rozdział 12. "antybiotyk"

388 49 57
                                    


Chorowanie zdecydowanie nie należało do moich ulubionych zajęć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chorowanie zdecydowanie nie należało do moich ulubionych zajęć. Pomijając już wszystkie dolegliwości, jakie mu towarzyszyły, takie, jak chociażby ból gardła, gorączka czy zmęczenie, najgorszym była ciągła bezczynność. Od poniedziałku do środy niemal nie wychodziłam z łóżka, trzymając się zaleceń lekarza i przyjmując leki o określonych godzinach, jednak w czwartek miałam już serdecznie dosyć nic-nierobienia. Tym bardziej, że jedna ze znajomych z wydziału, dotrzymując danego mi wcześniej słowa, codziennie wysyłała mi materiały z zajęć, które mnie omijały. I o ile byłam jej za to niesamowicie wdzięczna, o tyle świadomość narastających braków wprost mnie dobijała.

Między innymi dlatego, w czwartek, kiedy wreszcie poczułam się nieco lepiej, zerwałam się z łóżka wcześniej niż w przeciągu ostatnich kilku dni, w głowie tworząc plan na resztę dnia. Nie byłam co prawda pewna, czy mój wciąż lekko osłabiony organizm nie postanowi stawiać oporów wobec moich wygórowanych ambicji, jednak nie zamierzałam się tym szczególnie przejmować.

Po szybkim prysznicu zjadłam drobne śniadanie, zażyłam lekarstwa i z kubkiem gorącej herbaty zasiadłam przy biurku. Czekając, aż mój laptop się uruchomi, związałam włosy w wysokiego koka, mentalnie przygotowując się na bój z górą zaległego materiału. Na myśl o tym westchnęłam ciężko. Miałam jedynie nadzieję, że praca, jaką do tej pory wkładałam w naukę, opłaci się i nie zostanę z miejsca przytłoczona masą nowych informacji.

Kiedy tylko notatki ukazały się na ekranie, nie chcąc marnować ani chwili, zaczęłam przemierzać tekst wzrokiem, już po chwili odkrywając z zadowoleniem, że znaczna większość rzeczy, które ominęły mnie na zajęciach, była dla mnie dość dobrze zrozumiała. Drobny uśmiech wkradł się na moje usta. Cassie często śmiała się z tego, że byłam największą kujonką, jaką przyszło jej kiedykolwiek spotkać – w tamtej chwili nie mogłabym być bardziej dumna z tego tytułu.

Kolejne kilkanaście, może nawet i kilkadziesiąt, minut spędziłam na czytaniu i sporządzaniu własnych notatek, powoli popijając przy tym herbatę i kołysząc głową w rytmie delikatnej muzyki, sączącej się z głośników. Dopiero po dłuższej chwili zdecydowałam się na krótką przerwę, widząc, że materiał z dwóch pierwszych dni choroby został już przeze mnie opanowany.

Przeciągnęłam się na krześle, zamykając oczy i strzelając palcami. Spojrzałam przelotnie na zegarek, ze zdziwieniem odkrywając, że południe minęło już dawno. Dopiero wtedy też zdałam sobie sprawę z tego, że niezbyt dobre samopoczucie jak dotąd tamtego dnia nie dawało mi się we znaki. Uśmiechnęłam się lekko, w myślach przybijając piątkę samej sobie. Wszystko wskazywało na to, że mój organizm nareszcie dochodził do siebie.

Moje krótkie rozmyślania zostały przerwane przez pukanie do drzwi. Spojrzałam na nie z dezorientacją. Przez myśl przeszło mi, że administrator akademicki znów przyszedł z jakimś ogłoszeniem, jednak zazwyczaj zjawiał się wieczorami – gdy miał pewność, że zastanie kogoś w pokoju. Po tym, przyszło mi do głowy, że być może Cassie zapomniała swoich kluczy, jednak byłam niemal pewna, że zamek w drzwiach nie był nawet zamknięty. Ostatnią osobą, jaką spodziewałam się zobaczyć po drugiej stronie, był Jeongguk. A jednak to on posłał mi szeroki uśmiech, zaraz po tym, kiedy ze zdziwieniem powitałam go, stojącego na korytarzu.

Bamboo Cafe | Jeon Jeongguk [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz