end

1.1K 67 108
                                    

Millie zakończyła kolejny list ze łzami w oczach. Wiedziała, że to już koniec. Zamknęła kopertę, a na jej wierzchu napisała "Sadie". Nie chciała odchodzić, ale nie miała wyboru. To był koniec.

Po godzinie zakończyła kolejny list, który był dla Finn'a. Prawie cała kartka była zalana łzami, jednak wyrazy były czytelne. Millie nigdy tak nie płakała, nigdy. Westchnęła ciężko odkładając kolejną kopertę na bok. Wzięła kolejną kartkę, którą zapisała w kolejną godzinie, a później kolejną która również zapisała w godzinę. Wsadziła te dwie kartki do osobnych kopert. Na jednej napisała Eric, a na drugiej Florence.

Po chwili poczuła skurcz w brzuchu, wiedziała, że już się zaczęło. Wzięła telefon do ręki i zadzwoniła do Caleb'a, który przybył dosłownie po pięciu minutach. Wpadł do jej nowego mieszkania i wziął ją na ręce. Wybiegł jak strzała z pomieszczenia. Ale przed tym Millie zapakowała w swoją torebkę wszystkie koperty.

Mills jęknęła z bólu, gdy poczuła kolejny skurcz. Caleb otworzył drzwi auta i delikatnie położył ją na tylnych siedzeniach. Wsiadł za kierownicę, ruszając z piskiem.

Gdy Millie leżała na porodówce, Caleb poinformował wszystkich. Został tylko jeden niepoinformowany. Ojciec dzieci Mills. McLaughlin wybrał numer do Wolfhard'a.

— Czego chcesz? — warknął niemiło Finn. Nie chciał z nikim rozmawiać.

— Millie rodzi — powiedział poważnie chłopak. Finn prychnął.

— To twoje dziecko — odpowiedział Wolfhard, a Caleb westchnął z irytownia.

— RUSZAJ SWOJA KOŚCISTĄ DUPE DO TEGO SZPITALA, BO PRZYJADĘ I CI WYJEBIE! — wykrzyknął do telefonu, a Finn zazdrżał. Nigdy nie słyszał go tak wkurzonego.

Wolfhard posłuchał się swojego byłego przyajciela i od razu ruszył do samochodu. Pędził jak szalony, pomimo tego wszystkiego zależało mu nadal nad Millie.

Wszyscy czekali, jedni chodziki, drudzy siedzieli. Czekali na jakąkolwiek informację. Poród trwał za długo, zdecydowanie za długo.

— OSTATNI RAZ PRZYJ! — wykrzyknął lekarz, a Millie ostatnimi siłami wykonała polecenie. Odetchnęła z ulgąz gdy usłyszała kolejny płacz swojego dziecka.

— Mogę ich zobaczyć? — wychrypiała Mills, lekko podnosząc głowę. Dwie pielęgniarki podały im Mills dziewczynkę i chłopczyka. Młoda mama uśmiechnęła się do swoich nowych pociech. Eric'a i Florence. Dzieci przy matce momentalnie się uspokoiły. Leżeli tak z dwie minuty, dopóki serce Millie przestało bić.

Dzieci zostały od razu zebrane od matki i zaczęła się reanimacja.

Po godzinie lekarz przeszedł przez wielkie drzwi, na ten widok wszyscy wstali. Lekarz spojrzał na nich smutnym i współczującym wzrokiem, i wypowiedział zwykłe "przykro mi".

Oczy Finna wypełniły się łzami, wiedział co się stało. Stracił ją.

Upadł na kolana i zaczął krzyczeć z bólu psychicznego, który mu towarzyszył.

— NIE! NIE! NIE! — krzyczał, waląc w podłogę. Każdy płakał, raczej ryczał. Joe ze łzami w oczach podszedł do Wolfhard'a. Kucnął przy nim i przytulił go. Finn ryczał jak małe dziecko.

— Finn — mama, która tu była z nimi również go przytuliła. Joe go puścił i oddał w objęcia matki. Mama pocałowała go w czoło i pogłaskała po plecach, ona też płakała. Wkurzony i rozpaczony Finn, odepchnął ją i wbiegł przez wielkie drzwi. Każdy krzyczał, żeby wracał, ale się nie słuchał. Ona żyje, ona żyje. Powtarzał sobie w myślach.

Wbiegł do sali, gdzie leżała jego żona. Leżała na tym stole, podbiegł do niej, łapiąc jej za ramiona. Gdy dotknął jej skóry, poczuł lekkie zimno.

— NIE! MILLIE PROSZĘ CIĘ! — krzyczał, rycząc. — KOCHANIE! TY MUSISZ ŻYĆ!

Trząsł jej ramionami, jednak na próżno. Nie żyła, jego mały aniołek odszedł. Chciał, żeby to był jakiś sen. Chciał i to bardzo.

Znowu upadł na ziemię, skulił się i płakał, powtarzając w kółko. "Mój aniołek nie żyje."

Finn został wywieziony do swoich przyjaciół, którzy siedzieli zdołowani na siedzeniach. Nikt nie miał ochoty na nic. Każdy chciał, żeby to była jakaś pomyłka albo sen.

— Lekarz kazał wam to przekazać — odezwała się pielęgniarka nad głową Finn, podniósł swój zapłakany wzrok i przyjął podarunek. Była to sterta kopert. Na pierwszym miejscu była koperta z jego imieniem. Szybko ją wziął, a resztę oddał innym. Otworzył kopertę i od razu zaczął czytać.

Hej Finnie! <3

Pewnie, gdy to czytasz mnie tu już nie ma. Zapewne będziesz obwiniał lekarzy za moją śmierć, to nie ich wina.

Byłam chora na raka. Przepraszam Cię, że Ci nie powiedziałam. Lecz, gdybym ci powiedziała chciałbyś żebym usunęła ciążę, żeby mnie leczyć. Jednak ja nie chciałam zabijać naszych dzieci.

O chorobie wiedział tylko Caleb, bo on miał kuzyna, który jest lekarzem. Miał mi on pomóc, jednak nic to nie dało. Miałam wybór albo usunąć ciszę, albo sama umrzeć. Oczywiście wybrałam, żeby nasze dzieci się urodziły.

Chcę ci również powiedzieć, że nigdy Cię nie zdradziłam. Kocham i będę cię kochać całym moim sercem. Spotkania z Calebem przygotowywały mnie do powiedzenia wam, jednak nie dałam rady.

Pamiętaj, nazwij nasze dzieci tak jak kiedyś Ci mówiłam. Bo jak nie to ci zrobię paranormal.

Pamiętaj Finn, patrzę na ciebie z góry. Mam na ciebie oko cały czas.

Nigdy się nie poddawaj i walcz o swoje. Znajdź sobie nową dziewczynę i ciesz się życiem, bo zawsze będę przy tobie!

Nie zapomnij o mnie!

Kocham Cię,

twój mały aniołek <3

inatagram 2| fillieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz