18 maja 2019 r.
- To jest dokładnie ten dzień - pomyślała Marinette.
Jej długo wyczekiwany, idealny dzień.
Dzień, w którym miała spotkać tego jedynego.
Od samego rana wszystko szło po jej myśli. Obudziła się jeszcze przed budzikiem, dzięki czemu nie musiała się spieszyć z szykowaniem do szkoły. Ciepłe bułeczki z gorącym kakao na śniadanie wywołały u niej uśmiech, a nawet makijaż wyszedł perfekcyjnie. Jej dobry humor powiększył się jeszcze bardziej, gdy na dzienniczku online zobaczyła, że dwie ostatnie lekcje zostały odwołane. Z niecodziennym entuzjazmem niebieskowłosa chwyciła swój - tego dnia niezwykle lekki - plecak i wyszła z domu.
Od razu jej twarz otuliły ciepłe promienie słoneczne, a do jej nosa wpadł uspokajający zapach kwiatów, które były sprzedawane na przeciwko jej domu. Jak zawsze panował tu ten miły gwar, który tak bardzo przypominał jej poranki w wioskach z tych wszystkich bajek, które oglądała, gdy była małą dziewczynką. Ludzie witali się i pozdrawiali, miło zachwalając swój ubiór lub fryzurę. Można było zauważyć tą serdeczność, z którą kojarzony był Paryż.
Marinette głośno westchnęła i radosnym krokiem ruszyła do szkoły. Przywitała się z kilkoma znajomymi, których spotkała po drodze oraz pochwaliła kwiecistą sukienkę pani Wilson. Nie mogła zapomnieć także rzucić kilka komplementów na temat różowych butów jej sąsiadki, panny Davies oraz nowej koszuli jej męża.
Przed wejściem do szkoły czekała już na nią jej najlepsza przyjaciółka, Alya. Przywitały się przyjacielskim uściskiem i razem wkroczyły do szkoły.
- Więc jakie masz plany na dziś? - zapytała wesoło okularnica.
- Nie wiem jeszcze... myślę, że od razu po szkole pójdę się przejść do parku i później zobaczymy - odpowiedziała niepewna swoich słów niebieskowłosa. W końcu nie wiedziała, co dzisiaj dokładnie ma się wydarzyć. Nawet nie miała gwarancji, że te cyferki to data.
Marinette westchnęła cicho. Przypomniała sobie ten moment...
"- Mamusiu! Mamusiu! - krzyczała drobna dziewczynka o ślicznych, fiołkowych oczkach.
- Co się stało, córeczko? - niska kobieta uśmiechnęła się do swojego dziecka, gdy wskoczyło ono jej na kolana, zrzucając książkę i przerywając chwilę spokoju.
- Kiedy myłam rączki, zauważyłam w lusterku jakieś cyferki na moim ramieniu! Skąd one się tam wzięły, mamusiu? Czy to coś złego?
- Nie, to nic złego, nie martw się. To tatuaż bratnich dusz. Każdy taki ma. - Sabine uspokoiła swoją kochaną córeczkę.
- Tatuaż bratnich dusz? - W oczach Marinette pojawiły się iskierki. Zawsze się tak działo, gdy była ona czymś zainteresowana i coś ją fascynowało, zupełnie jak teraz.
- To takie tatuaże, który każdy ma już od urodzenia. Pokazują one coś, co jest związane z twoją bratnią duszą. - wyjaśniła kobieta. - Na przykład jeśli twoja bratnia dusza lubi piec, może to być babeczka, tak jak u mnie i twojego taty. Ale mogą to być też napisy lub inne rzeczy, nie tylko obrazki.
- Wow, to brzmi super!
Nagle dziewczynka posmutniała.
- Ale co oznaczają moje cyferki? Moja bratnia dusza lubi liczyć?
- Niekoniecznie - granatowowłosa pocałowała córkę w czoło. - Może to być też data. Zobacz, 18052019 to jak 18 maja 2019. Może tego dnia spotkasz bratnią duszę?