ROZDZIAŁ 14

34.1K 552 61
                                    


    Po godzinie drogi dotarliśmy z Vincentem do „skromnego domu" jego mamy. Mieliśmy różny pogląd na temat skromności. Jego rodzinny dom, był nieco mniejszy od posesji, w której mieszkaliśmy. Zbudowany z białego kamienia. Okna zdobiły brązowe okiennice a na parapetach stały donice z kwiatami. Przed domem znajdował się kamienny podjazd, reszta terenu porośnięta była trawą. Gdzieniegdzie rosły cyprysy, a w wielkich donicach stała lawenda.

Dom stał na łagodnym wzgórzu, a za nim rozpościerał się widok na pola pełne winorośli i gajów oliwnych.

Mama Vincenta stała w progu domu. Miała zapłakaną twarz. Nie wiedziałam, dlaczego płaczę, czy stało się coś poważnego, czy to łzy radości. Jej reakcja na nasz przyjazd rozwiała moje wszelkie wątpliwości. 

-Vincent, synku!

Rzuciła mu się w ramiona i tuliła z taką czułością i miłością, że łzy same napłynęły mi do oczu, a gardło miałam ściśnięte. 

- Mamo, to Lena. Moja dziewczyna. 

Usłyszałam. Pani Torini przeniosła wzrok na mnie, po czym uściskała mnie, najbardziej serdecznie jak tylko się dało. 

Całując mnie na przywitanie, powiedziała do mnie szeptem:

-Dziękuję Ci, że dzięki Tobie odzyskuję syna. Nawet nie wiesz, jak ciężko mi było żyć bez niego. 

Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Vincenta. Wiedziałam, że zapyta, o to, co powiedziała mi jego matka. 

-Chodźcie, Sophie i Antonio niedługo przyjadą. Muszą wam coś ogłosić! 

Usłyszałam głos Pani Torini.

Poprowadziła nas do wejścia. 

Dom, w którym mieszkała, był zdecydowanie mniej nowoczesny, jednak nie nazwałabym go skromnym. Weszliśmy do holu, w którym znajdowało się sporo zdjęć. Vincent i Sophie od najmłodszych lat. Zdjęcia rodzinne, zdjęcia z ojcem, wisiało też kilka zdjęć Vincenta i Eleny. Kolejne to zdjęcia przedstawiające jedynie Sophie. Korytarz był długi i jasny, dominował w nim kolor kości słoniowej. Na podłodze ustawione były donice z kwiatami, co pięknie współgrało z klimatem tego domu. Przeszliśmy przez hol. Podobnie jak w willi Vincenta, salon był połączony z kuchnią aneksem, co dawało na uzyskanie maksymalnie otwartej przestrzeni. Kuchnia była prosta i elegancka. Przeważały w niej białe meble i drewno. Na parapecie stały donice z ziołami, a wszystkie przyprawy zdobiły drewniane półki, stojąc w ozdobnych słoikach. Nim zdążyliśmy usiąść, wpadła Sophie jak poparzona. 
   — Mamy dla was nowinę!
Krzyczała podniecona Sophie.
Wszyscy wpatrywaliśmy się w nią, z wyczekiwaniem.
— No mów, czekamy. Nie buduj napięcia — powiedziała Pani Torini.
— Za dwa tygodnie bierzemy ślub z Antonio! — krzyczała podekscytowana.
Vincent siedział zamyślony. Widziałam, że był zły. Wiedziałam też, że walczy sam ze sobą, żeby dobrze ubrać w słowa to o czym aktualnie myśli.
Pani Torini gratulowała córce i cieszyła się jej szczęściem, omawiały sprawy przygotowań, a Sophie paplała jak najęta.
— Skąd ten pośpiech? — zapytał Vins.
— A na co mamy czekać? Kochamy się, chcemy razem być, załatwiliśmy kościół, salę, suknie też już mam. To będzie kameralne przyjęcie. Najbliżsi znajomi i rodzina, tylko 200 osób.
„Tylko 200 osób” pomyślałam. Faktycznie kameralnie.
Vincent wybuchnął śmiechem, widząc moją minę.
Sophie i ich matka patrzyli na niego z niedowierzaniem.
Spojrzał na nie, z pytającą miną.
— Dobrze cię widzieć tak radosnego synku.
— nie mam powodów do tego, żeby ukrywać swoje emocje. Jestem szczęśliwy. — obdarzył mnie swoim łobuzerskim uśmiechem, który odwzajemniłam. —Kawy? — zapytał.
— poproszę — odpowiedziałam, uśmiechając się do niego.
Sophie miała minę, jak by właśnie dostała pierścionek z największym diamentem na świecie. Jednak pozostawiła to bez komentarza. A matka Vincenta, wypowiedziała bezgłośnie, dziękuję.
Nie wiem, za co mi dziękowały, nie robiłam niczego szczególnego. Po prostu byłam. Cieszyłam się, że zmienia się na lepsze. I cieszyło mnie to, że starał się odbudować relacje rodzinne. Patrzyłam na mojego mężczyznę, jak krząta się w kuchni. Jego wyćwiczone ciało poruszało się kusząco. Uwielbiałam patrzeć na niego. Odwrócił się i podszedł do mnie, wręczając mi kubek kawy. Usiadł obok mnie i czekał na dalsze relacje siostry.
—Vin, wraz z Antoniem, chcielibyśmy, cię prosić, żebyś został naszym świadkiem.
Spojrzał na nią zdumiony, kiedy minął mu pierwszy szok, uśmiechnął się szeroko.
—To znaczy, że się zgadzasz? — zapytała Sophie, a on kiwnął potakująco głową. Sophie aż podskoczyła z radości.
—Skrzywdź moją siostrę, a cię zabiję. —Powiedział do Antonia.
Wszyscy zamarli. Wpatrywaliśmy się z zapartych tchem w Vincenta, a Antonio miałam wrażenie, że przestał nagle oddychać. Vins widząc nasze miny, zaczął się głośno śmiać.
—Jako starszy brat, chyba powinienem to powiedzieć? Wy myślicie, że ja tak na serio? — szczerzył swoje białe zęby w szczerym uśmiechu.
Zdecydowanie dzisiejszego dnia, humor mu dopisywał. Podszedł do Antonio i uścisnął go, gratulując mu.
Sophie miała minę, jak by zobaczyła ducha. Jej usta były rozchylone, a oczy wybałuszone. Po chwili otrząsnęła się i powiedziała:
— Nie wiem, kim jesteś i co zrobiłeś z moim snobistycznym bratem, ale nie oddawaj mi go. Wolę nową wersję. —Vins puścił jej oko.
— Siostrzyczko, jestem szczęśliwy, nie możesz się cieszyć moim szczęściem? — Wsadził sobie Sophie pod pachę i pięścią czochrał jej idealnie ułożone włosy.
— puszczaj, bo będę wyglądać jak pudel. — krzyczała Sophie, zanosząc się śmiechem.
Spojrzałam na ich matkę. Przepełniała ją radość. Uznałam, że przyda się takie zdjęcie do kolekcji na ścianie, więc wyjęłam aparat i zrobiłam kilka ujęć. Pani Torini była szczęśliwa. A w jej oczach dostrzegłam wzruszenie.
Przyjrzałam się również narzeczonemu Sophie. Antonio był Włochem z krwi i kości. Ciemne włosy i oczy były dominujące w jego wyglądzie. Był postawny i dobrze zbudowany, zapewne ćwiczył tak samo, jak Vincent, bo jego sylwetka była mocno rozbudowana i umięśniona. Miał zdecydowanie ciemniejszą karnację od Sophie, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku.
—Kto będzie świadkową, jeśli Vins jest świadkiem? — zapytała mama.
—Natalie, siostra Antonio. — odpowiedziała Sophie, a Vincent spochmurniał.
—Co się stało? — zapytałam. Spojrzał na mnie wzrokiem pod tytułem, nie teraz. Wiedziałam, że powie mi w swoim czasie, o co chodzi, więc nie drążyłam tematu. Jego mina nie umknęła i uwadze jego siostry, więc pospieszyła z wyjaśnieniem.
—Natalie podkochiwała się w Vincencie, ale mój brat ją odrzucił.
— To nie było zakochanie się, tylko obsesja. Przez jej paranoje straciłem sporo kontraktów.

Kontrakt na seksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz