Ciche pukanie o obdrapaną powłokę drzwi miarowo, lecz stanowczo wyrywało blondyna z chciwych objęć snu. Z początku było jedynie odgłosem, z którego ledwo zdawał sobie sprawę, aż przeobraziło się w nieznośny hałas, znacznie trudniejszy do zignorowania. Mamrocząc pod nosem i wspominając tęsknie ostatni czas, gdy udało mu się odpoczywać tak beztrosko i długo, zwlókł się z posłania przemierzając pokój długimi susami. Otworzył, nie przejąwszy się swoim skromnym odzieniem w postaci zaledwie bokserek i rozpiętej, wygniecionej koszuli.
Jasne brwi powędrowały wysoko w górę na widok osoby za nimi. Potter przybrał tak nonszalancką pozę, z dłońmi w kieszeniach i uniesionymi kącikami ust, że był bliski uwierzenia, iż to nie on przed chwilą tak uporczywie się do niego dobijał. Zmierzył go ostrożnym spojrzeniem, próbując w ten sposób dociec przyczyny wizyty. Sztruksowa, brązowa kurtka z futrem przy kapturze, idealna na siąpiący za oknami deszcz. Wysokie buty z grubą podeszwą, ubezpieczenie na wypadek licznych kałuż. Cienie pod oczami i delikatnie zamglony wzrok na wspomnienie poprzedniego wieczoru. Gdy wrócili do pokojów było już dobrze po ciszy nocnej.
— Idę oglądać mieszkania. Pomyślałem, że to dobra okazja, byś i ty się za czymś rozejrzał. — Wzruszył ramionami, obojętny pod naporem chłodu w spojrzeniu ślizgona. Jego zdjęcie dłoni z klamki, dotychczas kurczowo zaciśniętej i wmaszerowanie wewnątrz pokoju potraktował za swoiste zaproszenie. Odsunąwszy wciąż wilgotne, wczorajsze ubrania rzucone niedbale w kąt łóżka, przysiadł, w milczeniu obserwując wyższego z nich. Biała koszula, stanowiąca jedyne porządne okrycie wierzchnie, falowała i trzepotała z każdym chaotycznym ruchem, odsłaniając blade plecy chłopaka, gdy ten przykucnął przy walizce. Było coś hipnotyzującego w ruchach ścięgien pod skórą, wystających kręgach, tworzących delikatne pagórki i niemalże idealnej linii spiętych ramion.
— Nie zajmie mi to więcej niż dziesięć minut. — Burknął Draco, wkrótce potem znikając za drzwiami łazienki. Mógł się domyślić, że arystokrata nie jest rannym ptaszkiem, choć w obliczu wszystkiego, przez co przeszli od kiedy ostatnio mieli regularny kontakt irytująco często zapominał, iż Malfoy jest Malfoyem. Gdy maska dumy i arogancji miejscami popękała czuł, jakby poznawał zupełnie nową osobę, nawet jeśli było to irracjonalne i równie często się za to karcił.
Z łazienki dobiegał cichy szum wody, komponujący się z kroplami uderzającymi o szyby okien. Świat przybrał barwy szarości i kontrastujących z nią nasyconych zieleni, wiatr przedostawał się przez nieszczelne powierzchnie, szarpiąc za i tak już rozwichrzone kosmyki ciemnych włosów Pottera. Rozglądał się po pomieszczeniu z dozą zaciekawienia, choć nie różnił się on wiele od jego własnego. To miejsce, nieco obskurne i sprawiające wrażenie oderwanego od rzeczywistości, było ostatnim w jakim spodziewałby się zobaczyć Draco. A jednak nie tylko tu był, ale również spał pod tą pożółkłą pościelą z własnej woli, w dodatku oddalony od niego, największego szkolnego rywala, zaledwie o jedną, cienką ścianę.
Wkrótce kroczyli krętymi, wąskimi uliczkami, chowając zarumienione z zimna twarze w wysokich kołnierzach. Nie odzywali się wiele, oprócz sporadycznych uwag Pottera, w którą stronę powinni iść, pomimo huraganów beztrosko szalejących w obu umysłach. Gdyby nie wczorajszy wieczór po dzisiejszym dniu i sukcesie w znalezieniu nowego lokum ponownie wkroczyliby na własne, odległe ścieżki. Odeszliby, nie oglądając się za siebie, jak bumerangi krocząc ku staremu życiu. Jednak spontanicznie zawarta umowa zdawała się spleść ich losy, zmusić do spoglądania w tym samym kierunku i osiąść z swoistą ciężkością, a zarazem dozą ekscytacji na ramionach dwóch ludzi, wychowanych w wzajemnej nienawiści od kilkunastu lat, przy tym zupełnie sobie obcych.
— Z takim podejściem zostaniesz bezdomny.
CZYTASZ
it will come back ; drarry
FanfictionBitwa o Hogwart odmieniła wszystko. Mimo upływu czasu jej piętno wciąż pozostaje w sercach czarodziejów, aż dwójka z nich postanawia szukać pocieszenia - w ucieczce i sobie nawzajem.