rozdział 2.

503 54 32
                                    


 Harry Potter słyszał w swoim życiu wiele dźwięków czystej rozpaczy. Niektóre z nich opuszczały jego własne usta, inne były rozdzierające i odcisnęły się na nim niewidzialnym, lecz niemniej silnym piętnem. Były głośne krzyki, wrzaski, w których smutek z trudem przezierał przez fale zatrważającej nienawiści. Pamiętał ostatnie słowa, oddechy i całą masę głosów, których już nigdy nie miał zapomnieć. Być może dzięki temu powinien być na nie odporny, ale wskutek pokrętnych intryg losu było wręcz przeciwnie. 

Cichy szloch opuszczający drżące wargi Ginny Weasley wbijał się ostrymi igiełkami w słuch chłopaka. Na nic zdało się zasłanianie uszu, gorączkowe słowa próbujące to powstrzymać nie przynosiły skutku, aż nie pozostało mu nic oprócz zamilknięcia. Czasami pozwalał sobie myśleć, że może ich związek był zbyt pochopną decyzją. Nieprzemyślaną, podjętą naiwnie w zdradliwej euforii po zwycięstwie w Bitwie o Hogwart. Wtedy wydawało się to jedyną racjonalną opcją, w końcu znali się od wielu lat i tak samo długi czas dziewczyna była w nim zakochana. On sam sądził, że ją kocha. Ale na nic zdał się piękny budynek, jeśli jego mury były tak kruche, a fasady powoli obracały się w proch z każdą kolejną kłótnią i wieczorami przepełnionymi ciszą oraz wzajemnym niezrozumieniem mimo największych starań. 

Czuł, że powoli go to wykańcza. Nieważne, ile kwiatów kupił i do jak drogiej restauracji ją zabrał. Demony przeszłości nie dawały się upchnąć pod pozorami szczęścia, szukając w nich pęknięć i wykorzystując każdą okazję, by wypłynąć. Zaczęło się od drobnych nietaktów, niefortunnie dobranych słów, aż przeobraziło się w wyrzuty, milczenie i w końcu — zniszczenie. Cienie zmęczone czajeniem się w kącie wypełzły, aż każda rozmowa przeistaczała się w kłótnie. Być może gdyby mogli zwrócić się o pomoc udałoby się ich uratować. Ale świat chciał w nich widzieć idealną parę, więc ją odgrywali, napełniając swoje uśmiechy i pełne fałszu anegdotki taką ilością słońca, że nie pozostawała go ani odrobina dla nich samych. Ginny płakała, a on nienawidził siebie za to, że do tego doprowadził. 

Tamtego wieczoru podjęli decyzję o tymczasowej separacji. Każdą cząstką siebie brunet wiedział, że to właściwe posunięcie, a jednak zamiast fali ulgi zalał go lęk. Jak miało wyglądać życie bez niej? Co powinien ze sobą zrobić i czym mógł odciągnąć swoją uwagę od wiecznie nawracających wizji przeszłości? Mógł je zamiatać pod dywan, ale pierwszej samotnej nocy przygwożdżą go do podłogi i nie dadzą odetchnąć. Mimo to wyszedł. Jeśli brnęliby dalej w tę pełną trucizn relację krew w ich żyłach szybko przeistoczyłaby się w jad. W ten sposób wciąż mieli szansę. Nie chciał widzieć, jak pakuje jego rzeczy. Nawet w takiej sytuacji zaoferowała się miłym gestem, bo sam nie byłby w stanie tego zrobić z drżącymi dłońmi i chaosem w głowie. Ubiegała się o pracę, więc musiała być na miejscu, a jemu wyjazd był na rękę. Londyn dusił go swoimi pochmurnymi niebami i szelestem rozkładanych parasoli.

Błąkał się po ulicach, naiwnie wierząc, że ten wieczór będzie inny. Że dziś nie wyląduje w najbardziej wątpliwym zaułku tej okolicy, a zamiast tego zajmie się wszystkimi rzeczami związanymi z przeprowadzką, nawet jeśli chwilową. Ostatecznie stopy same trafiły do namiętnie w ostatnim czasie odwiedzanego baru, a ostry, drapiący w gardło zapach dymu wymieszanego z cierpkością alkoholu powitał go z otwartymi ramionami.  Zajął miejsce w kącie, uśmiechając się ponuro na widok wydrapanego w stoliku chaotycznego wzoru. Mógłby odtworzyć tą wątpliwą ozdobę z pamięci, w środku nocy, tak nawykł do wlepiania w niego mętnego, zielonego wzroku. 

Kiedy zamówił pierwszą szklankę na zewnątrz wciąż było jasno. Ciemne chmury dopiero zbierały nad miastem, by razem utworzyć sieć na tyle ciasną, że nie przepuści żadnego zbłąkanego promienia słońca. Myślami wciąż wybiegał do rudowłosej dziewczyny, wyobrażał sobie, jak mówi Ronowi o tym, że jej ukochany mąż musiał wyjechać, by udzielić jakiegoś znaczącego wywiadu. Razem ustalili tę wersję, choć naciąganą i mało wiarygodną, przynajmniej przećwiczoną przez obojga. Nie chcieli niepokoić swojej najbliższej rodziny, pamiętając o zachwycie Molly oraz radosnych uśmiechach Hermiony oraz Weasleya, ilekroć spotykali się w okolicznościach różnych świąt czy urodzin. Poza tym, dzięki temu czuli, że to przejściowe. Że kiedyś wrócą do normy, ale już nie po to, by się wzajemnie wyniszczać.

it will come back ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz