Rozdział 20

2.8K 127 16
                                    


Świadomość Snape'a była podzielona. Jedna jej część kazała mu się obudzić, upewnić się, że Harry żyje, jest cały i zdrowy i zabrać go jak najdalej stąd. Jednakże ta druga, znacznie większa część, kazała mu dać sobie z tym spokój, po prostu pozwolić ciszy i spokojowi przejąć nad sobą kontrolę, mówiła, że i tak nie czuje swoich nóg, więc dlaczego miałby się budzić?

Martwił się o Harry'ego... ale może byłoby lepiej dla chłopaka, gdyby sprawy potoczyły się takim torem? Do czego taki stary dupek byłby potrzebny Chłopcu, Który Znowu Przeżył, bohaterowi wojennemu, Wybawcy całego pieprzonego świata? Hymny na cześć Pottera będą wyśpiewywane w najdalszych zakątkach planety. Każda czarownica i każdy czarodziej będą chcieli pocałować go, uścisnąć mu dłoń lub wydać za niego swoje córki. Ostatnia rzecz, której chłopak potrzebuje, to wlokący się za nim, beznogi były Śmierciożerca, krzywiący się do wszystkich jego fanów, odstraszający wszystkie potencjalne kandydatki na żony. A co później? W końcu chłopak dozna olśnienia i postanowi się odpieprzyć, a Snape zostanie sam w stanie znacznie gorszym, niż był wcześniej – ponieważ teraz wiedziałby, czym jest miłość, zanim zostałaby mu odebrana.

Nie. Tak będzie lepiej. Nie budzić się. Poddać się. Odpuścić sobie. Będzie lepiej dla wszystkich, jeżeli nie wróci z tej walki. Wykonał swoje zadanie, przynajmniej częściowo się zrekompensował. Teraz nadszedł czas, by zniknął.

Dziękuję, Albusie. Żegnaj, Harry cholerny Potterze.

***

Jeżeli istniała jakaś rzecz, w którą Severus Snape absolutnie NIE wierzył, była to koncepcja nieba. Jego wnikliwy umysł nie potrafił zaakceptować tej teorii. Sama myśl o niebie urażała jego uczucia. A jednak... czym innym mogło to być?

Był otoczony czymś miękkim i ciepłym. Słyszał śmiech i śpiew. Czuł znakomite piękno delikatnych ust przyciśniętych do jego własnych. Czuł zapach... czekoladowych żab i cytrynowych dropsów?

Powieki Snape'a podniosły się gwałtownie. Nieporządne kruczoczarne włosy. Okrągłe okulary. Nie mógł zobaczyć niczego więcej. Ale w następnej chwili otworzyły się czyjeś oczy i popatrzyły na niego szmaragdowe tęczówki, a miękkość przy jego ustach odsunęła się na niewielką odległość.

- Harry.

Uśmieszek.

- Witaj z powrotem.

- Z powrotem skąd, Potter?

- Stamtąd, gdzie byłeś przez ostatnie pięć godzin.

- Spałem?

- Raczej byłeś nieprzytomny. Jak się czujesz?

Snape przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

- Dobrze. Chociaż – westchnął zrezygnowany – nie czuję nóg.

Niepokój i strach przemknęły przez zielone oczy, zanim leniwy uśmiech rozpromienił piękną, bladą twarz.

- Przepraszam. – Potter przesunął się i zszedł z łóżka, stanął obok niego i zaczął bezskutecznie masować nogi Snape'a przez kołdrę. – Teraz lepiej?

Snape tylko obserwował przez chwilę dłonie Pottera.

- Siedziałeś na mnie. – To było stwierdzenie. Wyszeptał je z ulgą i wdzięcznością, czując się przy tym trochę głupio, gdy tylko w jego kończynach pojawiło się mrowienie. Nagle podniósł wzrok. - Jak długo na mnie siedziałeś, ty idiotyczny dzieciaku?

- A bo ja wiem? Chyba prawie godzinę. Po prostu nie mogłem już dłużej wytrzymać, siedząc obok łóżka. Nie wtedy, gdy wciąż się nie budziłeś. Ja tylko... tylko chciałem cię przytulić. Przypuszczam, że nie powinienem tak długo. Przepraszam...

Chłopiec, Który Trochę PrzeżyłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz