Part 1

284 8 0
                                    

Zima rozwinęła się już w pełni. W całym Seulu porozwieszane były kolorowe lampki i ozdoby przypominające o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. Mijał drugi dzień ferii zimowych, który spędziłem na pakowaniu rzeczy na spotkanie w rodzinnym mieście. Jak co roku, odkąd wyjechałem studiować. Kiedy z trudem domknąłem drugą walizkę, zadowolony poszedłem się myć, a następnie spać. Musiałem wyruszyć z samego rana, by zdążyć dojechać tego samego dnia, ponieważ oba te miasta dzieliła spora odległość. Ułożyłem się wygodnie na łóżku, wcześniej nastawiając budzik na godzinę 5:30, po czym zasnąłem z szerokim uśmiechem na twarzy, myśląc o spotkaniu swoich najbliższych.

                Już parę minut po szóstej schodziłem z trzeciego piętra bloku, w którym mieszkałem do samochodu zaparkowanego przed budynkiem. Wrzuciłem walizki do bagażnika i szybko wsiadłem na miejsce kierowcy, od razu włączając ogrzewanie. Tegoroczna zima była jedną z najgorszych w przeciągu ostatnich dwudziestu lat, a dodając do tego moje uwielbienie słońca i upałów, cierpiałem katusze. Cały drżałem mimo grubej puchowej kurtki i wszystkich warstw ubrań pod nią. Dopiero kiedy w aucie temperatura zrobiła się znośna, sięgnąłem na tylne siedzenie w poszukiwaniu opakowania płyt z muzyką i po zaciętym rozmyślaniu z dziesięciu dostępnych zespołów wybrałem Linkin Park, Hybryd Theory z dwóch powodów. Pierwszy – była energiczna, drugi – znałem ją na pamięć, a wiadomo, przy „wykonywaniu” takich piosenek jak te człowiekowi od razu robi się cieplej.

                Wyjechałem ze stolicy śpiewając, a raczej wyjąc, ich wszystkie piosenki kaleczonym angielskim, który w moim wykonaniu brzmiał przezabawnie. Po pierwszych dwóch godzinach miałem już kompletnie zdarte gardło, więc wtórowanie wokalistom innych zespołów już sobie odpuściłem, słuchając ich w ciszy. Od czasu do czasu skupiałem się na słowach, by choć trochę podszkolić, wciąż bardzo słaby, język obcy.

                Kiedy dojechałem do pierwszego większego miasta na drodze do rodzinnego domu, załamałem się widząc ogromny korek przy wjeździe. Westchnąłem głęboko, myśląc o tym, że nie zdążę dojechać nawet do północy. Siedziałem wygodnie oparty o fotel z rękami ułożonymi niedbale na udach, gdy nagle doznałem olśnienia.

                - Brawo Tae, jesteś istnym geniuszem. – powiedziałem sam do siebie, uśmiechając się lekko, gdy szukałem telefonu w plecaku na siedzeniu obok. Nie było to małe urządzenie, ale żeby je znaleźć musiałem wyrzucić wszystkie rzeczy z podręcznego bagażu. Włączyłem GPS, by wskazał mi alternatywną trasę. Po chwili oczekiwania na załadowanie się systemu usłyszałem pierwsze polecenie aplikacji, która kazała mi zawrócić. Cały uradowany od razu wykręciłem auto, uciekając z powiększającego się korka, po czym podążyłem za głosem pani mówiącej do mnie z telefonu. Niestety, jak później się okazało, moje zadowolenie ze znalezienia nowej drogi nie trwało długo, gdyż wpadłem w sam środek zamieci śnieżnej, przez co musiałem zwolnić do marnych 20km/h.

                Jechałem już dobrą godzinę, a pogoda nie poprawiła się ani trochę i nie wyglądało na to, żeby miało to się wkrótce zmienić. Nagle zauważyłem na poboczu jakąś przeszkodę. Przeszkodę? Nie, to się ruszało. Zwierzę? To też odpada, było za wysokie… a raczej za wysoki. To zdecydowanie był człowiek. Co ten ktoś robił tutaj w taką śnieżycę? Nie mogłem tego tak zostawić. Zatrąbiłem, zatrzymując się tuż obok i otworzyłem drzwi pasażera obok kierowcy. Przez krótką chwilę postać stała w miejscu rozważając moją propozycję i zaraz siedziała już w aucie dygocząc z zimna. Podkręciłem jeszcze bardziej ogrzewanie.

                - Hej, wszystko w porządku? – spytałem się nieznajomej osoby, gdy ta przestała drżeć.

                - Tak, teraz już tak. – odpowiedziała mi dosyć zachrypniętym głosem, więc na podstawie jego barwy wywnioskowałem, że siedzi koło mnie chłopak. Odwrócił się do mnie twarzą ściągając uprzednio kaptur, który zasłaniał jego kasztanowe włosy – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczny, że się zatrzymałeś. – dodał słabo się uśmiechając. Przypatrzyłem się mu mając wrażenie, że skądś go kojarzę.

Feliz Navidad by AnnarayaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz