POV. Maryla
Jadę właśnie z ciotką w Bieszczady hodować alpaki. Siedzę sobie w pociągu z dwoma kotami na kolanach po mojej lewicy siedzi spaślnięta mrs. Dżosefina z 8 kotami.
po chuj je zabrała?! Z resztą wolę nie pytać bo jeszcze mnie poszczuje jednym z nich. Pewnie zastanawiacie się ,,Ale Maryla! Przecież są Corona-ferie i z domu nie można wychodzić! Zgłoszę Cię na policję!" Maryla ma to w dupie, Maryla jedzie w Bieszczady.
Nagle do naszego przedziału wchodzi kamar czy ktoś tam by obczaić nasze bilety. W pewnej chwili poczółam jakiś dziwny odór który było czuć od kanara, znałam ten zapach... to była marycha. Kuziewa jestem na nią uczulona! Zaczęłam kichać jak jakiś murzyn wiatrak. Kanar wyjął swoje Radymno bez przewodowe i zaczął wszcząć ,,CORONAWAJRUS!" jak Carbi B. Szybko wybiegłam z sektoru zrzucając przy tym z kolan koty.
Uciekła gdzieś chuj wie gdzie. Nagle usłyszałam za sobą ciotkę Dżusefine ,,ŁAPAĆ TAMPONA!!!" I zrozumialam że pewnie jej kot uciekł miała na niego punkcie obsesję. Zawszę od kąd pamiętam zasiadali na starej kanapie o kolorze smaczki oglądać zdrady...
-------
ciąg dalszy nastąpi