11 listopada. Dzień stosunkowo ważny dla nas Polaków. Odpoczywamy sobie w domu z rodziną, świętujemy odzyskanie przez nasz kraj niepodległości... a ja zapierdalam jakieś 2 kilometry pod górę, bo wkopałam się w pomoc przy biegu niepodległościowym. Może miałabym lepszy humor, gdyby nie fakt, że teraz zapieprzam pod górę do tej szkoły tylko po to, żeby oddać zgodę na udział w tym i przyjść ponownie za jakieś 2 godziny. Zajebiście.
Umówiłam się z Roweną i Pastą pod przedszkolem niedaleko szkoły, bo mają na pierwszą zmianę to uznałam, że pójdę do SCHOOL z nimi i oddam co tam trzeba.
Na miejscu oczywiście byłam jako pierwsza, choć z naszej trójki mam najdalej do tego miejsca zbiorowisk małych gówniaków.
Po jakimś czasie przyszła Rowena. Czekałyśmy jakieś 15 minut a Pasty nadal nie było widać. No kurwa ja muszę tylko zgodę oddać, a potem i tak tu wrócę. Jebana skleroza - przyniosłabym wczoraj (w piątek) do szkoły na lekcję i byłaby gitara siema, a tak to chuj.
Moja kochana Rowena postanowiła napisać do naszej kochanej Pasty czy ta się przypadkiem nie opierdala za bardzo czy po prostu już idzie i ma za dużą chillere, żeby się śpieszyć.
Rowena: Hej Pasta gdzie jesteś?
Pasta: Już chwila bo biegne pod góre.
- Em... Powiedziała, że biegnie pod górę *HE HE* - oznajmiła towarzyszka moich niedoli i kurwa bólu dupy o to, że musiałam rano wcześnie wstać przez moją jebconą sklerozę.
- Zapierdala pod górę? Przecież ona tam na dole mieszka... Chce jej się? - niby ma bliżej ode mnie, ale no kurwa...biec pod górę? Pojebało czy pojebało?
- Nom, właśnie nie wiem. - typowa odpowiedź Roweny, a bardziej jej mamrotanie pod nosem jakby się bała powiedzieć coś głupiego. W sumie zazdro, że ona się jeszcze w ogóle interesuje opinią publiczną bo ja już dawno mam - mówiąc ładnie- rasę ludzką w dupie. Wyjebane jak piłka golfowa przez Toma Hollanda.
Po chwili zauważyłyśmy zdyszaną Pastę (ja pierdole jak to zajebiście brzmi XD), która nooo zapierdalała w naszą stronę. Była tak zdyszana, że się bałam, że zaraz mi tu zawału dostanie i będę musiała reanimacje zrobić. Co jak co, ale ja dopiero zaczęłam naukę z edb (edukacja dla bezpieczeństwa) i oprócz tego jak wbić koledze ołówek w rękę i to zabandażować, żeby ten ołówek nie dyndał, to ja za wiele nie umiem. Na szczęście oddech Pasty się uspokoił. Uf nie musiałam nic robić. Choć w razie czego to już dla niej lepiej byłoby kopnąć w kalendarz niż, żebym ja zaczęła jej pomagać, bo przeze mnie to ona umarła by dwa razy mocniej.
Przywitałyśmy się, poprzytulałyśmy się i ruszyłyśmy w stronę szkoły. Już po chwili się w niej znalazłyśmy i na samą myśl, że jestem w szkole w sobotę i to jeszcze w święto, zrobiło mi się nie dobrze.
Wchodzimy do szkoły i... nic. Cisza, żadnej żywej duszy i nie podoba mi się to bo zaczyna tu być za dużo "martwego" kontentu.
Idziemy dalej w głąb tych piekieł, które jedynie przyprawiły mnie o wkurwioze i trochę fajnych wspomnień. Ale głównie wkurwienie.
- Dzień dobry...- zaczęłyśmy niepewnie wchodząc do sekretariatu. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie...gówno będzie jak nie oddam tej pierdolonej kartki z podpisem rodziciela.
Nagle z gabinetu dyrka wylazła baba od matmy number two (bo number one to dla mojej pani od matmy jest zarezerwowany. Ta mnie nie uczy).
- DZIEŃ DOBRY DZIEWCZYNKI CIESZĘ SIĘ, ŻE PRZYSZŁYŚCIE POMAGAĆ! - kurwa jaka entuzjastyczna. Aż się uśmiechnęłam.
CZYTASZ
MOJA FAMILIA [8A]
Short StoryZ racji tego, że mamy kwarantannę, a ja stęskniłam się za moimi zjebano kochanymi rówieśnikami postanowiłam opisać tu parę sytuacji z meine klasą w roli głównej. *opowiadanie co to się w miarę klei w spójną całość* Start:8.05.2020 End:?