9.

8K 336 26
                                    

Layla

Budzi mnie czyjeś pochrapywanie. Otwieram niechętnie oczy, od razu orientując się gdzie jestem i kto chrapie. Wtulone ciało Christiana, przyklejone do moich pleców. Przechodzi mnie dziwny prąd, gdy patrzę na przerzuconą dłoń mężczyzny przez moje ciało. Ukradkiem zerkam na jego ogromne dłonie i długie palce, które niedawno pieściły moje ciało.

– Layla, uspokój się! – krzyczy mój wewnętrzny głos, którego zagłuszam pożądaniem.

Jednak jak można pożądać kogoś, przez kogo straciło się pracę? Nie wiem czy na każdego działa tak klimat Chicago, czy tylko ja mam w życiu takiego pecha. Intryguje mnie jego osoba. Nadal nie rozumiem skąd wiedział, że byłam w tym barze i jak doszło do tego, że zostałam zabrana z tego miejsca, trafiając prosto pod jego dach.

Dziś muszę się stąd wynieś. Moi rodzice zapewne szaleją z niepokoju, a ja już wiem jaką reprymendę od nich dostanę. Muszę w dodatku poszukać jakieś dorywczej pracy, dopóki nie znajdę nic lepszego. Nie chcę wracać do domu, do rodziców i całego znudzonego życia. Nie poddam się tak łatwo.

– Dzień dobry, Panno Davis. – słyszę jego zachrypnięty głos i oddech na swoim karku, który w przyjemny sposób go owiewa.
– Ciekawe dla kogo dobry. – prycham, wyślizgując się spod jego ciężkiej dłoni.
– Już uciekasz? – patrzy na mnie przymrużonymi powiekami, z niemałym rozbawieniem.
– Tak uciekam, najlepiej tam gdzie mnie nie znajdziesz. – kieruję się w stronę łazienki.
– Znajdę Cię na samym końcu świata, Layla. – mówi to tak pewnie, że wierzę mu na słowo.

Nie odpowiadam nic, wchodzę do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Patrzę w lustrze na swoje odbicie i za cholerę nie podoba mi się to co widzę. Zaróżowione policzki, przyspieszony oddech. Nie, tego jest zbyt wiele.

Odkręcam kurek z wodą, wsuwając się pod chłodny strumień, piszcząc przy okazji, gdy na moje ciało spadają lodowate krople wody. Zmieniam temperaturę, która od razu w przyjemny sposób otula moje nagie ciało. Namydlam je, poświęcając zbyt wiele czasu na myciu swoich piersi. Na sam widok kręcę głową, karcąc sama siebie.

Wciągnęłam na siebie strój z dnia poprzedniego. Poprawiłam swoje mokre włosy i ruszyłam w stronę wyjścia. Nikogo nie zastałam w sypialni, nawet i dobrze. Otwieram drzwi, z zamiarem wyjścia, jednak powstrzymują mnie odgłosy docierające z oddali. Słyszę podniesiony głos Christiana i drugi męski głos, którego nie mogę do nikogo przykleić. Słychać, że Christian jest wkurwiony, jednak przez słowa wyrwane z kontekstu nie bardzo rozumiem co go mogło tak rozwścieczyć, a po drugie - to nie moja sprawa.

Wychodzę pewnym krokiem, kierując się prosto do wyjścia. Jednak jak na złość, słyszę swoje imię, które powstrzymuję mnie przed zrobieniem kolejnego kroku.

– Nie ładnie tak uciekać bez pożegnania, Layla. – słyszę, że zbliża się do mnie, jednak ja stoję niewzruszona.
– Nie miło było Cię poznać, a teraz żegnaj Christianie Parker. – fukam, robiąc krok w stronę wyjścia.
– Widzę, że kara Cię niczego nie nauczyła. – cmoka, kontynuując – Może powinienem być od razu ostrzejszy, byś mogła zrozumieć, że mi się nie przeciwstawia. – mówi to w taki tajemniczy sposób, że mimowolnie na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
– Posłuchaj – odwracam się w jego stronę, celując w niego palcem – Nie wiem kim jesteś i skąd Ci się wzięła mania wyższości, jednak mam to gdzieś. Ile razy mam powtarzać Ci, że masz dać mi spokój i zniknąć tak szybko jak się tylko pojawiłeś? – warczę, wciskając coraz mocniej palec w jego umięśnioną klatkę, która w szybkim tempie unosi się i opada.

Przywiera do mnie niczym cień, gnieżdżąc mnie w swoich łapskach, zabierając tym samym moją przestrzeń osobistą.

– Puszczaj mnie! – drę się, czując jak wkurwienie sięga coraz wyższy lewel.
– Laylo, niedługo zrozumiesz, że mi się nie przeciwstawia. – uśmiecha się chytrze, zaciągając się przy tym moim zapachem.
– Jesteś chorym człowiekiem! – piszczę, czując jak dopada mnie furia.
– Uspokój się! – podnosi głos, sprowadzając mnie tym samym do pionu.
– Zjesz ze mną śniadanie, a później odwiozę Cię do mieszkania. – oznajmia, biorąc mnie na ręce.
– Umiem chodzić! – oburzam się, chwytając się jego szyi.
– Wczoraj nie było tego widać, gdy spadłaś. – stwierdza, stawiając mnie w jadalni.
– Bo wczoraj, ten przydupas mnie wystraszył! – oburzam się, zasiadając na krześle.

Niewłaściwy WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz