3.

9.4K 405 49
                                    

Layla

Dziś nadszedł upragniony dzień wyjazdu. I mimo, iż cieszę się jak małe dziecko, że za niedługo będę spacerować po ulicach Chicago, tak jakoś smutno mi się robi, gdy patrzę na swoją rodzinę. Działali mi na nerwy zbyt często, jednak jakby nie patrzeć są moją rodziną i kocham ich podnad wszystko, jednak sądzę, że mój wyjazd wyjdzie nam na dobre. Pakuję ostatnie rzeczy do walizek, sprawdzając kilkakrotnie czy na pewno wszystko znajduję się w torbach.

Chwytam ramkę z zdjęciem, na którym widnieję moja osoba, a obok mnie stoi rozpromieniona Kelly - moja jedyna, prawdziwa przyjaciółka. Tęsknie za nią, niemiłosiernie bardzo. Postanowiła rok temu opuścić gniazdo i wyleciała do Canady, za poszukiwaniem lepszego życia. Cieszyłam się jej sukcesami i tym, że była szczęśliwa, jednak mimo wszystko ściska mnie w sercu, że nie mam jej blisko siebie. Obiecała mi, że jak zadomowię się w Chicago, przyleci do mnie na conajmniej tydzień, byśmy mogły nadrobić stracony czas.

Delikatne pukanie do drzwi, sprowadza mnie na ziemię.
– Tak? – pytam, otwierając drzwi.
– Pogadamy? – patrzy na mnie Allison smutnym wzrokiem.
Dawno jej takiej nie widziałam, zawsze maskowała swoje uczucia, a przede wszystkim nigdy nie przychodziła do mnie sama i to z smutnym wrazem twarzy. Była moją siostrą, kochałam ją na swój sposób, jednak różniłyśmy się od siebie driamentralnie. Nigdy nie potrafiłyśmy się dogadać, jej wybuchowa osobowość i mój niewyparzony język - nie mógł wróżyć niczego dobrego. Każdy temat kończył się zawsze nawet drobną sprzeczką. Ale wiem, że gdyby włos z głowy spadł tej dziewczynie, zabiłabym.
– Stało się coś? – patrzę na nią, zastanawiając się co ją trapi.
– Wiesz... – urywa, jakby szukała najlepszych słów, by wyrazić co ją gryzie.
– Wiem, że między nami nie bywało najlepiej, jednak wiedz, że będę za Tobą tęsknić. – wyznaje, czym mnie szczerze zaskakuje. Nigdy nie sądziłam, że zbierze się na takie wyznania.
– Ja też będę tęsknić. – zapewniam ją, chwytając jej drobne ciało, zamykając je w swoich ramionach. Jej blon włosy, opadają na moje ramiona, gdy wtula się we mnie, jakby miała mnie już nigdy nie zobaczyć.
– Będzie dobrze, odwiedzisz mnie prawda? – pytam, odsuwając ją od siebie, by móc spojrzeć w jej błękitne oczy.
Nie dość, że nasze charaktery były odmienne, tak wyglądem również nie przypominałyśmy sióstr. Zero cech wspólnych. Ja szatynka, o piwnych oczach, ona zaś blondynka o błękitnych tęczówkach.
– Zechcesz mnie? – piszczy uradowana.
– Oczywiście, nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. – oznajmiam zgodnie z prawdą.
– Cieszę się! – klaszcze w dłonie, wtulając swoje ciało w moje.
– Kocham Cię. – szepcze, ściskając mnie jeszcze mocniej.
– Ja Ciebie też kocham. – odpowiadam, czując dziwne ukłucie w sercu.
– I wiesz? Dobrze, że w końcu pozbyłaś się tego dupka Marko! – oznajmia. – Nie był Ciebie wart, zasługujesz na kogoś lepszego! – stwierdza.
– Też tak uważam, ale nie rozdrapujmy tego, bo nie mam ochoty psuć sobie humoru. – odsuwam się od niej, patrząc na jej już radośniejszy wyraz twarzy.
Będę tęsknić, cholernie bardzo. Jednak nie zamierzam zatrzymywać się w miejscu, chcę pnąc w górę, by móc z czasem stwierdzić, że mam wszystko czego w życiu było mi trzeba.

Stoję przed ogromnym lotniskiem z rodzicami, którzy nerwowo zaciskają dłonie. Znam ich, denerwują się moim wyjazdem. Za każdym razem, gdy wyjeżdżałam gdzieś z znajomymi, lub jechałam na szkolne wycieczki, denerwowali się podobnie.
– Córeczko, proszę przemyśl to jeszcze. Masz szansę, by się rozmyślić. – mówił ojciec, dotykając mojego ramienia.
– Tato, proszę przestań. Ja na prawdę pragnę tego bardzo, chcę w końcu ruszyć do przodu. – oznajmiam twardo.
– Dziecko drogie. – mama zakrywa usta dłonią, powstrzymując się przed wybuchem płaczu.
– Mamo, nie rób tego. – ostrzegam ją. – Będziemy się odwiedzać, będę dzwonić tak często jak tylko będę mogła. Wszystko będzie dobrze. – obiecuję, wtulając się w jej ciało. Mimo swoich lat, mama trzymała się bardzo dobrze. Jej sylwetki mogłyby pozazdrościć niejedne młode dziewczyny, a krągłości odwdzięczyłam właśnie po niej, za to moja siostra kolor włosów i oczu skradła matce, a ja ojcu.
– Będziemy tak bardzo tęsknić. – mówi łamiącym się głosem.
– Layla, jesteś pewna? – pyta ojciec, marszcząc brwi.
– Oczywiście, niczego bardziej nie byłam pewna. – stwierdzam, przykładając dłoń do serca.
– Jack i Isabell! Kocham Was nad życie i proszę nie zatrzymujecie mnie. Na prawdę chcę to zrobić, a z waszym poparcie będzie mi prościej. – mówię, uśmiechając się do nich czule.
– Cała Layla. – chichoczę matka przez łzy.
– Moja panno, zważaj na słówka. – grozi mi ojciec, uśmiechając się czule.
Zawsze zwracałam się do nich po imieniu, gdy na prawdę nie odpuszczali danego tematu. Wtedy cała ich złość ulatywała, a na to miejsce wskakiwało rozbawienie. I tym razem podziałało.
– Uważaj na siebie! – ostrzegają mnie chórem.
– Oczywiście, wy również. Kocham Was. – tulę się do każdego po kolei, dając buziaka.
– Do zobaczenia, córeczko! – machają mi, gdy ja znikam w tłumie.
Nie chciałam ich ciagnąć dalej, bo wiem, że trudniej byłoby się nam rozstać, a tak było po prostu łatwiej.

Siedzę w wygodnym samolotowym fotelu, zerkając co chwilę w malutkie okienko. Serce bije mi w zastraszającym tępie z podekscytowania. Jeszcze moment, a zacznę swoje nowe życie.

Christian

Patrzę na blondynkę, która klęczy między moimi udami, ssąc moje przyrodzenie. Wplatam swoje palce w jej włosy, dociskając. Słyszę jak się krztusi, a z jej oczu uciekają krople łez. Jednak to mnie nie powstrzymuje, nie zamierzam przestać. Narzucam własne tępo, wślizgując się w jej gorące usta raz po raz. Czuję znajomy ścisk w dole brzucha i wiem, że jeszcze chwila i dojdę. Poruszam biodrami jeszcze szybciej, a wbijające paznokcie w moje uda sprawiają przyjemny prąd w ciele. Zalewam jej gardło lepkim nasieniem, dociskając ją jeszcze mocniej. Wychodzę z jej ust, opadając na fotel. Patrzę spod przymrużonych powiek na Anne, która nie wygląda zaciekawie. Jej rozmazany makijaż, potargane włosy i spuchnięte wargi, świadczą o tym jak głęboko w nią wchodziłem. Nie wzrusza mnie jej wygląd, wie doskonale, że nie potrafię inaczej.

– Doprowadź się do ładu. – rzucam, sięgając po bokserki.
– Christian... – zaczyna, jednak nie mam ochoty na jej paplaninę.
– Obiecałeś! – warczy, gdy zauważa, że nie zamierzam wdawać się w dyskusje.
– Nic Ci nie obiecałem. – odpowiadam oschle, wciągając spodnie.
– Mówiłeś, że między nami wszystko się zmieni. – mówi łamiącym się głosem.
– Owszem, mówiłem. Jednak nie powiedziałem czy na lepsze czy gorsze. – kwituję.
– Ty... – nie dane jest jej dokończy, bo właśnie moja dłoń zaciska się na jej gardle.
– Nawet się nie waż! – cedzę przez zaciśnięte zęby, patrząc jak walczy o oddech.
Puszczam ją po chwili, dostrzegając odbite palce na jej szyi. Zjeżdża po ścianie, chwytając łapczywie powietrze. Nawet na mnie nie patrzy, wie doskonale, że ze mną się nie zadziera. Wie, że ja jestem jej Panem, a ona nie ma prawa głosu.

– Szefie. – nawołujący głos Liam'a, odrywa mój wzrok od dziewczyny.
– Wypieprzaj do siebie! – nakazuję kobiecie, patrząc jak wykonuje moje polecenie.
Mija się w drzwiach z moim człowiekiem, jednak na nim nie robi to już wrażenia. Zna mnie. Wie co lubię.
– Mów. – sięgam po bursztynowy płyn, nalewając go do szklanki.
– Mam dobrą wiadomość. – uśmiecha się, klaszcząc w dłonie.
– Mam Cię błagać o wyjawienie tej wiadomości? – prycham.
– Fajnie by było. – rzuca w moją stronę, a mnie krew zalewa.
– Nie przeginaj! – warczę, patrząc na mężczyznę.
– Wybacz! Ta cała Layla Davis, za niedługo wyląduje w Chicago. – rzuca.
– Bardzo dobrze. Dopilnuj żeby dotarła do domu bezpiecznie. – uśmiecham się od ucha do ucha, zacierając ręce.
– Robi się. – oznajmia, znikając mi z oczu.

Mała słodka Layla. Pakuje się sama w paszczę lwa. Nie wie co ją czeka. Jednak mam zamiar zafundować jej wiele wrażeń, przed tym zanim strzelę w jej buźkę. Już niedługo, a wpadnie w moje łapska, z których nie ma już odwrotu.

Pojawiła się w złym miejscu, o niewłaściwym czasie i musi ponieść przykre konsekwencje.

Niewłaściwy WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz