Jedna fotografia

210 27 10
                                    

      Stał niepewnie przed drzwiami i wahał się, czy zapukać. Co jeśli Nat wolałaby teraz zostać sama? Jeśli nie chce jego towarzystwa? Co miał teraz zrobić? Dziwił się, że sam sprawia sobie problemy. Przecież jest jej przyjacielem, powinien wiedzieć, jak się zachować. I wtedy trafiła go własna myśl. Przyjacielem, tak pomyślał. Zabolało. Szlag, zabolało... Musiał się skupić, musiał się... skupić... Nasłuchiwał przez chwilę, nie słyszał żadnego dźwięku, płaczu... ani niczego, co mogłoby go zaniepokoić. Zastanowił się. Śpi? Rozmyśla? Co Nat mogłaby teraz robić? Mógł jej przeszkodzić? Nie, przecież nie przeszkodziłby... poczuł się jak idiota. Jaki przyjaciel... i znowu to cholerne słowo... myśli w taki sposób? Zapukał nieśmiało.

      - Nat? - spróbował zawołać ją przez drzwi - Nat, mogę wejść?

      Nie dostał odzewu. Czyli spała. Odwrócił się, by odejść i wtedy tknęło go nagłe przeczucie. A jeśli coś sobie zrobiła? Jeśli... jeśli... Szarpnął za klamkę tak gwałtownie, że później będzie się zdumiewał, że jej nie urwał. Pchnął drzwi, wpadł do jej pokoju. I zamarł. Nie było jej. Zrozumiał, że wyszła, może na spacer, a może do Steve'a, z którym też spędzała dużo czasu. Ależ się wygłupił. Dobra, trzeba wyjść, zaśmiał się lekko histerycznie z własnej głupoty. Jego wzrok padł na biurko. Podszedł machinalnie, czując się nagle odrętwiałym. Przystanął i patrzył. Na blacie leżała fotografia.

      Na zdjęciu przytulały się Natasha z Wandą. Obie wyglądały ślicznie, takie rozpromienione, takie... zakochane. Nat opierała szczękę o głowę Maximoff i opatulała ją rękami, jakby była najcenniejszą istotą na świecie. Uśmiechała się szczęśliwa, a Wanda wtulona w jej szyję wręcz się śmiała. Piękno zatrzymane na fotografii wręcz zwaliło go z nóg, opadł na łóżko i zakrył twarz dłońmi. Szczęście tego momentu, który pozostał jedynie tu... na zdjęciu... złamało mu serce. Widział, co Nat straciła... i czego on już nigdy nie będzie mógł z nią dzielić. Nie będzie mógł okazać jej, że kocha. Załkał cicho, krótko... po męsku. Tak bezradnie jak potrafi tylko nieszczęśliwy mężczyzna. Wstał gwałtownie, wściekły z bezsilności. Nie zamierzał płakać. Znów spojrzał. Jedna fotografia. Tyle wystarczyło, by złamać mu serce.

      Wyciągnął rękę, by chwycić zdjęcie i niemal natychmiast się wycofał, czując się, jakby naruszał prywatność dziewczyn. Żałował, że je to spotkało, tak strasznie żałował. I wiedział, że musi zrobić wszystko, by siebie odzyskały. Bardzo tego chciał... i jednocześnie łamał tym sobie serce. Kochał Nat. Miał wrażenie, że kochał ją za mocno... że nie ułoży już sobie życia nawet, gdy Laura wróci. Mimo tego, że ją też kochał. Kochał obie. Jak można rozdzierać serce miłością do dwóch kobiet? Jak można je kochać, by to serce jednak pozostało całe? To możliwe? Nie wiedział, czy jeszcze w to wierzy. Kiedyś wierzył.

      - Clint? Co tu robisz? - usłyszał zdziwiony głos Natashy.

      Odwrócił się do niej zawstydzony, poczuł się jak intruz. Stała oparta o framugę i patrzyła na niego łagodnie, bez gniewu. I była taka piękna, rozpuszczone włosy opadały jej na ramiona, a on nie mógł przestać się w nią wpatrywać.

      - Chciałem tylko... zobaczyć, co u ciebie. - wykrztusił z siebie.

      - Dziękuję, kochany. Już mi lepiej. Nasza ostatnia rozmowa bardzo mi pomogła.

      Po tych słowach weszła wgłąb pokoju i usiadła swobodnie na łóżku, poklepała miejsce obok siebie, by zrobił to samo, a gdy usłuchał, przylgnęła do jego boku.

      - Dziś to raczej ty potrzebujesz pocieszenia. Jesteś taki smutny.

      - Nic mi nie jest.

      - Przestań. Myślisz, że nie widzę? Za jaką masz mnie przyjaciółkę, co?

      Wyczuła jak się wzdrygnął, jakby... jakby właśnie go zraniła. Spojrzała na niego zaskoczona i lekko się odsunęła, by mieć lepszy widok na jego twarz. A on odwrócił głowę, udając, że spojrzał po prostu w okno, ale nie zdążył ukryć bolesnego grymasu ust.

      - Clint?

      - Ja tylko... jestem trochę zmęczony. I przytłoczony tym wszystkim.

      Wyczuła, że skłamał... mimo że powiedział jednocześnie prawdę. Co ukrywał? Dlaczego nie chciał patrzeć jej w twarz? Nie radził sobie z tęsknotą za Laurą? Nie, o tym by jej powiedział. Chodziło o coś innego. Ukrywał coś, co jego zdaniem za bardzo go uzewnętrzniało. Mężczyźni. Chwyciła jego szczękę i obróciła ku sobie, by móc wejrzeć w jego oczy... i zobaczyła w nich taki ból... i jakieś zacięcie, jakby zamknął się w sobie, jakby chciał przed czymś uciec. Przestraszyła się. Tak strasznie się przestraszyła.

      - Clint... - szepnęła - Co się dzieje? Porozmawiajmy.

      Kochała go i nie chciała, by się męczył. Kochała i... zrozumiała. Chodziło właśnie o ich bolesną miłość do siebie. Jego wzrok się zmienił, gdy wyczuł jej zrozumienie. Pogładził jej dłoń trzymającą jego podbródek, zrobił to tak powoli... i zbliżył do niej twarz, wyczuła jego oddech, jego stres... i też zapragnęła tego pocałunku. Bardzo mocno zapragnęła. Wychyliła się w jego stronę...

      (Nat, uratujesz mnie?)

      ...i odsunęła się gwałtownie. Głos Wandzi, jej ukochanej Wandzi... znów pojawił się w jej głowie. Poczuła się winna tego, co przed chwilą chciała zrobić. Jak zdrajczyni. I Clint, jej kochany Clint... wyczytał to z niej. Jego twarz wykrzywiło poczucie winy i taki ból... nie chciała go ranić, lecz wiedziała, że właśnie skrzywdziła go najmocniej jak mogła. Widziała, że poczuł się, jakby myślała o nim jak o zdradzie. Nie, nie o nim... o sobie... Widziała, że połamała mu serce. Wstał, zrywając ich kontakt całkowicie i jeszcze tylko przelotnie pocałował ją w głowę.

      - Idę do siebie, Nat. Odpoczywaj. - głos drżał mu tak bardzo, że myślała, że zacznie się łamać.

      - Clint...

      Obejrzał się tylko, posłał jej krzywy... pewnie myślał, że pokrzepiający... uśmiech i wyszedł. Nie miała mu za złe. Wiedziała, że cierpiał... że to ona mu to zrobiła. Kochała go, naprawdę, tak bardzo, że nie mogła tego wyrazić. Kochała... Dlaczego nie mogła mu tego okazać? Dlaczego poczuł się odtrącony? Dlaczego musiała zrobić mu krzywdę? Rozejrzała się zasmucona i natrafiła wzrokiem na zdjęcie na biurku. Wzięła ją do ręki i patrząc na siebie i Wandzię... widząc ich utracone szczęście, poczuła taki ból... a potem nadzieję, że to wszystko wróci. Jej Wandzia wróci. I Laura. A wtedy wszystko się ułoży. Jedna fotografia. Tyle wystarczyło, by ukoić jej serce.






Clintasha: Niebo dla nas nie istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz