Rozdział 15

938 58 10
                                    

Mijały tygodnie od incydentu z Claire i jak na razie nie dostałam, żadnego ostrzeżenia czy coś w tym stylu. Najwyraźniej Nico się mylił.

Koniec w końcu nadszedł okres świąteczny. Dzisiaj był ostatni dzień zajęć przed przerwą świąteczną. Widziałam uśmiechnięte twarze moich kolegów i innych uczniów. Każdy z nich mówił o tym jak spędzi święta w rodzinnym gronie. Opowiadali również o swoich tradycjach i zabawnych sytuacjach. Zazdrościłam im rodzinnej atmosfery. Moje święta zazwyczaj były ponure. Świąteczne śniadanie rano i otwarcie prezentu, a następnie samotny dzień, ponieważ mama musiała wracać do ministerstwa. Nigdy nie przepadałam za świętami, dlatego w tym roku postanowiłam zostać w szkole.

- A ty? - zwrócił się do mnie Francis. - Jak Ty spędzasz święta?

- Zazwyczaj samotnie spędzałam - wszyscy spojrzeli na mnie ze smutnym wzrokiem. - W tym roku postanowiłam zostać w szkole. Nie mam ochoty spędzać ich w domu z mamą. I tak będzie musiała wracać do pracy - wytłumaczyłam.

- Nie będziesz sama w pokoju wspólnym - odezwał się Lucas. - Nicodème też zostaje.

Od kilku dni zapał Nicodème'a ostygł i stał się bardziej przygnębiony. Wyglądało na to, że magia świąt tak na niego działała.

- Czemu? - spytałam.

- Lepiej, żeby sam ci powiedział - odparła Èlodie. - To dosyć delikatna sprawa.

Siedzieliśmy w pokoju wspólnym, żegnając się i życząc sobie wesołych świąt. Było mi trudno się z nimi żegnać, pomimo tego, że znałam ich dopiero nieco ponad miesiąc. Zdecydowanie za szybko przywiązywałam się do ludzi.

- Żegnaj, kochana - Lucie wyjeżdżała jako ostatnia. - Mam nadzieję, że przetrwasz ten okres.

- Dam radę. Wesołych Świąt, Lucie - przytuliłam ją najmocniej jak mogłam.

Kiedy kufer dziewczyny zniknął za drzwiami westchnęłam i poszłam do dormitorium. Na szczęście Claire nie zostawała w zamku. Miałam cały pokój dla siebie na ten okres.

Podeszłam do mojej szafki nocnej i wyciągnęłam swój szkicownik i ołówki. Spakowałam wszystko do torby i ruszyłam w poszukiwaniu cichego miejsca, gdzie mogłam się zrelaksować i zainspirować. Padło na salę muzyczną. Na środku stał wielki fortepian, a po bokach leżały skrzypce. Pomimo tego, że miałam do czynienia z fortepianem nie zapisałam się na te lekcje.

Odłożyłam swoje rzeczy przy wejściu i podeszłam do instrumentu. Coś mi mówiło, abym zagrała na nim. Miał w sobie jakąś moc, która mnie przyciągała. Koniec w końcu usiadłam na stołku i położyłam swoje palce na klawiaturze, a one automatycznie zaczęły naciskać klawisze. Zamknęłam oczy i wczułam się w melodię. Nawet nie wiedziałam kiedy Nicodème wszedł i zaczął śpiewać. Jego głos idealnie komponował się z graną przeze mnie melodią. W swój śpiew wkładał wszystkie emocje, które w nim tkwiły. Można było usłyszeć ile smutku i cierpienia w sobie nosił.

Kiedy skończyłam, spojrzałam na niego. Po jego policzkach spływały strumienie łez. Bezsilnie usiadł na stołku, chowając twarz w dłoniach. Przytuliłam go do siebie jak najmocniej umiałam, aby pokazać, że będę dla niego, jeśli będzie tego potrzebował. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie.

- Nico... - szepnęłam i wzięłam jego twarz w moje dłonie. - Co się dzieje? - spojrzał na mnie z zaczerwionymi oczami, jakby płakał od dłuższego czasu. Wyglądał wtedy bezsilnie. - Dlaczego zostałeś w szkole na święta?

- Flore, ja... - nie mógł się wysłowić. - Ja nie mam rodziny... Moi rodzice nie żyją... - zaczął płakać jeszcze bardziej.

Opowiedział mi swoją historię. Nigdy nie rozmawialiśmy o tak poważnych tematach. Raczej droczyliśmy się ze sobą wzajemnie i bawiliśmy się. Nigdy nie znałam jego historii. Opowiedział mi, że jego rodzice popełnili samobójstwo na początku wakacji. Udawał, że wszystko jest w porządku od początku roku szkolnego. Nie chciał, aby ktokolwiek brał go na litość. Jego humor popsuł się w okresie świątecznym, ponieważ co roku szczęśliwie spędzał święta w gronie rodzinnym, a tegoroczne spędzi z dala od domu i bez rodziny.

- Ja... Po prostu za nimi tęsknię. Cholernie za nimi tęsknię. Brakuje mi ich każdego dnia i każdego dnia zastanawiam się, co poszło nie tak. Co złego zrobiłem, skoro się zabili - opowiadał dalej, patrząc w martwy punkt.

- Hej... To nie twoja wina. Nie obwiniaj siebie za to - spojrzałam na niego. - Nie dobijaj siebie. Proszę.

Jego czekoladowe oczy wypełnił smutek i poczucie winy. Było mi go wtedy żal. Bardzo.

Hidden TruthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz