Wyzwanie

17 3 12
                                    

— Stój, Koszmarze. — Kunegunda zatrzymała konia, ale po chwili namysłu skierowała go na pobocze drogi, a potem dalej w krzaki, aż znaleźli się na polanie. Zeskoczyła z siodła i odrzuciła hełm na trawę. Wplątała palce we włosy, a następnie mocno się za nie szarpnęła. Krążyła przez chwilę dookoła, aż nagle się zatrzymała i wymierzyła palec w Koszmar.

— Masz ty pojęcie, dokąd się zbliżamy? Do stolicy się zbliżamy. A wiesz kto tam będzie?

Zwierzę jedynie parsknęło i przekrzywiło głowę.

— Oczywiście, że nie wiesz, jesteś tylko koniem. — Dziewczyna zreflektowała się i wyciągnęła worek z owsem. Została im końcówka, ale na szczęście niedługo będą mogli uzupełnić zapasy. — W stolicy na pewno natkniemy się na Alexandra. — Imię wypowiedziała przesadnie wyraźnie, mrużąc oczy. — Tego buca, tego lalusia, tego pana mam-perfekcyjną-szczękę! Uh, jak on mnie wkurza! Rozkwasiłabym mu nos na- kogo ja próbuję oszukać? Alexander jest... — Dziewczyna odchrząknęła i wypięła pierś. — Jest przystojnym mężczyzną i szlachetnym człowiekiem i... Nie mam u niego szans... Nie patrz tak na mnie!

Jedyne na co patrzył Koszmar, to worek z owsem, co nie przeszkadzało Kunegundzie snuć swój monolog.

— On jest kapitanem straży królewskiej i bliskim przyjacielem księcia, jeżeli ludzie mówili prawdę. Ja natomiast... — Kunegunda rozłożyła ręce. — No spójrz na mnie i sam powiedz.

Koszmar w istocie spojrzał, a jego oczy powiedziały coś w stylu "wiesz, że cię kocham, Pani, ale przestań odwalać".

Dziewczyna westchnęła.

— Powiem ci, co zrobimy. Jakby ktoś pytał, to ty chciałeś jeszcze raz spotkać tę uroczą klacz Alexandra, ok?

*

W mieście królewskim Kunegunda w istocie spotkała Alexandra. Plotki o Czarnym Rycerzu bez herbu rozeszły się wśród ludzi szybko i dotarły do uszu kapitana strażników pilnujących porządku. Mężczyzna nie potrafił oprzeć się pokusie zobaczenia się z oryginalną znajomą.

Znaleźć ją było tak samo łatwo, jak o niej usłyszeć. Mogła się kręcić w czterech miejscach: przy stajni, przy Pijanym kundlu, na rynku lub przy tablicy z ogłoszeniami o poszukiwanych przestępcach, która zresztą stała na rynku. Właśnie do tego miejsca Alexander miał najbliżej, więc tam najpierw skierował swojego konia.

Tego dnia mu się poszczęściło. Już z daleka ujrzał postać całą w czerni, siedzącą na czarnym koniu i zerkającą na tablicę z ogłoszeniami. Komuś tu zaczynało brakować pieniędzy...

Gdy go zauważyła z oddali, mężczyzna mógłby przysiąc, wywróciła zirytowana oczami. O tak, właśnie takiej reakcji się spodziewał. I oczekiwał. Nigdy nie będzie miał dość drażnienia się z tą dziewczyną.

— No proszę, proszę, kogo moje piękne oczy widzą — zawołał, gdy się do niej zbliżał.

— No proszę, proszę, kogo znów do mnie przywiało.

— Wiem, że się cieszysz, gdy mnie widzisz.

— W cholerę się cieszę. — Kunegunda mruknęła bardziej do siebie, niż do niego.

Alexander uśmiechnął się w najbardziej niewinny możliwy sposób. Kunegunda miała wiele zalet, ale zbyt łatwo było się z nią droczyć, co mężczyzna wykorzystywał niemal za każdym możliwym razem. No i nie potrafiła trzymać emocji na wodzy, mimo jej najszczerszych starań. Przez to czasami była zbyt oczywista.

— Co cię sprowadza do stolicy tym razem?

Dziewczyna wskazała na tablicę.

— Pieniądze.

— Hm? A jednak nie zgarnęłaś żadnego zlecenia, tablica wygląda tak samo jak dziś rano. — Uśmiech Alexandra się poszerzył. Nie zdziwiłby się, gdyby Kunegunda go zaraz za to walnęła. — Twoja sytuacja nie może być więc aż tak zła.

Czarny Rycerz zaczęła wiercić się na koniu. Alexander żałował, że nie mógł zobaczyć jej miny.

— Więc jak to jest, hm? Co tak naprawdę sprowadziło cię do stolicy tak szybko, Kuniu?

— Nie nazywaj mnie tak!

Uśmiech Alexandra nie mógł nie przerodzić się w chytry uśmieszek. Zbyt oczywista.

— Aaa... Koszmar chciał-chciał spotkać... swoją dziew-dziewczynę.

Komedia. Wszystkie siły i rezerwy mężczyzna musiał włożyć w niewybuchnięcie śmiechem.

— Że Kropkę? — Poklepał swoją białą klacz z charakterystyczną czarną kropką na czole po szyi. — Koszmar musi mieć świetny gust.

— Ma. Znaczy! Mam dużo do załatwienia! Może ty masz czas na pogaduchy, ale ja nie. — Dziewczyna ściągnęła lejce i błyskawicznie zaczęła się oddalać. Alexander zrozumiał, że to prawdopodobnie musiało być dla niej za dużo jak na jeden dzień i nie ruszył za nią. Jedynie uniósł się na siodle i krzyknął:

— Złapię cię później, dobrze?!

*

Kunegunda opadła w siodle, na tyle, na ile pozwalała jej zbroja. Czuła, że uszy jej płoną pod hełmem.

— Tragedia. Masakra. Koniec świata. To jakiś koszmar. Znaczy, to nie twoja wina, Koszmarze. — Poklepała swojego towarzysza między uszami. — Alexander wie. Musiałby być idiotą, żeby się nie domyślić po tym żenującym pokazie z mojej strony.

Dziewczyna wiedziała, że miała kilka rzeczy do załatwienia przed zmierzchem, ale nie mogła się pozbierać po niedawnym spotkaniu. Obecność tego mężczyzny za każdym razem sprawiała, że Kunegunda zaczynała paplać bez sensu. Czy naprawdę nie mogła wpaść na nic lepszego niż głupia wymówka, rzucona wcześniej jako żart? Nie można być tak złym w kłamaniu, to fizycznie niemożliwe, a jednak...

Jęknęła przeciągle.

— Koszmarze, musimy opuścić to miasto i już nigdy tu nie wrócić.

____________________

Oto co się dzieje, kiedy piszę angsty - odbija mi potem w drugą stronę.

Ja to bardzo luźno interpretuję te hasła wyzwaniowe XD Nikt nie powiedział też, że nie mogę skakać po linii czasowej. Tak więc to byłby najwcześniejszy fragment historii Kuni jaki do tej pory opublikowałam. Charakter Alexandra totalnie mi się tutaj nie zgadza z tym, co mam w głowie, więc nie dodałabym tego fragmentu do głównej historii, ale skoro już to powstało, to szkoda nie opublikować.

Czas oczekiwaniaWhere stories live. Discover now