozbawione a ich rodzice rzucali trochę groszem do twojego cylindra.
I w tedy do tłumu osób dorosłych dołączył około trzydziestoletni mężczyzna,często tutaj przychodził i na ciebie patrzył.
Tego dnia został do samego końca,czekał aż dzieci w końcu od ciebie się odlepią i podszedł
-Witaj ja...-Brakowało mu słów,lekarz patrzył na ciebie chwilkę a ty lekko zestresowany czekałeś aż w końcu coś powie
-Czy coś się stało Proszę Pana?
-Jestem Stephen a ty?
-TMI miło mi-Uścisnął twoją dłoń z uśmiechem i zaprosił cię na kawę do pobliskiej kawiarni gdzie szybko zaufałeś mężczyźnie i lepiej go poznałeś.Thor:
Ta podłoga nigdy nie będzie czysta!Na dodatek wredne pseudo szlachcianki cały czas przychodziły i brudziły podłogę w sali balowej albo specjalnie rozlewały ci wodę.
Byłeś już zmęczony,powoli traciłeś energie do ciągłego nalewanie wody i szukania różnej chemii do podług.
Żadna z służących nie chciała ci pomóc,nikt nie chciał zniżyć się do poziomu dziecka sprzedanego za flaszkę w tawernie,czułeś łzy zmęczenia i bólu,nigdy nie miałeś normalnego życia,rodzice sprzedali cię za wspomnianą wyżej flaszkę w tawernie pałacowemu strażnikowi który szybko się tobą znudził i zostawił,oczywiście nie można było pozwolić aby jakieś dziecko mieszkało w pałacu za darmo i kazano ci sprzątać.I tak tu zostałeś chociaż nie musiałeś.Ale gdzie pójdziesz bez wykształcenia i żadnych umiejętności?
Siedziałeś załzawiony na podłodze gdy usłyszałeś czyjeś kroki,szybko spuściłeś głowę w dół zapominając o płaczu i wróciłeś do mycia podłogi.Katem oka zobaczyłeś samego księcia w otoczeniu młodych pięknych kobiet które na każde jego słowo reagował westchnięciami i chichotami.
Szli samym środkiem czyli tuż blisko ciebie,w pewnym momencie poczułeś jak całe wiadro gorącej wody zostaje kopnięte w twoją stronę przez wysoką blondynkę,poczułeś jak twoja skóra pali a krzyk wyskoczył z gardła.
Wszystkie się śmiały ale nie książę,zamiast śmiać się z głupiego parobka wziął cię do lecznicy gdzie zajęli się tobą medycy.
Na szczęście było to niegroźne poparzenie ale nie zmienia to faktu że książę bardzo się tobą przeją co było niezwykle krępujące i wstydliwe,doszły cię słuchy że kobieta która wylała na ciebie tą wodę została już pozbawiona statusu damy dworu.
Teraz pytanie dlaczego książę się tak tobą przeją?Loki:
To okropne,nie cierpisz bali politycznych!
Ta cała szopka związana zawarciem pokoju jest beznadziejna,upici ludzie i ciągłe śpiewy,niby wszystko pięknie ale nie możesz myśleć o radości z powodu zakończenia wojny skoro jesteś w żałobie po bracie którego straciłeś właśnie na tej wojnie.
Z ręki mężczyzny który tutaj gdzieś jest,z ręki doradcy króla straciłeś brata a teraz masz się cieszyć!Racja według traktatu to jego ostatnie chwile przed powieszeniem ale świadomość że siedzi dosłownie stół od ciebie jest okropna.
Musisz wyjść,przewietrzyć się i odetchnąć świeżym powietrzem.wstałeś od stołu biesiadnego i ruszyłeś na balkony,a w ślad za tobą ruszył czarno włosy książę oczywiście bez twojej wiedzy.
Co do samego Loki'ego,cały bal patrzył na ciebie z pod złotego kieliszka z winem,patrzył jak an ofiarę i na prawdę spotkanie z nim nie jest ci przyjemne.
Oparłeś się o złotą barierkę i westchnąłeś,nie chcesz tu być...
Nagle ktoś dołączył do ciebie,czarno włosy również oparł się o barierkę
-Nie za zimno na takie siedzenie?
-O to samo mógłbym zapytać się ciebie książę...-Prychnął i dopił alkohol w kielichu po czym wyrzucił go za barierkę,zapanowała cisza nawet dobra cisza,nie było nawet tak niezręcznie jak się spodziewałeś!
Aż do momentu...
-Zdajesz sobie sprawę że on nie zawiśnie?To tylko bajeczka abyście podpisali ten pakt...-Otworzyłeś szeroko oczy zaskoczony,nie możesz mu ufać!To kłamca!Ale chce się bawić?
-To co z nim zrobicie?
-Szubienica za nudna,rzuci się go górskim trollom na papierze źle by to wyglądało przecież
-Słucham?!Clint:
Dzieci rozwodników są najbardziej podatne na twoje moce,są niewinne i rozdarte trzeba korzystać!
W pokoju w którym byłeś spała dwójka dzieci,dziewczynki dwie...
Nachyliłeś się nad jedną i zacząłeś w swoim języku szeptać jej zaklęcia i różne tego typu rzeczy.Chciałeś ją przekonać we śnie do tego aby została wyznawczynią twojego ojca.
To samo zrobiłeś z drugą i tak nad nimi latałeś aż nie usłyszałeś dźwięku otwierania drzwi,odwróciłeś głowę szybko i poczułeś słodki smak i zapach rozwodnika.
Do pokoju wszedł ich ojciec,był bardzo przystojny twoim zdaniem i nie możesz nie przegapić takiego słodkiego oraz demonicznego paktu!
Bucky:
Wycieczka rowerowa po parku!Tak to najlepszy pomysł!
A słońce jeszcze tak cudownie świeci,wypożyczyłeś niebieski rower z wypożyczalni przy parku bo twój niestety jest w naprawie bo jacyś wandale zabrali ci koła i kierownice a że było ci szkoda reszty to oddałeś go do zaprzyjaźnionego serwisu.
I tak zaczęła się przyjemna przejażdżka,powolna i nie przerwana niczym...
Do czasu aż jakiś dzieciak rzucił ci kamień pod koła przez co zacząłeś lecieć w stronę drzewa w które ostatecznie uderzyłeś niszcząc rower.
Oprócz dźwięków przeprosin matki dziecka i błagań o nie wzywanie policji bo ma trudną sytuacje rodzinną słyszałeś śmiech jakiegoś faceta i innego który próbuje go opanować.
Dojrzałeś dwóch mężczyzn,blondyn o niebieskich oczach usilnie starał się opanować ciągły śmiech drugiego chyba starszego czekoladowo włosego przyjaciela.
Oj on bardziej oberwie od tej matki i dziecka!