~ Rozdział 8 ~

2.2K 225 52
                                    

Podczas szykowania się do kościoła, nuciłam sobie pod nosem, starannie rozczesując włosy. Długa, zwiewna sukienka okręciła się ze mną w tańcu, gdy sięgnęłam po kolczyki w gwiazdki. Ten weekend mnie odmienił. Zderzyłam się z faktem, że u progu stała dorosłość i, zamiast uciekać przed przeznaczeniem, postanowiłam się z nim zmierzyć. Strach próbowałam zamienić na podekscytowanie nową drogą życia.

Jedynym sensownym wyjściem z tej sytuacji było wzięcie ślubu z Tymonem. On czuł coś do mnie, zależało mu i dostrzegałam to za każdym razem, gdy na mnie patrzył. Mnie również nie był obojętny. Na razie to musiało wystarczyć. To i tak lepiej, niż gdyby mnie obrzydzał.

Gdy wysiadłam z auta i szłam w stronę świątyni, zauważyłam Tymona, który stał ze swoją rodziną. Szczerze i serdecznie się do niego uśmiechnęłam. Widziałam, że mój gest go zaskoczył i ucieszył. Puścił do mnie dyskretnie oczko, przez co ścisnęło mnie w podbrzuszu.

Ekscytowałam się tą tajemnicą. Wiedziałam ja, on i nasi rodzice. Nikt poza nami nie podejrzewał, że za niedługo zostaną ogłoszone zaręczyny. Normalnie nie wolno mi było się z nim spotykać, dlatego rodzice zawsze pilnowali, czy nikt nas nie zobaczy, a jeśli ktoś znalazłby się w pobliżu, mieli od razu reagować, sugerując, że to przypadkowe spotkanie. Tymon udawałby, że tylko podszedł się przywitać, a my z szacunku do rodziny Kwiatkowskich nie mogliśmy go zbyć.

Mama i tata uznali, że najciemniej jest pod latarnią, więc łatwiej byłoby wytłumaczyć nasze spotkanie w miejscach publicznych, niż gdybyśmy rzeczywiście się ukrywali lub, co gorsza, ktoś zastałby go w moim pokoju. Oni wszyscy faktycznie się o mnie troszczyli i starali się jak najbardziej mi to ułatwić. Tak naprawdę powinnam go zobaczyć dopiero z pierścionkiem i nie znać zapisu umowy.

Chciałam się wyspowiadać, ale zatrzymałam się przed wejściem do konfesjonału. Zastanawiałam się, co ja właściwie powinnam powiedzieć księdzu? Nie mogłam pisnąć o Wspólnocie ani słowem, podobnie o aranżowanym małżeństwie. To była najpilniej strzeżona tajemnica, pierwsza zasada, którą nam wpajano. I chociaż nigdy nie rozumiałam, dlaczego nie możemy być jak inne wyznania, wolałam nie zadzierać ze Starszyzną.

Zawahałam się, czy wejść do środka. Po co mi ta spowiedź, skoro nie mogłam być szczera?

W końcu się zdecydowałam i okropnie się z tym czując, wypowiedziałam znaną na pamięć formułkę. Z ulgą opuściłam konfesjonał, uklęknęłam w ławce, złożyłam dłonie i w myślach rozmawiałam z Bogiem. W taki sposób mogłam być szczera. To była moja prawdziwa spowiedź. Żałowałam swojego zachowania wobec Tymona. Nie chciałam przed nim grać, ale mogłam przynajmniej być bardziej delikatna.

Dasz mi rozgrzeszenie? – Spojrzałam na Jezusa wiszącego nad ołtarzem. W tym samym momencie zaczęły bić dzwony. Uśmiechnęłam się do siebie, siadając wygodnie. – Dzięki.

– Ty potrzebujesz spowiedzi? – Ciepły szept odbił się od mojego ucha, a zapach perfum uderzył w zmysły. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, jakby świat na sekundę przestał istnieć, ale szybko się pozbierałam. Nasze spojrzenia się spotkały, a po moim kręgosłupie przebiegły mrówki.

– Niestety, tak.

– Zgrzeszyłaś myślą czy uczynkiem? – Tymon uniósł brew wyraźnie rozbawiony.

– Tajemnica spowiedzi – odparłam, siadając wygodniej.

– Masz fory u Boga, na pewno ci wybaczy.

Nasze rodziny usiadły w ławce, więc zamilkł i się wyprostował. Starsza pani zapytała, czy możemy się troszkę przesunąć, przez co wszyscy się ścisnęli. Nasze uda przylgnęły do siebie. Widziałam, jak na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nachylił się lekko w moją stronę.

Wspólnota I - Jestem obsesją (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz