Odór stęchlizny i wilgoci wdzierał się do jego nosa, gdy wraz ze Steve'm i Natashą podążali długim, ciemnym korytarzem. Brodzili po kostki w lodowatej, cuchnącej wodzie starając się zachować jak najciszej. Betonowe ściany pokryte były glonami, a metalowe rury ciągnące się pod sufitem już dawno zardzewiały. Zerknął w stronę Natashy, która z nieprzeniknioną miną szła tuż obok niego, ramię w ramię, napięta niczym struna. W szczupłych wyciągniętych przed siebie dłoniach pewnie trzymała pistolet. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały i James mógłby przysiąc, że na twarzy Czarnej Wdowy dostrzegł delikatny rumieniec. Kąciki jego ust automatycznie uniosły się do góry.
Szli tak jeszcze kilka minut, gdy wreszcie na końcu korytarza oświetlanego jedynie przez ich latarki dostrzegli ciężkie, stalowe drzwi. Podczas gdy Natasha i Steve montowali na drzwiach ładunki wybuchowe wielkości kapsla po piwie, Bucky odwrócił się w kierunku ciemnego korytarza i w skupieniu obserwował, jak światło latarki odbija się w tafli brudnej wody. Poczuł drobną i ciepłą dłoń na swoim ramieniu i wbił wzrok w Natashę, która ruchem głowy dała mu znać, by odeszli kawałek dalej.
— Na pozycję — powiedział Steve i gdy lekko się odsunęli, aktywował bomby. Drzwi wpadły do pomieszczenia znajdującego się po drugiej stronie z ogromnym hukiem. Zamaskowani mężczyźni przez chwilę wyglądali jak posągi z karabinami w dłoniach. Po chwili jednak dym opadł, a Natasha i Bucky ukryci za tarczą Kapitana rozpoczęli ostrzał.
Huk wystrzelonych pocisków i świst powietrza, które przecinały, zagłuszone były jedynie okrzykami bólu i zaskoczenia wydawanymi przez agentów Hydry. Barnes strzelał i przeładowywał magazynki instynktownie, jakby była to rzecz, której człowiek uczy się zaraz obok mówienia i chodzenia. Serum wyostrzało jego zmysły, zwiększało zdolności i wzmacniało odporność, ale to Bucky Barnes był podstawą do zbudowania tego kolosa. Hydra znalazła nieoszlifowany diament i uczyniła go kryształem, który w końcu stał się kamieniem przywiązanym do jego nogi w trakcie upadku do wody.
Nie był jednak robotem, więc i jemu zdarzały się pomyłki. Gdy po raz kolejny skończyły mu się naboje, sięgnął do kieszeni kamizelki kuloodpornej i wyciągnął pełen magazynek. Cała jego uwaga skupiła się właśnie na tym zadaniu, więc gdy jeden z napastników zaszedł go od tyłu nawet tego nie zauważył. Dopiero gdy usłyszał huk poprzedzony jękiem bólu odwrócił się i ujrzał Natashę wstającą z nieprzytomnego już napastnika. Posłała mu przelotny uśmiech i pobiegła w stronę komputerów, które służyły jako centrum dowodzenia. Po drodze zdążyła jeszcze obezwładnić kilku agentów. Bucky westchnął obserwując jej subtelne i agresywne równocześnie ruchy. Wyglądała jak baletnica i z tego co zdążył się już dowiedzieć porównanie to nie było bezpodstawne.
— Bucky! — usłyszał z oddali głos Steve'a, który od strzałów osłaniał się tarczą. James przyspieszył kroku i wbiegł na metalowe rusztowanie znajdujące się przy betonowej ścianie. Z chirurgiczną precyzją postrzelił każdego z napastników, by na końcu zeskoczyć na dół i podać Rogersowi dłoń. Steve chwycił go i podniósł się z ziemi.
— Dzięki bracie — odparł, jednak chwila triumfu nie nadeszła. Usłyszeli powolne, przeciągłe oklaski i odwrócili się w stronę, z której dźwięk dobiegał do ich uszu. Dostrzegli związaną Natashę, otoczoną przez trzech zamaskowanych agentów, którzy lufy karabinów skierowali w jej kierunku. Czwarty agent, bez maski, z uśmiechem na twarzy wciąż klaskał. Odchrząknął i wyciągnął ramiona w ich stronę, jakby chciał ich przytulić.
— Kapitan Ameryka, Zimowy Żołnierz i Czarna Wdowa. Odwiedziła nas sama śmietanka — powiedział i pogładził blade policzki Natashy. Bucky zacisnął metalową dłoń w pięść. Dotykali Natashy. Jego Natashy.
— Ivan, jak mniemam? — zapytał Steve co wywołało zdziwienie na twarzy mężczyzny.
— On zna moje imię, chyba zemdleję. Wielki Kapitan zna moje imię — zaśmiał się głęboko i głośno. Na tyle głośno, że James poczuł jak bębenki w jego uszach nieprzyjemnie drżą.
— Hydra już nie istnieje, musisz się z tym pogodzić — powiedział Rogers i kątem oka zerknął na opaskę znajdującą się na jego nadgarstku, pulsującą słabym czerwonym światłem.
— Hydra nigdy nie zginie! — wrzasnął i zamaszystym ruchem wyciągnął pistolet, który przyłożył do głowy Natashy. — W przeciwieństwie do waszej przyjaciółki.
W tym samym momencie z szybu klimatyzacji wyleciał Sam Wilson, a z towarzyszącego mu Redwinga wystrzeliły pociski pulsacyjne, które przyczepiły się do masek agentów powodując ich natychmiastowe zasłabnięcie. Niestety Iwan zdążył się uchylić i zanim ruszył do ucieczki wystrzelił pocisk, który trafił Natashę. Bucky rzucił karabin na ziemię i pobiegł w kierunku Rosjanki, podczas gdy Steve i Sam ruszyli w pościg za Iwanem.
— Nat — szepnął, gdy znalazł się przy niej. Przez chwilę nie był w stanie zlokalizować miejsca, w którym utkwił pocisk, lecz wtedy jej czarny kostium w okolicy ramienia zalał się krwią.
— Nic mi nie będzie, biegnij z nimi — powiedziała, a grymas bólu wykrzywił jej twarz.
— Nie ma takiej opcji — powiedział i ułożył jej głowę na swoich kolanach. — Romanoff jest ranna, przyślijcie tu kogoś — powiedział do krótkofalówki.
— Już do was idziemy — usłyszał głos jednego z agentów Tarczy.
— Zawsze radziłam sobie z tym sama — powiedziała, a jej zazwyczaj różowe wargi zaczęły blednąć.
— Teraz nie jesteś już sama.
Bucky wpatrywał się w śpiącą na noszach Natashę oraz podpiętą do niej kroplówkę. Wiedział, że z tego wyjdzie. Przecież była Czarną Wdową. Tyle razy udowodniła, że jest nie do zdarcia. Poza tym nie mogła go przecież zostawić. Nie teraz, kiedy wreszcie odważył się przyznać przed samym sobą jak bardzo mu na niej zależy.
Poczuł jak Steve kładzie mu dłoń na ramieniu. Niechętnie przeniósł wzrok na twarz przyjaciela.
— Więc jak długo to trwa? — zapytał Rogers, a Barnes tylko wywrócił oczami.
— Jak długo trwa co?
— Ty i Nat.
— Nie ma mnie i Nat — odparł oschle, jednak Steve nie wyglądał na zrezygnowanego.
— Ale może być. Możecie być wy — powiedział, a Bucky westchnął.
— Czasami powinieneś przestać ufać swojemu przeczuciu — powiedział w końcu nie odrywając wzroku od Natashy.
— Ufam tobie. Tasha też.
— Niby dlaczego miałaby mi ufać, skoro ja nie ufam samemu sobie?
— Przestań. Shuri usunęła program z twojego mózgu, zostałeś już tylko.
— James Barnes umarł podczas upadku z pędzącego pociągu. Nie wiem czy istnieje jakakolwiek siła, który potrafiłaby go wskrzesić — powiedział i wbił spojrzenie w swoje metalowe ramię. Przez siedemdziesiąt lat służyło jako narzędzie zagłady, a jego błysk był ostatnim widokiem na tym świecie dla wielu ludzi, których HYDRA kazała mu zabić. Zacisnął dłoń w pięść.
— W kosmosie istnieje tysiące zamieszkanych planet, Stark zbudował zbroję Iron Mana w jaskini z kawałka drutu i taśmy klejącej, a niemiecki naukowiec w latach czterdziestych stworzył serum, które zmieniło chudego astmatyka w super żołnierza. Chcesz mi powiedzieć, że nie ma możliwości, aby sprawny stulatek ułożył sobie życie na nowo?
CZYTASZ
Regular life |winterwidow|
Fanfiction- Nie - odparła i lekko się uśmiechnęła. - Nie spodziewałam się, że mogę mieć takie życie... zwyczajne życie. - Z tobą nic nie jest zwyczajne [...]