Zakochanie było dobrą rzeczą, piękną i różową koncepcją, która kwitła pozytywnością i ciepłem. Wiedziała o tym, po dokładnym jej doświadczeniu. Wspomnienia z całego procesu, nieśmiałe dotknięcia i spryt pierwszych pocałunków, i motyli wciąż zostały pod jej skórą, ściśle wplecione w jej serce.
Kasztanowłosa miała takie doświadczenia z Peterem Parkerem, a pięć lat i sześć miesięcy później, nadal powinna być w nim zakochana. Szaleńczo, radośnie i beznadziejnie zauroczona w nim, nigdy nie spędzając sekundy bez szeptu jego imienia w umyśle i szukając jego wygody w najdziwniejszych godzinach mocnych.
Tacy byli, zanim nie zniknęli na pięć lat.
Huk pojawił się jak trąba powietrzna, porywając wszystkie błyszczące kontakty wzrokowe i uciszając pocałunki za jednym zamachem. Nie było go, jej też. A zanim jej stopy znów dotknęły ziemii, minęło pół dekady, jej ojciec zginął.
Spotkała przestraszone oczy Petera i pozwoliła sobie o tym myśleć, gdy jej tata leżał nieruchomo na ziemii, a jego oczy utkwione były w Pepper. Światło w reaktorze zgasło i właśnie, gdy tego migotania już nie było, on nie był obecny na świecie, któremu tyle dał, by go ocalić.
Przetwarzała swój smutek, stojąc przy boku swojego kochanka, gdy on próbował poradzić sobie z własnymi emocjami, ale wtedy było już za późno, zbyt inaczej, by być kochankami.
Wszyscy nadal widzieli ją jako dziewczynę Petera, a Peter wciąż był chłopakiem Opheli. Ale to nie było prawdziwe. Nic już nie było.
~*~
Zajęła się młodszą siostrą, którą miała, poświęcając czas na naukę jej dzieciństwa, aby mogła poradzić sobie z utratą Ojca.
Peter spędzał czas budując klocki LEGO wraz Nedem i organizując charytatywne spotkania w imię Spider Mana z ciotką May.Spotykali się codziennie, w szkole – po szkole, gdzie wpadał do jej domu lub spędzając wieczór z ciotką May, a następnie leżąc na łóżku. Nikt nic nie zauważył, ale cała cisza między nim, a nią wciąż się ważyła, pieniła się, groziła wylaniem się i poparzeniem.
— Ophelia, czy możesz podać mi sól, kochanie?. — Ciocia May pyta ją ze swoim zwykłym uśmiechem, nieświadoma myśli płynących w jej głowie.
Popycha solniczkę w jej kierunku, a jej ramię przypadkowo ociera się po ramieniu Petera. Jego ręka odchyla się od niej, jakby elektryzowała go za każdym dotknięciem palca.
Nie komentuje tego, pochylając głowę i wpatrując się tępo w talerz, używając widelca, by dźgnąć jedzenie, które nie miało już żadnego smaku.
— Jak leci szkoła?. — May desperacko próbuje nawiązać rozmowę. — Trudno wam się jeszcze dopasować?.
Rzuca Peterowi ukośne spojrzenie, żeby zobaczyć, czy zamierza odpowiedzieć. Kiedy nawet nie uznaje pytania, zmusza się do uśmiechu i odpowiedzi.
— Tak, dobrze nam idzie. — mówi jej, przygotowując się do dalszych słów.
Wszystko, co pozwoliło mu się odezwać, to dodanie jakiegoś krótkiego komentarza.
Nigdy nie jest dobry moment.
— To dobrze, kontynuujcie naukę i zwracajcie uwagę na zajęciach. — mówi May, jej słowa skierowane są do chłopca, który nie słucha, a jej oczy są pełne empatii i rozczarowania.
Po obiedzie Peter i ona wstają, by pomóc kobiecie w zmywaniu naczyń. On je myje, a ona wyciera do sucha. Dla tych ulotnych kilku minut jest tylko ona, a on to tylko on, bez zobowiązań, a to przypomina jej o tym, co było wcześniej. Jej serce pęka.

CZYTASZ
Strangers; Peter Parker » one shot
Fanfic❝Mimo obecności w tym miejscu, w odległości pięciu stóp od siebie - przy nagrobku Tony'ego Starka, byli niczym innym jak dwójką Nieznajomych.❞ ❪peter parker x fem!oc❫ @xpaprotka 2020