ROZDZIAŁ 17

27.3K 498 57
                                    

   Obudziłam się w sypialni. Sebastian siedział na fotelu przy łóżku. Obok mnie siedziała Iza. Oboje byli zmartwieni moim stanem. Widziałam, że moja przyjaciółka płakała. Seba musiał jej powiedzieć, co się stało. Przeniosłam wzrok na swoją rękę, a później spojrzałam nad łóżko. Miałam podpięta kroplówkę.
— Lekarz dał Ci kroplówki na wzmocnienie organizmu. Jesteś wycieńczona. — pospieszył z wyjaśnieniami Seba.
Jego wzrok mówił mi, że się o mnie martwi, a mój stan jest kiepski.
— Lena, musisz zacząć jeść, bo się wykończysz. Lekarz powiedział, że długo tak nie dasz rady funkcjonować. Jutro będą wyniki badań. Musimy się za ciebie wziąć.
Był przejęty i zmartwiony. Iza wtulił się we mnie i położyła obok. Nie mówiła nic, ale nie musiała. Wiedziałam, co się stało i dlaczego płacze.
— Czy Vincent...
Zaczęłam pytanie, jednak głos ugrzązł mi w gardle, a do oczu napłynęły łzy.
— Nie mam z nim kontaktu. Jego telefon się nie odzywa. Wiem jedynie, że się przemieszczają. Nadajniki wskazują na ruch, ale nie wiem, gdzie są i czy..
Urwał, widząc nasz stan.
— Nie myślcie o tym dziewczyny. Wujek Sebastian o was zadba. Zaczynamy od rana, bo jak tak dalej pójdzie, to obie będziecie miały anoreksję i depresję. — Uśmiechnął się lekko. Zostawię Was.
Wstał z fotela i podszedł w kierunku drzwi.
— Vincent nie z takich sytuacji wychodził obronną ręką, wierzę, że będzie dobrze.
Powiedział, po czym zostawił nas same. Nie rozmawiałyśmy, nie miałyśmy na to sił. Płakałyśmy obie w ciszy, na zmianę głaszcząc się po głowach. Zasnęłyśmy wtulone w siebie.
Obudziłam się wczesnym rankiem, kroplówka była odłączona. Widocznie Sebastian w nocy się tym zajął. Lubiłam go, starał się jak mógł o nas dbać i wiedziałam, że podobnie jak my przeżywa tą sytuację. Miał pod opieką dwie desperatki, które nie potrafiły normalnie funkcjonować. Czułam, że jesteśmy dla niego bardziej uciążliwe niż małe dzieci z naszym zachowaniem. Nadszedł czas, żeby chociaż odrobinę przypominać człowieka i zacząć jakoś funkcjonować.
Przez ostatni czas słowo “jakoś” definiowało wszystko. Jakoś to będzie, jakoś wyglądam, jakoś żyję.
Starałam się usilnie wierzyć w to, że Vincent żyje, chociaż czarne myśli wciąż krążyły mi po głowie. Brak telefonu od niego czy Fabia doprowadzał nas na skraj rozpaczy, jednak fakt, że moje zdrowie zaczyna szwankować, zmotywował mnie do walki.
Poszłam się wykąpać. Stanęłam naga przed lustrem. Patrzył na mnie obraz nędzy i rozpaczy. Przeraźliwa chudość była nie do zniesienia. Mogłam śmiało służyć za szkielet w pracowni biologicznej. Widać mi było niemal wszystkie kości. Piersi straciły swoje krągłości podobnie jak biodra. Kości policzkowe były wyraźne a policzki zapadnięte. Wyglądałam strasznie. Założyłam luźną bluzkę i dresy. Włosy związałam w luźny koczek i pomalowałam się lekko. To był szczyt szaleństwa, na jaki mnie było dzisiaj stać. Udałam się do kuchni, gdzie siedział Sebastian. Uśmiechnął się na mój widok.
— Dobrze cię widzieć w lepszej kondycji.
—Dziękuję, że się nami opiekujesz. Wiem, że nie jest Ci łatwo, a my zachowujemy się jak ostatnie idiotki. Jest mi wstyd za nas.
Przytuliłam go w podziękowaniu, a on pogładził mnie po głowie.
—Musimy cię podtuczyć, bo jesteś tak chuda, że można na tobie kości liczyć. Vincent mnie zabije, jak cię zobaczy w takim stanie.
— zjadłabym naleśniki. W sumie to nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam. Zrobić ci kawy?
— Siądź sobie, ogarnę wszystko. Lepiej się czujesz?
— Kroplówka mnie chyba trochę podbudowała, bo dziś nie jest najgorzej. Martwię się, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Seba nie ciągnął tematu. Może wiedział coś, czego nie mógł, mi powiedzieć. Miałam przeczucie, że będzie dobrze i kurczowo się go trzymałam. Zapach naleśników unosił się w kuchni, a mój żołądek dawał o sobie znać. Zjadłam dwa z trudem, byłam zasuszona. Uznałam, że muszę, coś w siebie wepchnąć po takim czasie więc częściowo zmuszałam swój organizm do jedzenia. Sebastian patrzył na mnie z zadowoleniem i ulgą. Po godzinie dołączyła do nas Iza. Sebastian zaserwował jej śniadanie i kawę, wmusiła w siebie porcję naleśników i wyszłyśmy na taras.
Dzień był ciepły, jednak zapach unoszącej się jesieni był dużo bardziej intensywny. Drzewa leniwie kołysały się na wietrze, a my siedziałyśmy jak mumie w wiklinowych fotelach.
—Lencia, chciałabym pojechać do rodziców, jak się już lepiej czujesz. — odezwała się nagle.
— Jedź kochanie, musimy zacząć funkcjonować, bo od jakiegoś czasu obie wegetujemy. Porozmawiaj z Sebastianem, na pewno Ci da kogoś do ochrony. Myślę, że dobrze Ci zrobi wyjazd na parę dni.
Uśmiechnęła się słabo.
— Mam nadzieję, że kiedy wrócę od rodziców, to oni już tu będą. Mam dosyć Lena. Tęsknię, a w miejscu serca czuję pierdoloną pustkę. Dlaczego jak się zakochałam, to wybranek mojego serca musiał, okazać się jebanym mafioso, który chuj wie, czy wróci? Czemu ja mam takiego pecha?
Iza pękła, tłumiła w sobie zbyt długi czas emocje. Czułam podobnie do niej, jednak starałam się, nie wracać myślami do tego wszystkiego. Zbyt wiele bólu sprawiała mi myśl, że mogłabym stracić Vincenta.

Kontrakt na seksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz