Don't you call him "baby"
We're not talking lately
Don't you call him what you used to call me
***
Tamtego pięknego, słonecznego popołudnia, podczas którego wydarzyło się tak wiele, całkiem niska, długowłosa blondynka o szlachetnie niebiańskich oczach wyszła z budynku, w którym chwilę wcześniej miała zajęcia, w wyjątkowo okropnym humorze. Przez ostatnie dni nie miewała wcale nie wiadomo jak dobrego nastroju, aczkolwiek po otrzymaniu marnej trójki z ważnego egzaminu, do którego wkuwała całe wieki, był on niewątpliwie bardzo kiepski. Żywiła odrobinę żalu do wykładowcy za jego niezwykle trudne i szczegółowe pytania, jednak wiedziała doskonale, że była na studiach, a nie w liceum, i jeżeli uzyskała tak małą liczbę punktów, to faktycznie musiała źle się przygotować.
Jednak nie tylko przez tę sytuację blondynka trwała w złym nastroju. Oliwy do ognia dolał bowiem cholerny wiatr – jak to miała w zwyczaju mówić – który sprawił, że wszystkie kartki, jakie dziewczyna trzymała w teczce, którą niezamkniętą położyła chwilowo na dachu swojego wiśniowego SUV-a, wzniosły się ku górze, wirując w zabawnym tańcu oraz na zmianę spadając całkowicie na ziemię i podlatując z powrotem w górę.
— Kurwa mać — przeklęła siarczyście, zupełnie ignorując fakt, że kiedy próbowała złapać nieustannie uciekające jej kartki, robiła z siebie idiotkę przed wszystkimi znajdującymi się na parkingu ludźmi.
W pewnej chwili jej biała i delikatna niczym płatki śniegu sukienka lekko podwinęła się do góry. Widząc to, wysoki, całkiem wysportowany szatyn o oczach tak mocno zielonych, że niejeden ogrodnik marzy, by właśnie taką barwę miała jego trawa, uznał, że w zasadzie może zlitować się nad blondynką i trochę ją wspomóc. Bez dłuższego zastanawiania się nad słusznością tego pomysłu ruszył w stronę dziewczyny, cicho śmiejąc się pod nosem z jej wyraźnie widocznego na bladej twarzy zdenerwowania oraz nieco zaróżowionych od złości polików.
— Hej, w porządku? — zapytał, licząc, że ta go nie rozpozna. — Pomogę ci — dodał szybko, jeszcze zanim się do niego obróciła.
Ale Maeve Cairns doskonale wiedziała, kto za nią stał i oferował swoje wsparcie. Po samym głosie poznała Blase'a Lyanta – w końcu kiedyś równał się z jej wszystkim. A gdy na niego spojrzała... Nie mogła uwierzyć w to, że chłopak, dla którego jeszcze kilka lat wcześniej była w stanie oddać życie, stał naprzeciw niej.
Zawładnęło nią déjà vu. Ich spotkanie śniło się jej tyle razy i na tak wiele różnorodnych sposobów, że ten, który był jednak najprawdziwszym z prawdziwych, wyglądał trochę jak jeden z jej kreatywnych wyobrażeń; jakoby podobna sytuacja miała już kiedyś miejsce.
Dziewczyna zadrżała, słysząc niski, lekko zachrypnięty głos, który kilka lat wcześniej zawsze sprawiał, że czuła się po prostu bezpiecznie. Nieważne, co się działo, głos jej dawnej miłości działał na nią tak kojąco, jak nic innego. A gdy nareszcie usłyszała ją po tak długim czasie, po prostu... całkowicie przepadła.
— Co ty tutaj robisz, Blase?
Blondynka zapytała chłopaka tak delikatnym i cichym tonem, iż ten miał wrażenie, że już po raz drugi w jego życiu serce pęka mu na malutkie kawałeczki.
Pierwszy raz miał miejsce w momencie, w którym dotarło do niego to, że naprawdę, ale tak naprawdę-naprawdę niedługo prawdopodobnie na zawsze straci osobę, którą kochał tak niesamowicie mocno, że skoczyłby dla niej w ogień i zrobiłby dosłownie wszystko, aby tylko była szczęśliwa.
CZYTASZ
Cherry ✓
Teen FictionMaeve Cairns w kilku słowach? Zdecydowanie wiśniowy SUV, wiśniowe szpilki, wiśniowa pomadka i w zasadzie wszystko, co wiśniowe, plus same wiśnie. Blase Lyant w kilku słowach? Przede wszystkim czarne dżinsy, ciepłe bluzy, Marlboro i wiśnie, w sumie t...