Dramatyczny spór

12 3 1
                                    


- Żołnierze, baczność!- krzyknął wysoko postawiony oficer maszerujący między szeregami młodocianych, wojskowych adeptów.-Nadszedł czas by zrobić z was prawdziwych mężczyzn, takich którzy są posłuszni rozkazom i gotowi przelewać krew za ojczyznę. To w was cały naród, a w szczególności mieszkańcy Warszawy, pokładają nadzieję na wyzwolenie z hitlerowskiego ucisku. Jesteście siłą Rzeczpospolitej, której los leży w waszych rękach. Tylko wy możecie uchronić Polskę przed upadkiem i ruiną...

- Pierdoli od rzeczy- burknął pod nosem Edmund i wystapił przed szereg.- Panie majorze, darujmy sobie płomienne przemowy i przejdźmy od słów do czynów. 

- Kim jesteś żeby pozwalać sobie na taką bezczelność wobec zwierzchnika?!- Zaatakował go jeden z oficerów. Mężczyna chwycił Edmunda za kołnierz i rozpętał szarpaninę.

- Dosyć tej dziecinady!- rozdzielił ich major, zapobiegając bezsensownej bójce.- Rwiecie się do wielkich czynów, a tak naprawde nie macie pojęcia na czym polega wojsko! O sile armii nie decyduje jej liczebność, wyszkolenie ani sprzęt. Klucz do zwycięstwa to wzajemne zaufanie i walka ramię w ramię, nawet gdy ze wszystkich stron otacza nas wróg! To gotowość do oddania życia za człowieka, który stoi po tej samej stronie barykady, choć jego twarzy nie widziało się nigdy wcześniej. Jeśli jesteście tu tylko po to, by przeżyć przygodę życia lub marzycie o powrocie do rodziny w blasku wiecznej chwały to odejdźcie póki czas. Nie potrzebna mi banda karierowiczów, którzy szukają jednorazowej okazji na zdobycie sławy. Ojczyzna wymaga od nas niesutannych poświęceń i jedno powstanie, nawet udane, nie sprawi, że wszystkie problemy Polski zostaną rozwiązane. Czeka nas długa droga, by podnieść kraj z upadku i odbudować jego dawną potęgę. Jeszcze nie raz będziemy cierpieć rany, przeżywać upadki i klęski, ale musimy wierzyć, że nasze wysiłki nie idą na marne. Być może wam nie będzie dane ponownie zaznać wolności, jednak wasze dzieci i wnuki mają szanse na dostatnie życie w pokoju!

- Major mówi prawdę- odezwał się wychodzący z namiotu żołnierz w granatowym mundurze.-Od tego powstania zależą losy Warszawy, jednak to nie koniec naszej bitwy o suwerenność. Musimy pokazać drzemiącą w nas siłę, by z okupacji niemieckiej nie dostać się do sowieckiej strefy wpływów. Rząd Rzeczpospolitej na uchodźctwie zdaje sobie sprawę z sytuacji i od wielu dni negocjuje z Aliantami, zabiegając o wsparcie dla naszego zrywu. Gdy tylko dostaniemy rozkazy i polecenie z ,, Góry", ruszymy do ataku. Jednak póki informacje nie dotrą skupimy się na jak najlepszym przygotowaniu was do prowadzenia walki. Nauczymy was używania broni, przygotowywania stanowisk snajperskich, opatrywania rannych, jednak najbardziej zależy nam na wzbudzeniu w was poczucia jedności. Musicie udowodnić, że nawet w iście spartańskich warunkach potraficie zaufać sobie nawzajem i polegać na decyzjach liderów!

- Tak jest!- krzyknął Stefan, który zauważył dla siebie szansę na wybicie się. Pozostali żołnierze odpowiedzieli oklaskami na słowa szefa sztabu. Ci młodzi ludzi posiadali nieposkromione pokłady energii, którą możnabyło przekuć w potężną broń, skierowaną przeciwko wrogim armiom:

- Jak się nazywasz, młody człowieku?- zapytał major, podchodząc do zawstydzonego Edmunda.

- Edmund Stawecki, dowódca ochotniczego oddziału obrony mista Warszawy ,, Gronostaj"!- odpowiedział stając na baczność.

- Masz doświadczenie wojskowe? - wypytywał go dalej.

- Skończyłem drugi roku studiów na Akademii Wojskowej-odpowiedział z dumą.- Naukę przerwała mi wojna.

- Świetnie! Doskonale! Któryś z twoich chłopców równierz był podchorążym?

- Nie, panie majorze! Reszta to ochotnicy.

-Mhm...- dowódca pokręcił nosem i bez słowa oddalił się w stronę swojego namiotu. 

Młodzi mężczyźni poczuli się nieco zakłopotani. Duch walki mieszkał w nich od dawna jednak słowa majora i innych wysokich rangą żołnierzy podcięły im skraydła. Każdej nocy śnili o bohaterskim zrywie, podczas którego pokażą Szkopom gdzie jest ich miejsce, jednak dowództwo udowodniło im, że sytuacja wcale nie jest tak prosta, jak myśleli. Nadal chcieli ruszyć w bój, lecz perspektywa poniesienia porażki i baraku wsparcia ze strony aliantów rzuciła cień strachu na ich serca i myśli:

- Edmund, co sądzisz o tym wszystkim?- zapytał Ksawery siadając obok przyjaciela.

-Waham się-odpowiedział zrezygnowany.-To miała być nasza szansa, a wygląda na to, że dowództwo nie chce dopuścić do powstania. Zrobią wszystko, byle nie doszło do walki.

- Może to byłoby rozsądne- wtrącił ,,Kochanowski", który przysłuchiwał się rozmowie z boku.- Nie mamy broni, z zapasami żywności i leków też ciężko. Gdyby Anglicy zawiedli zostaniemy sami, skazani na bitwę z uzbrojonymi po pachy Niemcami. 

- Jeszcze powiedzcie, że już dawno oddali nas w ręce Sowietów i skazali nas na niewolę!-przerwał im oburzony Stefan.- Oni robią wszystko, żeby krew nie przelewała się na marne.  Wiecie co? Major nakreślił wszystko, powiedział prawdę. Dał nam pewność, że Armii Krajowej zależy na powodzeniu i szybkim wdrożeniu planu. Wiem, że nie będzie łatwo ale szanse są spore. 

- Od kiedy ty się taki górnolotny zrobiłeś, he?- zaczepił go poddenerwowany Edmund.-Myślisz, że wdasz się w łaski i zajmiesz moje miejsce?! Jeżeli tak, to tkwisz w poważnym błędzie. Lepiej trochę zwolnij i porzuć swoje złudne nadzieje.

- A co, zazdrosny jesteś?- Stefan nie pozostawał mu dłużny w zaczepkach.- Dwa lata na AW i już masz się za stratega na miarę Aleksandra Wielkiego, choć tak naprawdę nie masz pojęcia o prawdziwej walce.  Naczytałeś się głupich historyjek i poznałeś schematy z tych swoich podręczników, ale to ja każdego dnia walczyłem o życie, ja harowałem na chleb jak wół i budowałem w sobie siłę, której nic nie da rady!

- No proszę, szydło wyszło z worka! Panowie, mamy tutaj zdrajcę!- wrzeszczał Edmund, który aż gotował się ze złości.- Skoro tak ci się nie podobało w MOIM oddziale to trzeba było się przenieść, albo w ogóle nie przychodzić. Jeśli taki z ciebie ,, mężniak" to może sam wybijesz wszystkich Niemców?! Pff...

- Zrobiłbym to już dawno, ale musiałem cię mieć na oku, zdradziecka gnido!- krzyknął Stefan i silnym ruchem ręki uderzył Edmunda w twarz, powalając go na ziemię. Chłopak upadł uderzając głową o kamień. Na skale momentalnie pojawiła się krew.

- Coś ty najlepszego narobił!- odezwał się Ksawery, po czym podbiegł do rannego przyjaciela.- Nic ci nie jest?! Wszystko dobrze?!

Dowódzca ,, Gronostaja" nie odzywał się i zamarł w bezruchu. Natychmiast zebrał się w okół niego tłum gapiów. Koledzy Edmunda próbowali go ocucić i pomóc najlepiej jak tylko się da. Major, poruszony zamieszaniem w obozie natychimast zjawił się w miesjcu feralnego wypadku:

- Co tu się stało?!- Zapytał patrząc na leżącego i coraz silniej krwawiącego Edmunda.

- Pokłócił się ze Stefanem. Porządnie oberwał i uderzył potylicą w głaz- wytłumaczył Goniec.

- Wezwijcie sanitariuszki i lekarza - zarządził major.

- Jest tutaj tylko pare nowicjuszek, które nie umieją nic poza zrobieniem zastrzyku i zabandarzowaniem ran- powiedział zadyszany Franek, który tuż po wypadku pobiegł po wsparcie.- Trzeba kogoś wysłać do stanowiska sanitarnego!

- Zanim tam dotrzemy, będzie dla niego za późno- krzyknął przerażony Ksawery.

- Przepraszam, przepraszam!- nagle odezwła się jakiś mężczyzna, który próbował przecisnąć się przez zgromadzonych.- Chyba będę mógł pomóc!

- O Matko, Edmund!- Irena, która przyszła razem z przybyszem zamarła z przerażenia.

- Doktorze Woźnicki, proszę go ratować!- powiedział major, dopuszczając lekarza do rannego chłopaka

- Zrobię wszystko co w mojej mocy.




Ulica '44Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz