Rozdział 1

131 8 2
                                    

Wolność. Czy istnieje coś takiego? Czy to może tylko nasze wyobrażenia? Wiecznie od czegoś zależni. Od pieniędzy. Od ludzi. Od technologii. Chociaż dla nas to bez znaczenia. Podobno żyjemy po to, by służyć. Kupieni jako dzieci, wychowani przez baty i kopniaki. Najszczęśliwsze chwile to te podczas snu, gdzie możemy marzyć o normalnym świecie. Ale po co? Żeby obudzić się w szarej rzeczywistości, gdzie jesteśmy kimś gorszym od śmieci? Gdzie nasze życie nie jest warte nawet grosza? Przestałam śnić jako dziecko. Wystarczyło mi piekło życia, nie chciałam jeszcze stracić marzeń. Zachowałam je na przyszłość, kiedy będę mogła sobie na nie pozwolić.

- Tu jesteś! - do mojego pokoju, a raczej celi, wpadł Amis. Niski, gruby mężczyzna z kawałkiem kurczaka w ręce i gębą, która bardziej przypominała kluskę niż twarz człowieka, był moim panem. To jemu usługiwałam i spełniałam każdy rozkaz. Nie znał litości. Wielokrotnie nagradzał mnie batami jedynie dlatego, że doskwierała mu nuda. Zawsze, gdy go widziałam, tłuszcz z jedzenia spływał po jego brodzie, a resztki jedzenia, wypluwane przez niego podczas mówienia, osadzały się na mojej twarzy. Wstręt i obrzydzenie do niego nigdy mnie nie opuszczało. Tak bardzo chciałam, żeby zniknął, albo sprzedał mnie komuś innemu. Komuś, kto będzie lepszy. Bałam się sprzeciwić. Zbyt często widziałam, jak zabijał swoje sługi bez mrugnięcia okiem. To utwierdzało nas w przekonaniu, że jesteśmy niczym. Nie odważyłam się.
Chwycił mnie za włosy i szarpnął, bym na niego spojrzała. Spuściłam wzrok. Dla niego nie byliśmy godni, by spojrzeć w jego oblicze.
- Panie... -zaczęłam posłusznie. Przez tyle lat nauczyłam się jak zachowywać się w jego pobliżu. Może i w myślach zabijałam go wielokrotnie każdego dnia i to na wiele różnorodnych sposobów, to w rzeczywistości musiałam być uległą niewolnicą.
- Od rana tu siedzisz, a nie ma kto pracować! Obijasz się! -rzucił mną o ścianę. W ostatniej sekundzie zamortyzowałam spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą rękami i osunęłam się na ziemię, kuląc się. - Nie będę utrzymywać darmozjadów! Nie zapracujesz, nie dostaniesz jedzenia. -uśmiechnął się z wyższością, jak zawsze zresztą. Splunął na mnie i wyszedł, zostawiając drzwi otwarte. Tym samym dał mi znak, że mam zaledwie kilka sekund na zaczęcie pracy. Westchnęłam cicho i wstałam. Miał zły humor. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień będzie jednym z cięższych. Rzuciłam okiem na swój pokój, a raczej celę. Prycza zwisająca ze ściany na łańcuchach, kilka szmat robiących za posłanie i rozwalone krzesło to cały mój dobytek mieszczący się na 3 metrach kwadratowych. Pracę czas zacząć.
Odkąd weszłam do kuchni, wiedziałam, ze coś się szykuje. Do posiadłości zjechały się panny do towarzystwa. W każdym pomieszczeniu można było się na nie natknąć. Wywyższały się, jakby były jakimiś księżniczkami, a w większości ich przypadków zostały do tego zmuszone. Czy niewolnicy byli zaciągani tylko do prac domowych? Nie! Wiele z nas było kurwami, damami do towarzystwa, zabawkami do bicia. Robiliśmy dosłownie wszystko co rozkazał nasz pan. Jeśli chciałby, żebym zabawiła go w nocy, poszłabym. Musiałabym. Może to okrutne, ale cieszyłam się, że Amis nie może już z żadną z nas. Chociaż z drugiej strony nadrabiał to traktowaniem nas. Tego dnia pracowałam w kuchni obierając warzywa i marząc, by nastała już noc. Odgłosy uczty i sprośnych zabaw towarzyszyły mi odkąd opuściłam celę, ale nie zwracałam na nie większej uwagi. Po kilku latach służby staje się to czymś naturalnym, tak jak wstawanie do pracy. Niosłam z piwnicy misę z ziemniakami, gdy potrącił mnie biegnący mężczyzna. Nawet nie oczekiwałam przeprosin. Natychmiast zebrałam rozsypane warzywa i włożyłam je z powrotem do naczynia. Śmiech, który pozostał bo pędzącym chłopaku, sprawił, że się wzdrygnęłam. Miałam złe przeczucia. Mijając pokoje wzrok wbiłam w podłogę. Szłam szybko, bojąc się, że zauważy mnie Amis, bądź jakiś gość i naskarży na mnie. Nie mogliśmy wychodzić z cel i kuchni, kiedy przyjmować gości. Gdy wróciłam do kuchni, Annabell, jedna z kucharek, uśmiechała się szeroko. Nawet nie wiedziałam, że potrafi okazywać jakiekolwiek emocje. Zawsze miała bez wyrazu twarz, nieczuła na nic.
- Coś się stało? -zapytałam, zaczynając obierać kolejne ziemniaki.
- Dzisiaj jest naprawdę dobry dzień. -odpowiedziała mi wesołym tonem. Wzruszyłam ramionami, lecz jej słowa nie dawały mi spokoju. Dzisiejszy dzień, niby taki sam jak reszta, lecz miał w sobie coś. Coś, co sprawiało, że wstępowała we mnie wiara. Za dużo myślałam. W mojej sytuacji myślenie wcale nie jest takie dobre. Odpowiedniejsze jest ślepe posłuszeństwo. Gdy skończyłam swój przydział pracy miałam chwilę wolnego. Ze stołu zwinęłam kawałek chleba i usiadłam w kacie, by zjeść pierwszy dzisiaj posiłek. Nie zdążyłam nawet ugryźć kęsa, gdy w domu rozległ się krzyk, a odgłosy paniki rozprzestrzeniły się we wszystkich pokojach. Do pomieszczenia wpadł mężczyzna i trzymając w dłoni worek skierował się w moją stronę. To była ta sama osoba, która na mnie wpadła. Chyba miałam kłopoty.
- Posłuchaj mnie. Tu są pieniądze, uciekaj jak najdalej. Zacznij nowe życie. Jako jedyna masz na to szansę. Jesteś jeszcze młoda. -mówił cicho i z pośpiechem, jakby się bał, że nie zdąży przekazać mi najistotniejszych informacji. Szarpnięciem ręki uniósł mnie do góry i zaczął ciągnąć w kierunku drzwi.
- Co się dzieje? -zdążyłam rzucić, gdy wepchnął mnie do jakiegoś pokoju. Gestem nakazał mi ciszę, a gdy kroki za drzwiami oddaliły się, odwrócił się w moją stronę.
- Amis nie żyje. Ktoś go zamordował. Służba jest na pierwszym miejscu jako podejrzani, a nie chciałbym, żeby coś Ci się stało. -uniósł dłoń i delikatnie pogłaskał mnie po policzku. - Pamiętaj, ucieknij jak najdalej. To starczy Ci na najwyżej cztery miesiące życia, więc będziesz musiała pracować, ale na start masz. -przełożył torbę przez moje ramie i uchylił drzwi. Widząc, że nikogo nie ma, wyszedł.
- Zaczekaj... Chcę to zobaczyć. -powiedziałam pewnie -Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę jego ciała.
Zaskoczony zatrzymał się i spojrzał w moją stronę. Widząc, że nie ustąpię, westchnął i skierował swoje kroki w przeciwną stronę, niż zamierzał iść. Ruszyłam za nim, nie wiedząc co myśleć. Na drżących nogach pokonywałam kolejne stopnie, aż doszliśmy do sypialni mojego pana. Nie wiem dlaczego nikogo nie było w pobliżu. Uchyliłam drzwi i z duszą na ramieniu weszłam do środka. Amis leżał rozwalony na łóżku, w ręce miał kielich, który przewrócony wylewał z siebie wino. Na stoliku nocnym leżał cały talerz kurczaków. Dlaczego mnie to nie zdziwiło? Największym wstrząsem był sztylet wbity po rękojeść w jego klatkę piersiową, w miejscu, gdzie miał serce. Krew zabarwiła już jego ubrania, a otworzone oczy martwo wpatrywały się w sufit. Nie mogłam już stać. Opadłam na kolana, a z oczy popłynęły mi łzy. Amis nie żył. Już więcej nie mógł mi rozkazywać. Ulga jaką poczułam w sercu była niewyobrażalna. Nigdy więcej bicia, wyzwisk, kar. Nigdy więcej niewolnictwa. Czy to właśnie była wolność? Czy to, co czułam, to wreszcie upragniona wolność? Całe życie w niewoli i to wszystko skończyło się właśnie teraz? Gwałtownie wstałam i wybiegłam z pokoju, by po chwili biec przed siebie, jak najdalej. Tam, gdzie mnie nogi poniosą. Najszybciej jak potrafiłam, jakby Amis w każdej chwili mógł ożyć i ukarać mnie za to.
Tak, to był początek mojego nowego życia. Odzyskałam wolność, którą utraciłam w swoje piąte urodziny.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 13, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Odzyskanie wolnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz