wszystko dobrze

178 7 3
                                    

w szpitalu, cd Wiktor
Chodzę nerwowo po szpitalu i czekam na jakieś informacje o Martynie. Martwię się o nią, oby to nie było nic poważnego. Po chwili wyszedł Michał, a ja spojrzałem na niego.
- Michał, co z nią?! - zapytałem panicznie.
- Wiktor, spokojnie, wszystko jest w najlepszym porządku, tylko się zatruła
- jak to tylko się zatruła?! A ten krwotok z nosa?!
- może mieć rożne przyczyny, naprawdę nie ma powodu do niepokoju, możesz być spokojny
- dobra, a mogę do niej iść?
- jasne, wy prosto ze ślubu?
- z wesela.. tam musiała się czymś zatruć, może tortem, sam nie wiem
- to wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, sala 178
- dzięki - uśmiechnąłem się i udałem w kierunku sali 178.
Jak doszedłem, Martyna leżała na łóżku i patrzyła się w sufit, dalej była bardzo blada. Wziąłem krzesło, usiadłem obok niej i bez słowa złapałem ją za rękę. Ona tylko popatrzyła na mnie i ścisnęła moją rękę.
- Wiktor, przepraszam cię, zepsułam nam całą zabawę - schyliła głowę.
- Martynka, to nieważne, jesteśmy po ślubie, wesele to tylko dodatek, nie przejmuj się, najważniejsze, że wszystko z tobą w porządku, tylko się zatrułaś
- jesteś kochany - uśmiechnęła się, przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
kilka lat później, Martyna
Razem z Wiktorem i naszymi dziećmi przeprowadziliśmy się na przedmieścia Warszawy. Mieszkamy w niewielkim mieszkaniu. Kacper i Wiktor mają po 7 lat, są do siebie podobni tylko wyglądem, charakterem zupełnie inni. Kacper ma delikatność po mnie, a Wiktor wybuchowość po Wiktorze. Obaj mają ciemne włosy i brązowe oczy po mnie. Ubierani są inaczej, bo nie idzie ich rozróżnić.
pewien dzień
Siedzę na kanapie i oglądam tv, Wiktor jest przytulony do mnie i śpi, a chłopaki bawią się w pokoju. Po chwili usłyszeliśmy upadek i krzyk jednego z nich. Wiktor gwałtownie wstał i zerwał się do pozycji siedzącej.
- co się dzieje? - spojrzał na mnie pytającym wzorkiem.
- nie wiem właśnie, pewnie znowu się pobili - wstałam i poszłam zobaczyć co się dzieje.
Kacper leżał na schodach i płakał, a Wiktor stał nad nim i nie wiedział co się dzieje.
- Wiktor, coś ty mu zrobił? - spojrzałam na syna.
- nic mu nie zrobiłem, przysięgam..
- tak, sam spadł? Goniłeś go, prawda?
- nooo tak, ale skąd miałem wiedzieć, że ta łamaga się wywali?
- Wiktor! Wystarczy, idź do pokoju
- dobrze już.. - poszedł, a ja usiadłam przy drugim synu.
- Kacper, coś cię boli?
- noga strasznie, nie mogę ruszyć.. - mówił ze łzami w oczach.
- cholera jasna, Wiktor! - krzyknęłam na dół, a mój mąż zaraz pojawił się w moim polu widzenia.
- co się stało? - podszedł do mnie.
- najprawdopodniej złamał nogę, mówi, że go bardzo boli, nie da się dotknąć
- cholera.. dobra, jadę z nim do szpitala, a ty zostań z Wiktorem, bo też zrobi coś głupiego
- dobrze.. tylko szybko
- jasne
Wiktor zabrał Kacpra, ubrał go i obaj wyszli z domu. Ja poszłam do pokoju Wiktora, on leżał na łóżku przygnębiony. Usiadłam przy nim.
- po co przyszłaś? - zmierzył mnie smutnym spojrzeniem.
- porozmawiać
- to coś poważnego? Złamałem mu nogę, tak?
- nie ty, tylko nieszczęśliwy wypadek
- ale z mojej winy, przepraszam..
- nie przejmuj się, twój brat wyjdzie z tego, będzie dobrze
Wstał i przytulił się mocno do mnie, ja go wzięłam na kolana i objęłam mocno. Po chwili poczułam jak usnął, więc położyłam go lekko na łóżku i przykryłam kocem. Pocałowałam go w czoło i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Usiadłam w salonie i zadzwoniłam do Wiktora. Odebrał po drugim sygnale.
- cześć Martynka, coś nie tak? - zapytał spokojnym głosem.
- niee, wszystko okej, co z Kacprem?
- tak jak podejrzewałaś, złamał nogę, ale to nie poważne złamanie, wyjdzie z tego, możesz być spokojna, a Wiktor?
- przejął się tym, obwinia się
- uspokoiłaś go?
- tak, usnął mi na rękach, teraz śpi w pokoju
- no to dobrze, niech się nie martwi...
Wiktor
Kacper usnął na sali, więc postanowiłem pójść do bistro. Tam był Piotr, zamawiał coś. Stanąłem za nim w kolejce.
- ooo, dzień dobry doktorze - uśmiechnął się.
- cześć Piotruś, co tu robisz? - też się uśmiechnąłem.
- aaa przyszedłem w końcu coś zjeść, 4 godzina dyżuru i nie miałem okazji
- uuu, tak ostro dzisiaj?
- nooo, nie chciałby być doktor dzisiaj z nami w zespole..
- dobrze, że mam wolne
- no tak, hahahahah
Po chwili usiadł przy stoliku, ja zamówiłem i usiadłem obok niego.
- a co tam u Martynki i chłopaków?
- aaa trzymają się, teraz Kacpra przywiozłem
- jak to?
- noo, gonił się z Wiktorem i złamał nogę, czasami to ciężko z nimi wytrzymać...
- aa tam, niech doktor sobie wyobrazi, że zaraz będą obaj na studiach medycznych
- dlaczego medycznych?
- sądzę, że obaj pójdą w pana ślady
- oby nie..
- a dlaczego?
- chyba masz świadomość jakie to ciężkie Piotrek, próbowałeś zdawać na medycynę i się nie dostałeś
- no wiem, nie każdemu się udaje, ale im się uda, inteligencję odziedziczą po panu, zobaczy pan - uśmiechnął się.
- no, możliwe.. skoro tak, to będzie im łatwiej
- no pewnie, że tak.. dobra, doktorze, ja spadam na bazę, bo pewnie zaraz będzie nowe wezwanie, a kończę dopiero za 2 godziny - podał mi rękę na pożegnanie i poszedł.
Ja dokończyłem jedzenie i wróciłem do sali Kacpra.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 15, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

 Martyna & Wiktor Where stories live. Discover now