• six •

369 67 37
                                    

Does he take you walking 'round his parents' gallery?

***

Roześmiana blondynka starła z twarzy bitą śmietanę, stale mrużąc oczy. Blase nie tylko ubrudził jej policzek, po którym zaraz spłynęła słona łza spowodowana jej rozbawieniem – uznał bowiem, iż wyśmienitym pomysłem będzie ozdobienie białym kremem również i jej czarnych, długich rzęs. Kiedy uniosła sklejone powieki, zadecydowała, że musi je jak najszybciej wyczyścić, ponieważ ciężar słodkiej masy uniemożliwiał jej poprawne mruganie.

Zaledwie trzy dni wcześniej umówili się na to spotkanie, aczkolwiek tym razem ustalili dokładną datę oraz godzinę. Finalnie nie zapomnieli również o wyjściu, co zdarzyło się przy pierwszym podejściu.

Najpierw udali się do teatru na piękny spektakl. Następnie poszli do uroczej kawiarni i zamówili kolorowe koktajle z ogromną ilością bitej śmietany, czego Cairns pożałowała zaraz po wylądowaniu produktu na jej nosie, a niedługo później i na reszcie twarzy. Nie potrafiła nawet odpłacić się Lyantowi za jego złośliwe czyny, ponieważ szatyn skutecznie bronił się przed każdym jej atakiem. Trzymał mocno nadgarstki blondynki, wskutek czego nie była ona zdolna do choćby najdelikatniejszego ruchu w kierunku jego twarzy.

Uśmiech nie schodził z ich ust przez długi czas. Chichotali pod nosem nawet po zauważeniu, że zwrócili na siebie uwagę wszystkich ludzi znajdujących się w lokalu, co wprawiało Maeve w lekki dyskomfort. Szczerzyli się również po wizycie przy ich stoliku podirytowanej kelnerki, która poprosiła ich o spokój. Najedli się wówczas sporej dawki wstydu, lecz banany na ich anielskich licach nie śmiały ustąpić.

Mimo iż żadne z nich nie żałowało wygłupiania się w kawiarni (a wręcz twierdzili, że spędzili razem świetny, radosny czas), to pędem opuścili kafejkę. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, ich skórę owiał chłodny, acz nader przyjemny wiatr. Na dworze panował już półmrok, jednak wszystko doskonale widzieli – przebywali w samym centrum Paryża, dlatego wszystkie miejscowe lokale były jeszcze otwarte, a ich neonowe szyldy ładnie oświetlały stare chodniki.

— Zimno ci? — zapytał troskliwie Blase. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.

Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Miała na sobie długą, błękitną sukienkę na ramiączka, sięgającą jej aż do kostek. Na delikatny materiał odzieży założyła jeszcze białą, dżinsową kurteczkę, która kończyła się idealnie na wysokości wcięcia w jej talii. Nad wyraz dobrze ją uwydatniała, a w oczach wszystkich mężczyzn dookoła czyniła blondynkę jeszcze piękniejszą. Na stopy zdecydowała się włożyć jasnoszare, wiązane koturny, dzięki którym sięgała wysokości równej z ustami jej towarzysza.

Prezentowała się niezwykle kobieco i delikatnie. Lekki makijaż tuszował jej drobne niedoskonałości, natomiast jasne fale kaskadami opadały na szczupłe ramiona dziewczyny. Wyglądała na kruchą i taka też była, jednak wyłącznie dla zachowania pozoru. W głębi jej duszy panowała nieopisanie silna, niezależna kobieta, którą na pierwszy rzut oka dostrzegał jedynie Blase.

— Skręcamy w lewo — odparł, lekko popychając blondynkę w stronę odpowiedniej uliczki.

— Żeby dojść do parkingu, trzeba skręcić w prawo — przypomniała mu zdezorientowana.

Chłopak zaśmiał się tylko i pokręcił głową z rozbawienia. Swe zielone tęczówki, pełne radosnych iskierek podekscytowania prędko przeniósł na jej zniewalające lico.

— Kto powiedział, że idziemy do samochodu? — Uśmiechnął się półgębkiem.

Resztę drogi pokonali w ciszy. Oboje milczeli, a głuchy brak dźwięków przerywały jedynie ich urwane oddechy. Może było to winą wiatru, którego szum wypełniał całe otoczenie, wskutek czego na słowa brakło już wolnego skrawka przestrzeni. Który nieustannie maltretował sukienkę Maeve, podwijając do góry delikatny materiał, aby za moment sam opadł. Który bawił się ciemnozieloną, rozpiętą u góry koszulą Blase'a, zmysłowo uwydatniającą jego mięśnie. Który szumiał w ich uszach, sprawiając im wrażenie, jakoby byli pijani.

Cherry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz