Rozdział 4

6 1 0
                                    

Tak jak podejrzewałam zaraz z samego rana obudził mnie rozgardiasz i bieganina mojej mamy. Sałatki, ciasta, ulubione danie z kurczakiem Olivera i wiele innych, dziwnych rzeczy walało się po blacie w kuchni.
-No co tak stoisz, idź zastaw stół, włóż kwiaty do wazonu! - rzuciła mama przebiegając przez kuchnie.
-Dzień dobry mamo, miło mi cię widzieć. Oh ciebie również córeczko! - powiedziałam próbując jak najbardziej upodobnić swój głos do głosu mojej rodzicielki.
Nie odpowiedziała, jedynie pokiwała głową i uśmiechnęła się do mnie z przekąsem.
Z głośnym westchnieniem udałam się do jadalni i zaczęłam rozkładać sztućce. Piękne srebro z wygrawerowanymi kwiatami pamięta jeszcze czasy mojej babci. Jest to dość stary zestaw, jednak nadal posiada ten blask, jakby pierwszy raz dostrzegł światło dnia.
Delikatnie obracam w dłoni nóż z lśniącym ostrzem, a gdyby tak? Gdyby tak lekko musnąć nim tą bladą i zimną skórę? Gdyby tak przejechać po nim palcem i poczuć jak to jest? Powoli przycisnęłam opuszek palca do ostrza i zanim zorientowałam się co robię kropla krwi spadła na śnieżnobiały talerz stojący na stole przy którym stałam.
Rany co ja wyprawiam?
Upuściłam sztuciec i udałam się do kuchni aby przemyć ranę. Nie mam pojęcia co mnie zamroczyło i dlaczego ten nóż wręcz mnie prosił abym coś sobie zrobiła. To nie jest normalne.
Opłukałam palec pod zimną wodą i zakleiłam plastrem. Zabierając po drodze chusteczkę poszłam w kierunku jadalni, muszę dokończyć to co zaczęłam. I nie, nie chodzi mi tutaj o okaleczanie się kuchennymi przyborami.
Podeszłam do stołu i wzięłam do ręki talerz z zamiarem wytarcia go z krwi. Jednak gdy tylko spojrzałam na miejsce gdzie spoczęła kropla moje oczy otwarły się jeszcze szerzej. Nie mogłam ukryć zdziwienia i szoku jaki w tamtym momencie czułam.
-Emily, coś się stało? - zapytała mama wchodząc do pomieszczenia, momentalnie schowałam za plecami powód swojego rozkojarzenia i spojrzałam na swoją rodzicielkę.
- Nie mamo, wszystko okej - uśmiechnęłam się sztucznie i pokiwałam głową.
- Dobrze, powiedz mi w takim razie, dlaczego trzymasz za plecami talerz? - uniosła lekko brew i spojrzała mi prosto w oczy
- Ym, no wiesz, trzeba go umyć bo lekko się zabrudził, ale nie przejmuj się! Ja się wszystkim zajmę a ty wracaj do swoich obowiązków! - powiedziałam z chyba zbyt dużym entuzjazmem, z całych sił chciałam aby mama nie zauważyła niczego niepokojącego w moim zachowaniu. Po jej minie wnioskuję jednak że nie bardzo mi się to udało. Kobieta patrzyła na mnie jak na słabego komika próbującego odegrać swój najlepszy popis, jednak potyka się zaraz po wejściu na scenę a później myli się w co drugim słowie. Chcąc jak najszybciej zakończyć tą niezręczną walkę na wzrok uśmiechnęłam się do niej i nadal chowając fragment drogocennej zastawy za plecami wyszłam do kuchni. Postawiłam talerz na blacie obok zlewu, mama poszła z powrotem na górę, słyszałam jej kroki na schodach. Raz jeszcze spojrzałam na przyczynę mojego małego zawału serca. Na naczyniu nie było niczego. Lśniło równie mocno jak na stole, zanim przemówił do mnie nóż. Ten cholerny talerz był tak czysty jak moje komunijne buty pare lat temu. Z jednej strony problem z głowy, nie muszę go myć jednak nadal pozostaje jedno pytanie bez odpowiedzi. Gdzie do cholery podziała się moja krew? Jeszcze chwile temu była tu dość spora kropla, widziałam ją na własne oczy. Choć w moim przypadku nie wszystko co widzę jest realne, jednak to nie działo się w mojej głowie. Czułam otrze rozcinające mój opuszek, przemyłam ranę znajdująca się na...
Najszybciej jak potrafiłam zerwałam plasterek w dinozaury, bardzo lubię dinozaury i spojrzałam na miejsce zranienia. Rana którą zrobiłam sobie na własne życzenie znajdowała się tam gdzie powinna, nie zniknęła. Jest to podwójnie dziwne, skoro naprawdę się przecięłam to gdzie podziała się krew? Jeszcze raz obejrzałam talerz lecz nadal nie było na nim śladu jakiegokolwiek zajścia. Naszła mnie jeszcze jedna wątpliwość. Szybko wróciłam do jadalni, sięgnęłam po nóż. Nic już nie mówił, nie miał też żadnych śladów, tak samo jak talerz. Co tu się dzieje? Dłuższą chwile stałam nad stołem i obracałam w dłoni nóż, nie chcąc jednak znowu narazić się na okaleczenia wróciłam do tego co miałam zrobić od początku, ponownie zaczęłam rozkładać talerze i sztućce na stole.

Lawendowe pola Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz