...zgasło 🎆

866 62 77
                                    

– Klucze, paszporty, pieniądze, ubrania... nasze rzeczy przed chwilą doleciały do Japonii, czekają w kontenerze numer sześć... Trzeba się było zabrać z kartonami, to byśmy już byli. Aha, ładowarka do telefonu! – wyliczał Jeongguk, podczas gdy Jimin siedział spokojnie na kanapie i wodził za nim wzrokiem. Już za kilka dni mieli być po ślubie, zacząć zupełnie nowy rozdział. To było dla niego nie do pomyślenia.

On, spokojny i stonowany, działający powoli i bez emocji oraz Jeongguk – wiecznie mówiący długie, wielowątkowe zdania na jednym wdechu, biegający w kółko i wstydliwy, gdy tylko Jimin się do niego zbliży.

Park kochał jego piękno. Głos, wzrost, oczy, usta, włosy. Każdy skrawek jego ciała. Bawiła go jego niedojrzałość.

Poszedł za nim do sypialni. Jeongguk klęczał przed szafką nocną, przerzucając rzeczy w szufladzie. Jimin oparł się o jego plecy, przesuwając palce od jego barków aż po dłonie.

– Co robisz? – spytał, odwracając głowę. Jego policzki były lekko czerwone. Jimin uśmiechnął się, całując go w szyję. – Ja tylko znajdę ładowarkę i już idziemy.

– Mm... zdążymy – mruknął, podgryzając jego skórę.

– No jasne, nawet jeśli będzie duża kolejka do bramek, nie musisz się martwić.

– Kookie... – zbliżył twarz do jego ucha i zniżył głos do sensualnego szeptu – chcę ciebie teraz... mówię, że zdążymy.

Czuł jak Jeongguk zadrżał w jego objęciach. Wystarczyła jeszcze chwila, żeby go przekonać.

– Tu masz ładowarkę – wyciągnął ją spod łóżka i wcisnął w tylną kieszeń jego spodni.

– No dobra, zdążymy – podniósł Jimina i położył go na materacu. Park natychmiast pozbył się koszulki Jeongguka i usiadł na jego brzuchu, całując go po szyi i obojczykach.

– Mój piękny Kookie... – kochał, kiedy ten się pod nim rozpływał, palił ze wstydu i podniecenia, ulegał jego dotykowi i tak nagle tracił głos. Uwielbiał mieć go przy sobie i tylko dla siebie, uwielbiał grę na własnych zasadach, bo wtedy zawsze wygrywał. Wiedział, że jest ponad Jeonggukiem. Mimo wszystko.

°•°•°•°•°•°◇°•°•°•°•°•°

Od lądowania zapanował chaos. Jimin założył okulary słoneczne tylko po to, żeby bez konsekwencji wywracać oczami co parę minut. Podróż z Jeonggukiem i trzema Kimami była istnym piekłem i jednym wielkim hałasem. Dodatkowo przed lotniskiem zgromadził się tłum jego piszczących o autografy fanek. Nawet nie obejrzał się w ich stronę.

– Co to ma być? Przecież nikt z nas nie podawał daty ani godziny, w której się tu pojawimy – stwierdził Jin. – Prawda Jimin?

– Nie wchodzę na Instagram – wzruszył ramionami. – Ale oni – wskazał palcem na fanów, powodując tym nowy wybuch ekscytacji – wchodzą za dużo.

Pociągnął Jeongguka za sobą i całą piątką przeszli na drugą stronę ulicy, gdzi czekał już Yoongi. Stwierdził, że przyleci tu z lotniska w Busan, bo nie miał najmniejszego zamiaru męczyć się parę godzin z tą zgrają, a zwłaszcza z Taehyungiem.

– No wreszcie! Już myślałem, że do jutra będę tu stać i marnować swoją nieśmiertelność – ściągnął czapkę i przeczesał ręką włosy. – Wyobrażasz sobie, że tamci mnie poznali? Jak wyszedłem, to zaczęli się wydzierać: "Yoongi, Yoongi!" – pisnął, przedrzeźniając stojące tam dziewczyny – A tobie jak idzie kariera, Jeongguk?

– Nie mów mi nic o modelingu.

– Biedny Kookie, zawsze w tyle za swoim hyungiem – zaśmiał się. Jimin ściągnął okulary, obdarzając narzeczonego dziwnym spojrzeniem. Z podobną dezorientacją zwrócił się w stronę tłumu, a potem cofał się, aż wpadł na Yoongiego, którego się uczepił. – Nawet miss korea to podziela. Chodź Park, idziemy ci zrobić weselicho!

brightening  》 jikook  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz