srebrne irysy → asia jackowska

180 31 81
                                    

   Moje włosy najpierw miały kolor złotego zboża. Ale niewinne promyki słońca zaczęły je wypalać, zaczęły płonąć – płonęły jak pukle mej przyjaciółki. Lecz w końcu zjawił się deszcz i ostudził to wszystko. Raptem stały się białe, jak delikatne obłoki sunące po niebie – para wodna, tak ulotna i niewidzialna. Jak płótna moich nieskończonych dzieł, które dopadła pustka. Dopadła je wraz z moim wyblakłym życiem.

   Dobiegło ono końca wraz z momentem, gdy miłość dwójki osób, wtedy dla mnie najważniejszych, wyparowała. Pofrunęła do góry. Stała się chmurą, w jakiej wszyscy usiłują dopatrzeć się czegoś pięknego, jakiegoś niebiańskiego przekazu. Namalowałam tę chmurę. Zawsze, gdy patrzę na owe płótno, nie widzę bożego daru. Widzę Śmierć.

   Cóż, kiedyś nam wszystkim na czole położona zostanie koścista i zimna ręka. Przeszywająco zimna. Jak kolory farb, którymi maluje się Żal. Używają ich jedynie prawdziwi artyści, jacy wiedzą, jak uwiecznić na obrazie uczucia. Przeżyli Niebo i zapragnęli Piekła.

   Piekło jest gorące, jak uczucie, które niegdyś łączyło dwie osoby. Lecz zostały po nim tylko poparzenia, ogień zgasł. One w końcu też się zabliźniły, lecz pozostałości nadal bolą. Od czasu sparzenia nie mogę spać na sercu.

   Osoba, którą kochamy całym sercem. Każdy kogoś takiego ma, ja też, choć myśli, iż jej nienawidzę. Ona jest aniołem, Leśną Wróżką, jaka macha swą srebrną różdżką. Witkę zesłały do jej rąk pewnej nocy Gwiazdy, aby mogła oczarowywać nią samotne dusze, błąkające się po mokradłach. Jednakże wcale jej nie używa. Jaźnie jednoczy sobie Słowami, delikatnie wypływającymi spomiędzy jej różowych warg.

   „Myślę, że człowiek jest istotą wiecznie tęskniącą. Jak nie do kogoś, to do czegoś. Jakby się miało wiecznie puste serce..."

   Ona jest Leśną Wróżką, a ja Białą Czarownicą.

   Ona ma ognistorude włosy, a me pukle jakby wyblakły.

   Ona umie kochać, a mnie trzeba przypomnieć, jak to się robi.

   Lecz nikt nie umie.

   Nienawidzę kwiatów. Zbyt szybko usychają, jednocześnie nikogo nie smucąc swym odejściem. Na świecie jest zdecydowanie za dużo tulipanów. Sieje je Wiosna, lecz czy o nich pamięta? Płacze, gdy Lato wkracza do jej ogrodu i swym złotym sierpem wszystkie ścina? Chciałabym, aby tak było. Przecież wystarczy poczekać, znaleźć odpowiednie nasiona i je zasiać. Przyjdą kolejne tulipany, które będzie można znienawidzić. I znów, i znów... Pokochać jest się w stanie jedynie srebrnego irysa. A takich już nie ma.

   Irysy mogą poszczycić się jedynie niebieską szatą, niekiedy ubrudzoną farbą, która skapnęła z płótna przedstawiającego wschód słońca. Są delikatne, a ich płatki bez odpowiedniej miłości Matki Ziemi opadają, spadają w dół. Coraz niżej, w Otchłań Zapomnienia. Nikt nie lubi zwiędłych kwiatów, są jak margines społeczny. Jak młode dusze, które po zakończeniu zajęć usadawiają się na parkowej ławce i zadurzają w Zapomnieniu. Imponują innym, gdyż oni nie opanowali tej sztuki. Sztuki zapominania...

   Zapomniany obraz Dawnych Lat staje się gratem. Farba blaknie, aż w końcu nikt nie umie dojrzeć, co się na nim znajdowało.

   Akwarele pozwalają namalować na płótnie uczucia. Granatowy jak dno morza żal, złoty wstyd i białą pustkę. Farby do włosów umożliwiają zakrycie ohydnego koloru. Znienawidzony został poprzez doświadczenia z przeszłości. Wyśmiewanie, skojarzenia z czymś, czym nie chcemy go kojarzyć. Chęć wymazania pamięci. Zapomnienia o tych chwilach, gdy było się tak beztroskim i głupim. Tak wierzyło się w idealną historię i bajkowe zakończenie w powieści pisanej przez Życie. Lub po prostu pragnienie zniknięcia. Ja wybrałam biel. Jest intrygująca, więc ludzie się za mną oglądają. Na zewnątrz wygląda niewinnie i czysto – w środku buzuje z emocji. Czerń i biel zniszczonych klisz, na których odcisnęły się długo zaciskane tam palce Czasu – kryją w sobie tyle barw! Jednak na wiekowych fotografiach złote włosy stają się białe, a po upływie lat blakną. Moja codzienność to zamknięcie w starej migawce. W końcu miejsce na kliszy się skończy.

   Lecz oprócz tego, iż klisza może pęknąć, a wspomnienia ulec zniszczeniu, fotografia to cudowna rzecz. Szczególnie lubię dzielić się nią z innymi.

   W internecie ludzie biorą mnie za idealną. Podoba mi się to, ich łatwowierność. Wzdychają do zdjęć przedstawiających coś, o czym nie mają pojęcia. Czerń i biel się im podoba. Jest wręcz wspaniała, wygląda staromodnie i subtelnie. Po co w ogóle im barwy, skoro pragną widzieć wszystko przez pryzmat śmierci?

   Ja wam wszystkim odpowiem: bo mają za dużo szczęścia, więc łakną żalu, choć nigdy go nie pojmą.

   Nie zrozumieją bólu, jaki kryje się w moich dziełach. A ja tylko pragnę miłości, srebrnego irysa, który nie istnieje.

   Czy da się przemalować niebieskie serce i zamienić w srebrne?

   Czy istnieje pędzel, który zrobi to dokładnie?

   Chciałam go przemalować, choć wiedziałam, że farba zejdzie. Znów będzie w kolorze nocnego nieba. Czerwień i modry daje fiolet, barwę krokusów, jakie Niegdyś Srebrny Irys i Leśna Wróżka tak kochają. Jeśli zwiędną, ona składa na ich płatkach gorący pocałunek. Czyni on z nich niezapominajki.

   Zanim jednak stałam się Białą Czarownicą, byłam Polną Królewną, przyjaciółką ognistowłosej Wróżki. Łany zboża służyły mi za piękny pałac, w którym mieszkali też Król i Królowa, a w pałacowym ogrodzie dom swój mieli makowi poddani. Dzięki letniemu słońcu kwitliśmy, a nasze życie było usłane chabrami, z jakich utkane były drogocenne dywany. Lecz kiedyś musiała nadejść Zima. Białą temperą pomalowała nasz obraz, czyniąc go zamiecią śnieżną. Królewska para przepadła, a serce ich córki zamarzło. Leśna Wróżka mawiała kiedyś, iż sople są piękne.

  Znienawidziłam ją, a me włosy wyblakły. Farba, jaka z nich wypłynęła, spłynęła mi po zapłakanej twarzy. Wsiąkła w ziemię, a ja nie potrafiłam jej odzyskać. Nadal nie umiem.

   Pragnęłam zapomnieć, zerwać srebrnego irysa spomiędzy źdźbeł pociemniałej trawy. Gdy po niej stąpałam, stawała się czarna. A ja blakłam. Traciłam kolory, gdy wszystko wokół ich nabierało. Tylko srebrny irys się nie zmieniał, więc bałam się go zerwać. Może, gdybym spróbowała, obydwoje stalibyśmy się znów dawnego koloru?

   Pewnego dnia odeszłam na chwilę, by popłakać samotnie w koronie wierzby, a do irysa podeszła Leśna Wróżka. Na jej widok całe moje wyblakłe królestwo zostało jakby pokolorowane, pomalowane delikatnymi akwarelami. Nie chciałam tego, choć w głębi moja dusza właśnie tego pragnęła. Barw.

   Srebrna farba pokrywająca irysa została zdrapana, a on znów stał się niebieski.

   Moje serce już nie istniało, nie mogło więc znów pęknąć. Poczułam jednak, jakby ktoś pociął ostrym kuchennym nożem moją duszę.

   Połączenie dwóch wyrazistych farbek daje nowy kolor, a ich nie można już otrzymać z powrotem. Stają się jednością. Na zawsze. A biały akryl może jedynie rozjaśnić ten drugi, o barwie bławatków. Albo irysów.

na podstawie ,,Nie całuj się pod kapliczką" Awarko

Mimo, iż Asia Jackowska nie należy do kanonu moich ulubionych postaci z tego opka, stwierdziłam, że ukazanie historii z jej perspektywy i wczucie się w jej ból może być ciekawym doświadczeniem. Nie myliłam się. Pisało się bardzo przyjemnie, choć nie było łatwo. Trzeba było trochę najpierw pomyśleć (czytaj: ze dwa tygodnie albo lepiej), a napisanie o niej czegoś to była taka moja wewnętrzna potrzeba, so. Asia to tragiczna postać i mam nadzieję, iż jest to tutaj odpowiednio ukazane (nie przesadzone znaczy, bo jak Olka się wczuje xd) Jeśli ktoś jeszcze nie czytał Kapliczki, to bardzo, bardzo, bardzo polecam to cudo p r a w i e z nieba! I Cezar też, to najsłodsza i najbardziej puchata kulka ironii, jaką można poznać <3 (plus moje dziecko adoptowane) A zaraz potem bierzcie się za Uniwerek, bo drama time na horyzoncie wyczuwalny przez cały czas (no i ankowy klimat).

Pozdrowionka dla wszystkich, Kochani!

srebrne irysy → asia jackowskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz