~13 lat później ~
Henry odszedł z pracy, bardzo za nim tęsknię. Joey nie chcę ze mną rozmawiać na ten temat.
Teraz przesiaduje jeszcze więcej z Sammym i Borysem. Ostatnio słyszałem jak Joey rozmawiał z kimś o coraz mniejszym zainteresowaniem naszą kreskówką i brakiem zysków. Nie dokońca wiedziałem co to znaczy.~rok później ~
Sammy zachorował, podobno kilka dni temu pomagał Joey'mu przy maszynie do tuszu. Podczas pracy przy niej dotknął atramentu przez co jego ręką była coraz bardziej czarna, tak jak moja ale u ludzi to nie było normalne. Sammy miał wysoką temperaturę, bóle mięśni ale wciąż pracował i pisał piosenki. Joey nie pozwala mi go zbyt często odwiedzać, ostatnim razem oddałem mu swojego pluszaka. On tylko na chwilę oderwał się od pisanego tekstu i uśmiechnął się do mnie. Sammy jest naprawdę świetny i ma piękny głos, martwię się o niego.
~11 miesięcy później~
Obudziłem się jak zwykle w swoim łóżku, było wyjątkowo cicho. Zawsze od rana to miejsce tętniło życiem i dało się słychać pompę do tuszu i pracowników w studiu nagrań. Teraz była kompletna, głucha cisza. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni, była pusta. Wyszedłem na korytarz który był zawsze zaludniony. O tej porze Wolly opróżniał kosze na śmieci. Było pusto, w gabinecie Joey'go nikogo nie było, na dziale muzycznym tak samo. Wkońcu trafiłem do jakiegoś pokoju i to co zobaczyłem zmroziło mnie.
-B-borys... - wykrztusiłem z siebie, wszystko wyglądało jak z mojego snu. Borys miał rozpruty brzuch, powyrywane rzebra i nie miał wnętrzności. Przez chwilę myślałem że to koszmar ale wszystko było prawdziwe. Pobiegłem do drzwi wyjściowych ale były zamknięte.
-Zostawili mnie...-mówiłem rozpaczliwie do siebie. - dkaczego...?~teraźniejszość~
*Pov Sammy *
Owieczko, owieczko, owieczko. To czas iść spać, ułóż swą głowę, nie musisz już gnać, pełnym rankiem zbudzisz się lub inaczej... spotkasz śmierć. - mówiłem przez głośnik do mojej ofiary. - Usłysz mnie, Bendy! Wybudź się z ciemności! Przyjdź i przyjmij mój dar! Uwolnij mnie, błagam! Wzywam cię Demonie Atramentu! Pokaż swoją twarz i weź tę bezbronną owieczkę!-po wypowiedzeniu tego zdania atramentowy demon wszedł do mojego pokoju i żucił się na mnie - Nie! Mój Panie! Przestań! Jestem twoim prorokiem! Jestem twoim... AAAAH!- i umarłem, przynajmniej tak mi się wydawało. Miałem poprostu ogromną ranę w brzuchu, obudziłem się kilka godzin później. Postanowiłem udać się na dział muzyczny, wziąłem jakąś starą koszulkę po czym podarłem ją i zrobiłem z niej bandaż.
-Straciłeś kolejną szansę na wolność, Lawrence..-mówiłem do siebie._________________
Informacja dla
czytających,
akcja rozdziału
odgrywa się
podczas chapteru
drugiego. ❤️😁
CZYTASZ
🖤✒️Pod Maską✒️🖤 🙏Sammy x Bendy 🙏
FanfictionFanfik z shipu Bendy and the ink machin Sammy Lawrence x Atramentowy Demon