We don't have many days

88 5 0
                                    

— Ron! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Hermiona przerwała tok myśli rudowłosego, swoim charakterystycznym, pretensjonalnym i pełnym niedowierzania głosem.

— Dobra, już! Po prostu odleciałem na chwilę. No wiesz, to nie moja wina, że taki ze mnie marzyciel — Weasley uśmiechnął się głupkowato i niezręcznie, czyli tak jak zwykle.

Hermiona odwzajemniła gest, choć w przeciwieństwie do uśmiechu Rona, jej wyrażał politowanie, z nutką irytacji.

— A gdzie znajduje się nasz Harry? — Ron postanowił zmienić temat, co ostatnio zdarzało się dość często, jak zauważyła Granger.

— No nie wiem czy taki ,,nasz”, ostatnio dość dużo czasu to nam nie poświęca — gryfonka spojrzała znacząco na Rona.

— Za to świetnie dogaduje się z Ginny.

— Oh, zamknij się już — uciszył ją błyskawicznie zarumieniony Ron, gdyż sama myśl dotyczącą tej ,,pary”
po prostu sprawiała, że czuł się niekomfortowo i jakoś... źle?

Granger zaśmiała się tylko na przewidywalną reakcję towarzysza jakże wciągającej rozmowy.

Mogłoby się wydawać, że pogawędka ta ulegnie końca, gdy Weasley zaczął łapczywie zajadać się uwielbianym przez niego drobiem. ,,Na szczęście” Hermiony, Ron jednak nie przejmował się zbytnio wypełnioną po brzegi buzią,
„przecież i tak głównie tylko słuchał i przytakiwał”.

Niecały kwadrans później panna Granger dała znać Ronaldowi, że wybiera się do biblioteki. Spytałaby, czy ów chłopak nie zechciałby może dotrzymać jej towarzystwa, ale stwierdziła, że i bez tego doskonale zna jego odpowiedź.

— To widzimy się w dormitorium, tak? — spytał Weasley, gapiąc się raczej na kolejne, nietypowe dodatki Luny, aniżeli na szatynkę.

— Jasne — odpowiedziała srogim głosem, a z sali wyszła tak pospiesznie, że niemal przy żadnym kroku rąbek jej szaty nie zdążał opaść ponownie na chłodną posadzkę.

Szybkie tempo stukotu jej bucików wydało się za to dość komiczne Weasleyowi, który prychnął pod nosem.

_______________________________________

— Słuchaj Ginny, ja muszę już lecieć — powiedział na odchodne nie kto inny, jak sam Harry Potter.

— Ale Harry — odpowiedziała zdenerwowana Ginevra niemal natychmiast, chcąc zatrzymać go jeszcze dla siebie, choćby na sekundę.

— Mówię serio, muszę się z kimś spotkać, a już jestem spóźniony — wyjąkał wybraniec, po czym stuknął na nadgarstek, gdzie powinien znajdować się zegarek — serio Ginny, do zobaczenia następnym razem!

— Wybiegł jak poparzony — prychnęła Ginevra sama do siebie, zakładając ręce na klatce piersiowej. W przeciwieństwie do starszego brata, Weasleyówna nie prychała nigdy z rozbawienia, jedynie ze złości.

Co się z nim wyprawia? Przecież on nigdy w życiu nie nosił nawet zegarka.

Poirytowanie jednak wkrótce płynnie przemieniło się w troskę i zmartwienie, zarówno o samego Harrego jak i ich relacje.

Nie mamy wielu dni — usłyszała słowa, które wydobyły się z jej własnych ust. Miała wrażenie, że lada moment ich relacja ulegnie jakiejś poważniejszej kolizji, a ona nie mogła na to nic zaradzić, w każdym razie, nie miała pojęcia jak. Ile im zostało?

Bewildered Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz