chandelier

81 6 2
                                    

Odłamki czarnej porcelany popłynęły wzdłuż ściany do jasnej wykładziny. Fragmenty niegdyś pięknego talerza, teraz wplątując się w nitki dywanu, stały się jego częścią. Butelka wody rzucona z niewielkiej odległości pod wpływem siły pękła, zalewając zimne, salonowe panele. Szklanka trzymana przed minutami w dłoni znalazła się teraz stłuczona za regałem.

Ale Jeongguk nie dbał o stratę szklanki, szkło w ukochanym dywanie jego męża lub zalane panele, niegdyś błyszczące się całymi dniami.

Myśli Jeongguka krążyły wciąż wokół jego zaciśniętych pięści, drżących nóg oraz cichego pojękiwania psa, który przez hałas położył po sobie uszy, uciekając do posłania znajdującego się w kącie pokoju.

Dzwoniący telefon mężczyzny także leżał w ciemnym zakamarku. Dotychczas jego stan był perfekcyjny bez żadnej rysy. Teraz jego zbita szybka, zepsuty wyświetlacz oraz prawdopodobnie uszkodzona bateria odstraszały właściciela, skutecznie uświadamiając mu, kim się stał.

Mimo słabości, która towarzyszyła mu odkąd opadł na kolana z głośnym szlochem, podniósł się i chwiejnie podszedł w stronę lustra. Spojrzał sobie głęboko w oczy, wyszeptując prawie bezgłośnie słowa, które jeszcze przed momentem napisał w wiadomości do męża.

- Jestem potworem.

Odwrócił się w stronę pomieszczenia. Jego wzrok mimowolnie skupił się na przestraszonym nieznanym zachowaniem swojego pana psie. Jeongguk nie miał siły uśmiechnąć się do niego. Nieistotne jak mocno kochał Yeontana, nie był w stanie wydusić z siebie więcej niżeli szlochu i cichych słów, których pupil i tak nie mógł zrozumieć.

- Przepraszam, Tannie. Nie zasłużyłeś, by mieszkać z potworem.

Oczy mężczyzny pokierowały się w stronę czarnej porcelany. Zbliżył się do niej, starając się podnieść jej odłamki. Te boleśnie wbiły mu się w dłonie, gdy znów zacisnął je w pięści.

Krew skapywała spomiędzy palców, wydając cichy odgłos przy uderzeniu w taflę rozlanej wody. Choć dźwięk ten ginął w morzu tykania wskazówek zegarów, dla mężczyzny był tym szumiącym w głowie. Tym niedającym spokoju. Tym niedopuszczającym tlenu do płuc.

Rozluźnił pięści, pozwalając zakrwawionemu talerzowi opaść na podłogę.

Och, jakże chciał być wtedy jednym z tych odłamków.

Ruszył w stronę łazienki. Znów spojrzał na swoją twarz, przyglądając się dokładnie zaschniętym już łzom, mając nadzieję, że to właśnie w nich odnajdzie swoją cząstkę człowieczeństwa. Na próżno.

Jego ciemne oczy wpatrywały się z odrazą we własne odbicie. Nie wiedział już, kogo bardziej nienawidził. Siebie czy Jeon Jeongguka?

Siebie.

Drżącymi wciąż dłońmi odpiął pasek w spodniach, powoli wysuwając go z każdej pojedynczej szlufki. Wciąż patrząc w swoje oczy, szedł tyłem w stronę stołu. Plecami natknął się na krzesło. Delikatnie na nim stanął i choć nie był w stanie z tej odległości dostrzec uczuć w swoim spojrzeniu, wiedział, że nie odnalazłby w nim niczego.

Zsunięte buty z hukiem opadły na podłogę, gdy bose stopy zsunęły je, stykając się z zimną, drewnianą powierzchnią.

Jeongguk stał na krawędzi, obserwując w lustrze, jak dłonie powoli otaczają jego szyję skórzanym paskiem. Pociągnął za niego, sprawdzając jego siłę.

Idealna.

Druga część zawisła na żyrandolu. Pięknym żyrandolu. Ulubionym żyrandolu jego męża. Przytwierdzonym do sufitu tak mocno, że choćby chciał, nie byłby w stanie go zdjąć.

Zakołysał się niebezpiecznie na krawędzi, będąc gotowym, by odepchnąć od siebie niepożądany mebel.

Spojrzał na swoje wiszące prawie w powietrzu ciało i poczuł, jak ogarnia go wszechstronny spokój.

W przeciwieństwie do Taehyunga, który łamiąc prawdopodobnie wszystkie przepisy drogowe, jechał w stronę domu. Czerwone światła, mandaty, a nawet ścigający go gdzieś w oddali radiowóz nie miał żadnego znaczenia od momentu, w którym ujrzał przychodzącą na swój telefon wiadomość od męża.

Jestem potworem.

Te dwa słowa z początku wgniatające do w oparcie biurowego krzesła teraz odebrały mu wszystkie zmysły, gdy jechał jak szaleniec w stronę tej zbyt oddalonej dzielnicy.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę, Jeon Jeongguk. Jak Boga kocham, wytrzymaj jeszcze chwilę.

Powtarzał to sobie wciąż pod nosem, ponieważ nawet jeśli mąż nie był w stanie usłyszeć jego słów w stanie fizycznym, może gdzieś w jego głowie pojawił się przebłysk zapłakanej miłości swojego zbyt szybko zbliżającego się ku końcowi życia.

Dlatego mamrotał to wciąż i bez końca, zagłuszając głos automatycznej sekretarki przekierowującej go na pocztę głosową za każdym razem, gdy młodszy nie odebrał od niego telefonu. Skręcił w ostatni zakręt dzielący go z Jeonggukiem.

Z Jeonggukiem, któremu słowa zamarły na ustach, gdy jego pies cicho zaskomlał, nie rozumiejąc, co się działo.

Ale zarówno skomlenia szczeniaka jak i zdyszany, ciężki oddech Taehyunga nie miały znaczenia, gdy pewnie odepchnął czarne krzesło, które głośno upadło na panele.

Zanim drzwi do mieszkania gwałtownie się otworzyły, a jego oczy powoli zamknęły, zdążył jedynie wychrypieć ostatnim wydechem dwa mrożące krew w żyłach Taehyunga słowa.

- Jestem potworem.

chandelier [taekook oneshot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz