72.

3.2K 214 824
                                    

Stała tam jak otępiała. Tyle emocji nią do tamtego momentu targało. Tyle uczuć, tyle myśli. Ledwie panowała nad samą sobą. Ledwie powstrzymywała się od zrobienia czegoś głupiego. Powoli traciła nad sobą kontrolę. Bo do tamtego momentu wiele elementów zdążyło ją dobić albo nawet podjudzić. To był zwyczajnie punkt kulminacyjny. Kilka godzin stresu, później Malfoy, który zjawiał się w najmniej odpowiednim momencie, a potem cała ta sytaucja.

Nie chodziło o sam fakt, iż skierowała mordercze zaklęcie w stronę Harry'ego, choć to także wcale nie pomogło. Te zaklęcie same w sobie było problemem. Chodziło o to, że z jej ust musiały wypłynąć te dwa cholerne słowa. Słowa, za które sądzono najpodlejszych czarodziei. A które ona wypowiedziała z taką łatwością, kierując się w stronę osoby kiedyś jej najbliższej. Gdy inni skazani byli na obecność Dementorów, ona wciąż pozostawała w murach szkoły, choć czynu dopuścili się identycznego.

Głównym powodem jej przerażenia było właśnie to, że była zmuszona posunąć się aż do tak drastycznego kroku. Wciąż nie mogła uwierzyć, iż dała się na to wszystko namówić. Jak mogła nabrać się na taką głupotę? Jak mogła tak naiwnie dać się sprowokować? Zbyt mało pytań zadała, zbyt mało wyjaśnień żądała, bo nie była pewna na sto procent. Nie miała tej pewności i owa pewność zmniejszała się z każdą kolejną sekundą, właśnie do czasu ponownego spojrzenia na chłopaka.

Jednak strach przed niepowodzeniem był ogromny. Panicznie bała się tego, że coś nie pójdzie po jej myśli, że plan zawiedzie, a obietnice nigdy nie zostaną spełnione. Bo takie obawy miała od początku. Od samego początku coś w tym wszystkim było nie tak, ale dlaczego więc nie zrezygnowała? Dlaczego wciąż to ciągnęła, dając sobą w prosty sposób manipulować? Mogła przecież stać
się zwykłym narzędziem, marionetką, która miała odwalić całą robotę za swego pana. Tak mogła skończyć. Jej nadmierna ufność właśnie do tego mogła doprowadzić. Ale na całe szczęście, lub dla niektórych nieszczęście, wszystko poszło tak, jak pójść miało.

Miotały nią emocje. Była roztrzęsiona, ale wtedy, w momencie, w którym odwróciła się w stronę Gryfona, wszystko zdawało się zniknąć w jednej chwili. Zupełnie tak, jakby ktoś nagle wyciągnął wtyczkę z gniazdka, jakby ktoś przeciął nitkę łączącą ją z jej emocjami. Koniec, kompletna pustka. Nie czuła nic, bo sama nie wiedziała, co miała czuć. Była zmieszana, przerażona, a jednak dziwnie spokojna. Przyglądała się siedzącemu chłopakowi, wpatrując się w jego połyskujące oczy w odcieniu zieleni.

- Jezus Maria, Harry. - wydusiła z siebie po kilku chwilach otępienia. W jej głosie dało wyczuć się wyraźną ulgę, ale jednak wciąż brzmiało w nim niedowierzanie. Udało się. Zwyczajne dwa słowa, a tak wartościowe. W momencie, gdy ta całkowicie straciła wszelaką nadzieję, on nagle się zjawił. Pojawił się z nikąd, jakby powrócił z tego drugiego świata. Świata, z którego zwykle się nie powraca.

Jednak stan jej częściowego paraliżu został przerwany i to ona zdecydowała się na pierwszy krok w tym kierunku. Otrząsnęła się i niemalże w tej samej chwili klęczała już przy ciele Gryfona. Ponownie obejmowała jego kark, usilnie przyciskając się do chłopaka. Z całej siły wtulała się w niego, coraz bardziej wzmacniając uścisk. Nie chciała go puścić. Bała się, że jeśli odpuści, on znowu odejdzie, że znów go straci, jednak tym razem już na poważnie.

Nie chciała przestawać. Coś jej nie pozwalało. Jakieś poczucie z tyłu głowy mówiło jej, że nie powinna. A ona się nie sprzeciwiała. Powiadano, że wartość poznaje się dopiero wówczas, gdy coś tracimy. Tak było i tamtym razem. Odczuwała te dobijające poczucie pustki i bezsensu, choć nigdy wcześniej nie myślała, że coś takiego może trafić dotknąć właśnie jej. Szczególnie, że osobiście nie uważała się za osobę wrażliwą. Jednak wartość przedmiotów bądź osób utraconych miała poznać dopiero jakiś czas później i miało się to boleśnie obić na jej i tak słabej psychice.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz