2.

86 9 10
                                    


Przy stole Gryffindoru, od strony prawego brzegu, zebrało się ciekawe zbiorowisko. Oprócz normalnej obecności z owej paczki dwóch Gryfonów byli tam też dwaj Puchoni oraz Krukon. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na trzech obcych dzięki zaklęciu rozpraszającemu Japonii, który, jako prawdziwy mieszkaniec domu Roweny popisał się pomysłowością już przy pierwszej takiej posiłkowej naradzie. Od tamtego czasu odbyło się kilkanaście owych spotkań i za każdym razem któryś z krajów pierwsze co, to inkantował takowy czar.

- Od naszego przybycia minął już miesiąc – zauważył z żalem Yao – Miesiąc! - krzyknął i zasłonił sobie usta, zapominając prawdopodobnie przy tym o standardowych zabezpieczeniach.

- A w sklepiku szkolnym nie ma paluszków! - dołączył się Polska.

- Przecież tutaj nie ma sklepika... - zauważył Kiku.

- Tak?

- ... - obecne personifiacje spojrzały na niego podejrzliwie.

- Ech, nieważne. Zgadzam się z tobą, ale jak na razie musimy uzbroić się w cierpliwość – podsumował Honda.

- Jakbyśmy o tym nie wiedzieli – westchnął Francois i skrzywił się po łyku soku z dyni. Nie żeby oczekiwał wina, ale takie szczyny, to niech sobie sam Brewka pije, a nie, że skazuje ich na te męczarnie jakimi jest żywienie się jego tradycyjną kuchnią. Magiczną czy też nie.

- Przesadzacie, jeszcze będziemy tego żałować – mruknął Feliks zza rękawa ręki na której podtrzymywał swoją głowę. Doświadczenie powinno chyba powinno co po niektórych nauczyć, że spokojem trzeba się cieszyć. A ostatecznie to wielki Polska będzie ich ratować, więc nie powinni czekać tak na moment swojej porażki.

Właściwie, to nie wiedzieli co robić. Od ich przybycia nie wydarzyło się nic ciekawego. Co prawda, ta cisza pomogła się im zapoznać z nowym miejscem, ale za to stali w miejscu. W końcu się jeszcze nie ujawnili, więc nie byli wdranżani w jakiekolwiek plany.

Nagle cisze zakłócił szkolny dzwon obwieszczający początek lekcji.

- Już czas. Feliks, pamietaj, że drugoroczni zaczynają eliksirami, a ty, Al, śpiesz się, bo masz wróżbiarstwo, a ono jest w wieży - ponaglił gryfonów Kiku. Co dwaj osobnicy potrafili dziwnym trafem łatwo znikać w czasie zajęć.

I chociaż słowa trafne, to mogłoby się wydawać, że nieprawidłowe, bo w końcu, Feliks nie ma jedenastu lat. Błąd. Przed wejściem do zamku dokonali przemiany, by mimo wszystko nagle nie zrobiło się dziwnie za dużo osób, postanowili pozmieniać sobie wiek. W końcu wszyscy wyglądali na młodych dorosłych, więc  lepiej było mimo wszystko się dopasować. Według ich ustaleń, Feliks  dostał szaty gryfona, a jego ciało skurczyło się i zdziecinniało do postury dwunastolatka. Francja, mimo obaw o zdrowie nastoletnich dziewcząt, dali na szósty rok w Hufflepuffie. Alfred ze swoją energią i syndromem bohatera nie mógł trafić nigdzie indziej jak nie do domu lwa, gdzie przypadł mu piąty rocznik. Japonia przybrał szaty z granatowymi akcentami i zdecydował się na czwarty rok. Chiny, przez swój syndrom ojcowski mógłby się zdradzić, mówiąc do dzieci, więc został siódmorocznym puchonem.

- Zajęcia z kominiarzem? Coś ty, już pędzę- powlókł się smętnie Polska. Chociaż, pomyślał, może jak komuś wybuchnie kociołek, to porobi sobie przynajmniej bekę.

~*~

Mimo jego biegu do lochów, drzwi od klasy otworzył spóźniony. Rozejrzał się po klasie, ale zauważył, że stary kapeć sprawdza obecność i nawet nie doszedł jeszcze do jego nazwiska. W dodatku nawet nie zwrócił uwagi na jego wejście. Ciesząc się swoim szczęściem, kucnął i na czworakach udał się w stronę swojego miejsca, ku konsternacji swoich kolegów z klasy. Był już prawie przy swoim miejscu, gdy został wywołany.

Misja Hogwart Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz