– Żartujesz?
– Wyglądam, jakbym żartował? – powiedział Theo, wzdychając ciężko. Liam zamrugał na niego oczami, zastanawiając się, do jakiego dziwacznego wymiaru zawędrował.
– Chcesz być moją kotwicą?
– Tak. Nic mnie bardziej nie uszczęśliwi – powiedział sucho Theo. – Oczywiście, że nie chcę nią być, ale do momentu, w którym to wszystko się skończy, musisz nauczyć się, jak skutecznie kontrolować złość. Kotwica pomoże ci w tym...
– I ty zamierzasz być moją…
– Tak, Liam. Powtórzyłem to już tylko jakieś milion razy. Łatwiej rozmawia się z betonowymi ścianami.
– Pewnie dlatego, że betonowe ściany nie mogą powiedzieć ci, jak wielkim dupkiem jesteś – burknął Liam.
– Cóż, ten dupek od teraz jest twoją kotwicą – odparł Theo. Liam miał nadzieję, że jego plan nie polegał na tym, że będzie musiał wyobrażać sobie jego tyłek za każdym razem, gdy się wścieknie. – Tworzymy całkiem niezły zespół. Potrzebowałeś dzisiaj mojej pomocy i mogę się założyć, że będziesz potrzebował jej ponownie, zanim to wszystko dobiegnie końca. Jeśli będziemy pracować razem, wydaje się być całkiem niezłym pomysłem, byś używał właśnie mnie.
– Nie mogę po prostu przełączyć swojej kotwicy – powiedział Liam. Nie chciał przyznać, że miało to sens i wydawało się być… proste. To, że Theo, pomijając jego irytujące nawyki, takie jak mówienie, zdążył już jakimś sposobem zbliżyć się do niego na tyle, że czuł się spokojniej, gdy miał go przy sobie.
Nie chciał przyznać tego, że martwił się, iż Theo już teraz był bardzo blisko bycia jego kotwicą, czy mu się to podobało, czy nie. Zdał sobie z tego sprawę wcześniej tego dnia, gdy starali się zwabić łowców do starego zoo. Bicie serca Theo uspokajało go nawet wtedy, gdy jego pięść zderzała się z jego twarzą. Wiedział, że jeśli znajdowałby się z kimkolwiek innym, całkowicie by się przemienił. Samo to, że Theo wyszedł z tej sytuacji jedynie z kilkoma siniakami i trzykrotnie załamanym nosem, stanowiło swego rodzaju cud.
– Nie, ale możesz nad tym popracować – powiedział Raeken, nieświadomy wewnętrznego kryzysu drugiego chłopaka. Mógł przyznać, że Theo już teraz potrafił go uspokoić, dzięki czemu nie będzie musiał aż tak bardzo nad tym “pracować”. Liam pomyślał o tym, jak bardzo zadowolony byłby wiedząc, że w minimalnym stopniu posiada nad nim władzę i od razu zdecydował, że nigdy mu o tym nie powie. – Słuchaj, kiedy to wszystko się skończy, znajdziemy ci kotwicę, taką na stałe – Liam starał się nie pokazać po sobie, że poczuł odrobinę nadziei, gdy Theo użył liczby mnogiej – ale do tego czasu musimy jakoś przetrwać. A żeby to zrobić, musisz mieć nad sobą kontrolę.
– Dzisiaj jakoś się nam udało – powiedział Liam.
– Ledwo co. Prawie przez ciebie wpadliśmy. Byłeś bliski zabicia kogoś.
– Myślisz, że dzięki skupianiu się na twojej osobie moja żądza mordu zmniejszy się? Jeśli już wpadnę jedynie w większy szał.
– Tak jak stało się dzisiaj? – powiedział powoli, wykrzywiając usta w zadowolonym uśmieszku, którego tak bardzo obawiał się Liam. Jego serce gwałtownie zwolniło. Oczywiście Theo to zauważył. – Ponieważ ja pamiętam, że powstrzymałeś się od zabicia mnie, a ja przekonałem cię do odpuszczenia i prawie udało mi się zmusić cię do zostawienia Nolana. Więc wydaje mi się, że już teraz…
– Jak to zrobimy? – warknął wilkołak. Uśmiech Theo powiększył się.
– Wkurzymy cię, a wtedy postaramy się skupić twoje myśli na mojej osobie, byś się uspokoił.
CZYTASZ
Riptide || Thiam [tłumaczenie PL]
FanficThiam fanfiction; one shot Theo zostaje kotwicą Liama. Zgoda: Jest Autor oryginału: @Captainmintyfresh na ao3 Link do oryginału: https://archiveofourown.org/works/12208572 Start/koniec: 27.04'20 Liczba słów tłumaczenia: 2.6k