Charlotte wierciła się niespokojnie na łóżku. Nie umiała znaleźć wygodnej pozycji. Początkowo myślała, że to wina kilkumiesięcznej podróży statkiem. Lecz domyśliła się, że to wyrzuty sumienia nie pozwalały jej zasnąć.
Odrzuciła mocno koce, a następnie usiadła na łóżku, podkurczając swoje nogi. Dlaczego... Dlaczego ze wszystkich mężczyzn jej ojciec zdecydował się właśnie na Michaela? Ona naprawdę była gotowa zaakceptować fakt, że jej małżeństwo będzie czystą transakcją, kolejnym zwojem umowy. Była na to gotowa. Ale Michael?
Kiedy tak siedziała, próbując otrząsnąć się z dręczących ją wątpliwości, Charlotte nie mogła powstrzymać się od zastanawiania się, czego jej ojciec chciał od tego małżeństwa. Czy naprawdę chodziło tylko o zabezpieczenie majątku rodziny, czy może chodziło o coś więcej? Pamiętała, jak często mówił o charakterze Michaela, jak ponad wszystko cenił jego lojalność i uczciwość. A jednak Charlotte czuła się, jakby poproszono ją o poświęcenie w sprawie, która w ogóle jej nie dotyczyła.
Powróciła myślami do młodego mężczyzny, którego miała okazję ostatni raz widzieć rok wcześniej. Ten sam mężczyzna o pogodnych, błękitnych oczach, słodkim uśmiechu i przystojnej twarzy, który dla większości ludzi w mieście był zawsze pogodny i ciepły oraz dobry. Idealny mężczyzna, idealna partia dla każdej młodej damy.
Charlotte mimowolnie uniosła dłoń I chwyciła w dłonie wisiorek spoczywający na jej szyi. Michael był idealny, ale jej nienawidził. Za nazwisko, które nosiła i za które obwiniał każdą swoją niedolę. Tak trudno było jej się dziwić. Chciała zacząć nienawidzić, tak jak on robił to z nią, chciała pozostać obojętna kiedy przypadkowo mijali się na ulicy czy na różnych imprezach towarzyskich. Ale nie umiała.
Poczuła dreszcz przebiegający po kręgosłupie, gdy pomyślała o życiu, które ją czekało, życiu, w którym oczekiwano od niej, że będzie niczym więcej niż posłuszną żoną i symbolem prestiżu jej rodziny.
Zaczął dominować strach, strach przed uwięzieniem w małżeństwie pozbawionym miłości z mężczyzną, który tak naprawdę jej nie chciał. Bała się, że utknie w życiu, w którym będzie traktowana jak przedmiot, własność, a nie osoba. Myśl o utracie niezależności, wolności dokonywania własnych wyborów i decyzji była zniechęcająca.
Ale siedząc tam, poczuła także głębokie poczucie wdzięczności wobec ojca. Zapewnił jej i jej rodzeństwu życie w komforcie i bezpieczeństwie. Pozwolił im żyć własnym życiem tak długo jak to możliwe, zawsze wspierał ich i służył radą. Zrobił wszystko, co w jego mocy, aby zapewnić im dobro, a Charlotte wiedziała, że to małżeństwo było jego sposobem na zabezpieczenie ich przyszłości.
Myśląc o tym, uświadomiła sobie, że nie miała luksusu podążania za własnym sercem i pragnieniami. Miała obowiązki, obowiązki wobec rodziny i siebie. Musiała odłożyć na bok swoje osobiste uczucia i zrobić to, czego się od niej oczekiwano. Rola najmłodszej córki na tym właśnie musiała się opierać, spłatą długów wobec rodzica, który był w stanie poświęcić dla nich wszystko. Wiedziała też, że ojciec nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Gdyby faktycznie było tak źle, ojciec na pewno pomógłby jej. To właśnie ta myśl sprawiła, że podjęła ona decyzję.
***
Gdy zeszła rano do gabinetu ojca, aby przekazać mu wiadomości, zauważyła go siedzącego przy biurku pilnie studiującego jakieś papiery. Lord opierał swoją głowę na dłoni, krzywiąc się z każdym podpisem coraz bardziej. Charlotte wiedziała, że potrzebował czyjeś pomocy, gdyby tylko te ciągli liczb czy nadmiernie przesłodzone pismo urzędników nie sprawiały, że sama miała ochotę się załamać, Charlotte z pewnością zaoferowałaby swoją pomoc. Widząc zmęczoną twarz ojca, ona upewniła się w swoim postanowieniu. Uśmiechając się delikatnie, zapukała do drzwi, aby zwrócić na siebie jego uwagę, po czym weszła do środka.
CZYTASZ
Duma i Namiętność: Szczere Serce
RomanceW spokojnym świecie brytyjskiej arystokracji brytyjskiej arystokracji, gdzie reputację tworzyło i niszczyło jedno potknięcie, rodzina Carringtonów była znana ze swoich skandalicznych wyczynów. Ale nic nie mogło przygotować społeczeństwa na najnowszy...