1. would be nice

574 52 9
                                    

Światła przejeżdżających aut i bilbordów wdzierały się przez niezasłonięte okno, wprost do pogrążonej w mroku sypialni. Tej nocy ciężko było mu zasnąć. Przez chwilę nawet pomyślał, że powrót do Nowego Jorku nie był dobrym pomysłem. Zabrakło mu świeżego powietrza Wakandy tulącego go do snu. Tęsknił nawet za tymi dzieciakami, które całymi dniami chodziły za nim krok w krok. Dużo oddałby, aby móc pogłaskać jedną z kóz. Nowy Jork był zupełnie inny niż kiedyś, ale on również nie był tym samym człowiekiem.

Powinien dać mu szansę.

Upragniony sen nie nadchodził. Na nagi tors narzucił bluzę i wyszedł z sypialni. Avengers Tower pogrążona była w mroku. Jak łatwo byłoby teraz uciec. Sięgnąć po torbę znajdującą się za łóżkiem, wyjść na pustą ulicę i zniknąć.

Sam jednak nie był pewien czy tego właśnie chce.

Podążył w kierunku sali treningowej z myślą o wyładowaniu emocji na worku treningowym, jednak gdy usłyszał strzał na strzelnicy, ruszył w tamtą stronę. Przy jednym z torów, w czarnej bokserce i dżinsowych szortach stała Natasha Romanoff. Zaciskała szczupłe palce na karabinie snajperskim i gdy pociągnęła za spust, a kula nie trafiła w sam środek tarczy, zaklęła siarczyście. Bucky zaśmiał się cicho, a Natasha odwróciła się celując w niego bronią.

— Nie wiesz, że nie powinno się zachodzić agentki od tyłu? – zapytała i opuściła broń.

— Domyślam się – odparł i uniósł ręce w poddańczym geście – nie było to jednak moim zamiarem.

— Po prostu kręcisz się po wieży i zastanawiasz się kogo zamordować najpierw – powiedziała to tonem, jakby opowiadała o tym co jadła na śniadanie. James ponownie się zaśmiał.

— Miałem taki plan. Dzień spędzony z Avengersami może doprowadzić człowieka do załamania nerwowego.

— Pomyśl sobie, że ja męczę się z nimi już pięć lat – odparła i ponownie zwróciła się w kierunku tarczy. Gdy i tym razem nie udało jej się trafić w sam środek, odwróciła się w stronę Barnes'a i posłała mu błagalne spojrzenie.

— Czyżby Natasha Romanoff potrzebowała pomocy?

— Mówisz to takim tonem, jakbyś cokolwiek o mnie wiedział.

— Steve dużo mi o tobie opowiadał. Nie tylko o tobie, o wszystkich. Steve ogólnie za dużo gada – powiedział, a na twarzy Rosjanki pojawił się wreszcie uśmiech. – Myślę jednak, że żadne z nich za dużo o tobie nie wie. Znając rosyjską szkołę szkolenia morderców uważam, że ty sama nie wiesz o sobie za dużo. Wyprostuj się, ale rozluźnij ramiona.

— Tak, masz rację – powiedziała, a gdy dotknął jej ramienia nawet nie drgnęła. Barnes zacisnął jej dłoń na rękojeści snajperki i zniżył lekko lufę. – Jedyne z czym mam problem to właśnie to. Przeklęta snajperka. Może powinnam nosić okulary?

— Ludzkie oczy są zawodne – powiedział i swoją stopą dotknął jej stóp dając znak, aby trochę je rozstawiła – ale ja nie jestem do końca człowiekiem.

— Przed serum też byłeś świetnym snajperem. Tak mówił Steve.

— Jak już wcześniej powiedziałem, Steve dużo gada – odparł i zaśmiał się cicho. – Spróbuj teraz.

Nie musiał dwa razy powtarzać. Natasha pociągnęła za spust, a kula trafiła w cel. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Odłożyła karabin i zdjęła gogle chroniące jej oczy.

— Dzięki James – powiedziała i usiadła na materacu leżącym kawałek dalej — jak mogę się odwdzięczyć?

— Sam nie wiem – odparł i przysiadł obok niej – może posiedzimy sobie tak i pomilczymy?

— Będzie mi bardzo miło.

Posłała mu uśmiech. Lustrował jej bladą twarz, zaróżowione policzki i rozchylone wargi. Bucky poczuł dziwny ucisk w żołądku, tak obcy i znajomy równocześnie. Gdzieś w głębi jego umysłu rozległo się pukanie.

To Bucky, bożyszcze brooklyńskich nastolatek dał mu znać, że wciąż tu jest. 

Regular life |winterwidow|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz