Urodzinki MAGANIANKA

33 2 19
                                    

Któraś tam sobota października. Pogoda zajebista - słoneczko świeciło wysoko nad moją piękną głową. Idealne warunki na bibe u Maganianka. Kończy czternaste urodziny, więc trzeba sprawić, by były to jej niezapomniane urodzinki (i takie też są, ale to sami się przekonacie). 

Ubrałam swoją zajebistą bluzkę ze "STAR WARS", czarne getry, pierdolnęłam makeup i ubrałam jakieś wywaliste kolczyki. No normalnie jebana diva ze mnie. 

W zajebistym humorku poszłam na umówione miejsce spotkania - rynek w X. Na miejscu była już Rowena, Rosa i Harri. 

1. Harri - fanka numer 1 Harrego Stylesa, zumbita, szeksi laska ogólnie, jest o rok młodsza od nas (7 klasa), pochodzi z Y-CITY.

Gadałyśmy o jakiś pierdołach i czekałyśmy na Ślizgonke i Maganianka, które miały przyjść tu z domu Ślizgonki.

Po jakiś 20 minutach oczekiwania nasze primadonny przybyły. Poszłyśmy do domu Maganianka na balange. Oczywiście jako pierwsze było odpakowywanie prezentów. Mamy taką tradycję, że na każdych urodzinach solenizant losuje prezent, odpakowuje prezent i pokazuje go wszystkim, a osoba, od której był ten podarunek musi wykonać zadanie, które wymyśli solenizant. 

Wszystko szło fajnie, w końcu nadszedł czas na mnie. Maganianek wzięła prezent ode mnie, byłam mega zadowolona z tego co jej kupiłam...Nie pamiętam co to było (Maganianek pamiętasz? jak tak to co to było? XD). Rozpakowała prezent, wszystko pikne, no ale czas na wyzwanie. Dawać mi wszystko, ja się niczego nie boję.

- No nie wiem co Ci dać... ZAŚPIEWAJ PIOSENKĘ KAMERZYSTY! *rechot* - no beka w chuj.

- Wierz co! Ja Cię lubiłam *śmiech mimo wszystko* - odpowiedziałam. Tak, słucham czasami Kamerzysty, ale nie jestem jego jakąś psychofanką. No najwidoczniej według tej ropuchy (też Cię kocham) tak. 

- *"DOPING" DZIEWCZYN, ŻEBYM SKLEIŁA PIZDĘ I ZAŚPIEWAŁA* 

- *śpiewam moim wykwintnym wokalem. Normalnie taki talent, że powinnam teraz nagrywać feata z Beyonce, a nie pisać opowiadania na wattpadzie.*

Jakoś w połowie doszła Pasta (spóźniona, ale miała usprawiedliwienie, więc nie spinać dupy, że spóźniła się na to zajebiste bajlando). Zrobiłyśmy się głodne, więc poszłyśmy do kuchni na wpierdalanko. No tyle jebanego jedzonka dla jebanej divy i jej towarzyszy. Powinno wystarczyć, ale nie gwarantuję, że przez mój apetyt nie zabraknie żarcia dla reszty. Ja to jestem jak koza - wpierdoliłabym wszystko. Prócz mięsa rzecz jasna, ale poza tym wszystko. 

Po napełnieniu (a w szczególności ja hehe) brzuszków postanowiłam pójść na pole przed blok Maganianka. Właśnie ja Was oszukałam bo powiedziałam, że poszłyśmy do jej domu, a ona ma mieszkanie. To różnica bo domu nie ma się w bloku. AMENO.

Z racji tego, że Maganianek ma w chuj duże podwórko postanowiłyśmy pobawić się w chowanego... czyli po prostu spierdoliłyśmy przed Rosą i Ślizgonką, żeby się męczyły i nas poszukały. Wiem, humor na wyrafinowanym poziomie. 

Po dłuższym czasie siedzenia w jakiś kompletnych krzakach za garażem w kompletnej ciszy (czytaj: podczas ciągłego darcia mordy) postanowiłyśmy wyjść i sprawdzić czy one w ogóle żyją czy tylko udają martwe. 

Wygramoliłyśmy się z tych bluszczy i jakież było nasze zdziwienie, gdy nigdzie nie było Rosy i Ślizgonki. No zajebiście czyli to my się chowałyśmy, ale one gdzieś spierdoliły i to my musimy je szukać. Fajno.

Do domu na stówę nie poszły no bo na chuj miały by tam iść? No ja też nie wiem, dlatego ta opcja odpada. Po aż 5 minutach chodzenia przed miejscem zamieszkania naszej primadonny zauważyłyśmy, dwie dobrze nam znane postacie siedzące na "SIŁOWNI" na rynku...

MOJA FAMILIA [8A]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz