Prolog

16 4 0
                                    

W lesie panował ciepły słoneczny dzień pory zielonych liści. Zapachy kwiatów i zwierzyny
wypełniały go po brzegi.

- Ach mam dziś tyle roboty, chyba nie znajdę czasu na drzemkę - ziewnął szylkretowy kocur. Po czym zerknął na niedbale usypane kupki ziół na skalnych półkach w małej jaskini.
- A zapasy maleją - narzekał - znowu muszę je uzupełnić?! - niechętnie wyszedł z jaskini ospałym krokiem i przedarł się przez krzewy chroniące obóz. Kierował się na północ, w głąb terytorium. Co jakiś czas węszył dookoła i buszował w zaroślach w poszukiwaniu ziół. Zboczył nieco w stronę granicy z innym klanem, aby znaleźć więcej łupów. Nagle poczuł intensywny kuszący zapach.
- To bezwątpienia kocimiętka! - mruknął wesoło. W klanie krążyły plotki o nieopanowanym zamiłowaniu medyka do tej rośliny. Podszedł do pachnącej kępy i zebrał tyle, ile zmieściło mu się w pysku. Uradowany z pomyślnego „polowania" miał już wracać do obozu, lecz znowu wyczuł intensywny zapach. Tym razem to z pewnością nie były zioła. Ten zapach wydawał się nieco znajomy. Gdy zdał sobie sprawę, o co chodzi, jego źrenice rozszerzyły się, nozdrza rozchyliły, a ogon i uszy postawiły na sztorc. W tej chwili zioła straciły na znaczeniu; upuścił liście i popędził w kierunku zapachu. Gnał jaknajszybciej mógł, ledwie łapał oddech, a serce kołatało mu pod piersią niczym młot, ale nie mógł się poddać. Wreszcie dostrzegł trzy nieruchome strzępki futra leżące między liśćmi paproci. Jedno szare, dwa czarno-białe. Rozpoznał prawdopodobny wiek kotów-
były w wieku uczniów. Wyglądały jak martwe; żebra wystawały im spod zmatowiałego futerka poprzecinanego ranami. Kocur wyczuł od nich prawie zwietrzały zapach Klanu Cienia. Gdy przykładał ucho do ich klatek piersiowych, ku swojemu zaskoczeniu dosłyszał przerywane, niewyraźne oddechy. Nie chciał tracić więcej czasu na zastanawianie się, pragnął jaknajszybciej zabrać je do bezpiecznego obozu, ale wiedział, że nie da rady samodzielnie ich donieść.
- Pomocy! Pomocy! - miauczał najgłośniej jak zdołał. Na szczęście usłyszał go patrol graniczny jego klanu. Biały i czarny kocur, łaciata kotka i jasnobrązowy uczeń podbiegli do medyka.
- Co się takiego stało - Biały, puchaty wojownik czując jego strach, wiedział, że ma do czynienia z czymś poważnym i w jednej chwili fale niepokoju wypłynęły spod jego futra.
- Te młode koty zostały porzucone! Są brudne, chude i ranne! Pomóżcie mi je zabrać do obozu! - rozpaczliwie miauczał szylkretowy kocur. Patrol bez zastanowienia pomógł medykowi. Ten wrócił po swoje zioła, a wojownicy nieśli młode.

Zadyszani i poddenerwowani dotarli do obozu. Czując zapach ich strachu cały klan wiedział że dzieje się coś złego.

Cienie TrójkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz