Wyruszył w dalszą drogę po uzupełnieniu zapasów. Nie potrafił wyrzucić z głowy pytania, skąd na jego ciele znalazła się kwadratowa runa – im dłużej próbował ustalić jej pochodzenie, tym bardziej gubił się we własnych myślał i wyglądało to tak, jakby tracił grunt pod nogami. Zbyt zły na własną sytuację, nie zwracał uwagi na przechodniów, z którymi zderzał się w wąskiej alei, ani na straż, powoli interesującą się jego zachowaniem, z myślą, że szuka zaczepki; a oni na jakieś głupstwo tylko czekali. Gdy znalazł się za bramą Różanej Stolicy, spojrzenia zelżały.
Stał na rozwidleniu szlaku, jedna ścieżka prowadziła wokół miasta, łącząc z głównym traktem w stronę Tulipańca, druga za to przechodziła przez Ogród Lilii, niegdyś należący do rodziny królewskiej. Stanowił jedno z najbardziej docenianych miejsc w Kwieteniu; był bowiem jedyną ziemią, na której zdołano spełnić marzenie poprzedniego króla – stworzenia ogrodu pokrytego „wszystkimi kwiatami świata". Poprowadził konia właśnie tą drogą, powtarzając, iż tędy uniknie niespokojnej podróży.
Promienie słoneczne znikały za wysokimi drzewami, rosnącymi wzdłuż traktu. Większość kwiatów rozkwitła parę księżyców temu, pozostawiając obraz pełen odcieni zieleni i brązów. Mimo to, Aidan czasami dostrzegł jakąś szkarłatną łodygę, prowadzącą do jaskrawego, niebieskiego pąku z nieregularnymi, żółtymi plamkami. Dochodził dzięki temu do wniosku, że droga nie zdawała się aż tak żmudna i monotonna. Ćwierk ptaków ucichał, a nocne stworzenia powoli budziły się na żer, omijając łapami suche gałęzie i hałaśliwe liście.
Nie wydawały dźwięku słyszalnego dla człowieka. Ciekawskie oczka mnożyły się, wlepiając ślepia w nieznajomego. Zapuszczał się głębiej w las, zaczynając czuć większą presję. Odgłosy, wcześniej przypominające szuranie, zaczęły stwarzać coś w rodzaju szumu, gdy tylko któreś ze zwierząt próbowało za nim podążyć.
Dostał chwilowych zawrotów głowy, ale oprzytomniał, gdy nagle po swojej prawej stronie dosłyszał trzask. Chwycił broń i skierował ją w stronę krzaku; wyszła z niego poraniona, kulejąca postać z dłonią mieniącą się delikatnym, różowym światłem. Stworzenia, wyczuwając magię, rzuciły się do ucieczki tak szybko, że poderwały w powietrze obumarłe rośliny.
Długie, brudne od błota włosy zakrywały twarz dziewczyny.
Dostrzegł coś dziwnie znajomego we władanej przez nią magii – było to uczucie melancholijne, pozostawiające w jego umyśle dyskomfort. Odurzało go i w jakiś sposób przekonało do tego, aby schować na chwilę nóż.
– Pomóż mi... wyszeptała jeszcze, nim upadła.
Wewnętrzny strumień przebijał się przez jej skórę, pozostawiając wcześniej zauważone światło. Uwalniana magia przypominała tę należącą do dziecka, pełną emocji, górujących nad rozsądkiem, i niedojrzałą. Przyszło mu na myśl, że nawet zdziczała; siłą wyrywała się ze słabego ciała.
Pokrywały ją świeże siniaki i delikatne, a liczne cięcia. Wywnioskował, że była niewolnicą –powątpiewał, że jakiekolwiek dziecko potrafiło stłamsić swoją magię oraz sprawić, aby nagromadzona wewnątrz maga, z zasady objawiająca się w urokach, zaczęła bez ostrzeżenia przebijać skórę.
Chciał dać sobie spokój i odejść. Miał własne problemy, wykraczające poza jego rozum i wolał zająć się nimi, niż użerać z niedouczonym magiem, jak mniemał wpakowanym w nie lada kłopoty. Złapał za lejce, a dziewczyna wyczuwając jego niechęć, spróbowała wstać.
Ślizgała się w błocie, nie potrafiąc utrzymać równowagi. Patrzyła na niego, zrozpaczona, dostrzegając w nim ostatni promyczek nadziei. Zahaczyła o jedną z ran, co wywołało u niej pieczenie; ściekająca krew powoli przesiąkała tunikę.
CZYTASZ
Różane Ostrze
FantasyŚwiat rozsypywał się w jego dłoniach, a za sprawą klątwy nawet tego nie zauważył. Aidan, uwięziony w marach przeszłości, spotyka dziewczynę, która prosi go o pomoc w ucieczce z królestwa Kwietnia. Przygarnia ją na czas podróży do lasu wiedźm, jedneg...