Realia życia jakie od tamtej pory Charlotte miała wieść, wcale nie przypadły jej do gustu. Dwa dni później od czasu, gdy oficjalnie zgodziła się wyjść za Michaela do posiadłości ojca dotarł posłaniec od Lorda Campbella, zawiadamiając ich, że Michael również wyraził zgodę na zaręczyny.
Charlotte nie mogła uwierzyć, że słowa zapisane na kartce były prawdziwe. Ten Michael? Ten który był gotowy udusić ją własnymi rękami, gdy uznał że przebywała za blisko niego, ten sam zgodził się na zaaranżować ich małżeństwo?
— Charlotte, obojętnie ile będziesz to czytała nie znajdziesz tam nic nowego. — Jej ciotka westchnęła, gdy usiadła na ławce w ogrodzie w którym Charlotte obecnie przebywała. — Zgodził się, więc ciesz się.
— Jak mam się cieszyć? — Charlotte załamała ręce omal nie wyrzucając kartki z dłoni. — Pewnie jest wściekły. Ciociu, chyba będę potrzebować sukni do trumny zamiast do ślubu.
— A właśnie. Pamiętaj, że dzisiaj idziemy na przymiarkę do krawcowej, poprosisz żeby uszyła dla ciebie coś ciemniejszego.
– Wy naprawdę się nie boicie? — Charlotte zapytała zaskoczona, siadając na ławce obok ciotki, która zajęta była wpatrywaniem się w karty książki. — Jeżeli do tego ślubu dojedzie, staniemy się rodziną z tymi Campbellami.
— Do ślubu dojdzie na pewno. Sama się zgodziłaś. Twój ojciec ma wszystko pod kontrolą, poza tym sama się zgodziłaś.
— Wiem. — Charlotte westchnęła z rezygnacją. — Całe dnie myślę o tym, czy dobrze zrobiłam.
— Jak każda kobieta przed ślubem. Zobaczysz po miesiącu miodowym wszystko minie.
— Nawet nie wiem czy na niego pojedziemy. — Charlotte wstała gniewnie, wciąż wpatrując się w list. — Pewnie odeśle mnie gdy tylko powiem „Tak."
— Niech jeszcze przed tym cię zapłodni, to będzie najlepsza rzecz jaką uczyni.
— Jesteś okropna. — Charlotte syknęła pochylając się lekko nad sadzawką i mocząc w niej czubki palców aby następnie ochlapać ciotkę wodą. Kobieta pisnęła i popatrzyła gniewnie na bratanicę. — Skoro mam już twoja pełną uwagę, może skupisz się na zapewnianiu, że wszystko się ułoży. Jestem w końcu twoją ulubioną bratanicą.
– Jesteś dzisiaj nie do zniesienia, Charlotte. Nie tak cię wychowałam.
– Może zastanowiłabyś się dlaczego i dała mi rozsądną radę, jak rodzinie, a nie jakbyś odprawiała natrętnego lokaja.
– Od cioci raczej nie spodziewałbym się tego rodzaju słodkich słówek.
Charlotte odwróciła się, gdy za sobą usłyszała znajomy męski głos. Przed oczami stanął jej przystojny młody mężczyzna, schludnie ubrany o przenikliwych niebieskich oczach i wyrazistych rysach twarzy. Ciemne włosy jak zawsze perfekcyjnie ułożone, uśmiechał się do niej delikatnie.
– Thomas. - Powiedziała niepewnie. - Miło cię widzieć w naszych skromnych progach, przyszedłeś zobaczyć się w ojcem? Nie ma go, pojechał spotkać się z zarządcą.
Starała się brzmieć grzecznie i kulturalnie, jak zawsze kiedy miała do czynienia ze swoim kuzynem. Tak naprawdę wolała go nie oglądać, odkąd stosunki ich ojców uległy pogorszeniu, Charlotte miała wrażenie, że charakter Thomasa również się taki stał, chociaż już wcześniej jej kuzyn nie ukrywał, że nie jest przyjaźnie nastawiony do rodzeństwa Carrington.
-Kłamiesz gorzej niż ojciec. - Lady Wallance wstała ze swojego miejsca i wygładzając suknie, stanęła obok Charlotte. - Czego chcesz i czemu nie przywitasz się ze mną właściwie?
CZYTASZ
Duma i Namiętność: Szczere Serce
RomanceW spokojnym świecie brytyjskiej arystokracji brytyjskiej arystokracji, gdzie reputację tworzyło i niszczyło jedno potknięcie, rodzina Carringtonów była znana ze swoich skandalicznych wyczynów. Ale nic nie mogło przygotować społeczeństwa na najnowszy...