10. BLASK NAJJAŚNIEJSZEJ GWIAZDY.

1.5K 158 237
                                    

               — Dobra, teraz rzecz. — Dżin spojrzał sobie w kartkę, zaciskając z dumą usta. — Tym cię zmiażdżę.

— Kalejdoskop — przeczytałam. Niebieskiemu zrzedła mina, gdy położył papier na pościeli, żeby zapisać sobie pięć punktów.

Graliśmy w Państwa Miasta, odkąd wrócił z randki z Dalią, a mnie skończyły się olejki do kąpieli. I nasz problem polegał na tym, że oboje celowaliśmy w trudne słowa, przez co niemal wciąż powielały nam się odpowiedzi.

— Zwierzę?

— Kangur — powiedzieliśmy jednocześnie.

Ta gra była do bani. I albo Dżin oszukiwał, albo myśleliśmy zbyt podobnie, bo wygrałam tylko raz, gdy rzucił jakimś państwem na Z, które nie istniało od dobrych paru stuleci. Ale stwierdził, że nie wyjdzie bez dogrywki, która, tak nawiasem mówiąc, trwała dobre półtorej godziny.

— Roślina to kolendra, możemy oszczędzić sobie fałszywej nadziei.

Aż podskoczyłam, widząc na kartce inne słowo. Pościel znów wylądowała na ziemi, kiedy skopałam ją przez przypadek stopą, ale magiczna ekipa sprzątająca mojego kolegi zajęła się tym w mgnieniu oka. Nawet złote figurki wielbłądów, które dostałam rano, mnie tak nie ucieszyły.

— Kaktus!

Dżin podniósł się prędko do pełnego siadu, zabierając mi sprzed nosa kartkę. Chyba nie mógł uwierzyć, że tym razem naprawdę udało nam się pomyśleć o czymś innym.

— Tu serio jest kaktus! — krzyknął radośnie. — Wygrałem!

— Raczej ja wygrałam, Zielony Zakątek spaprał ci noty.

Obruszył się niesłychanie, aż wydęła mu się nie-niebieska warga. Kolejna łącząca nas rzecz: nie umieliśmy przegrywać. Po kolejce z Z domagał się dogrywki tak długo, aż litościwie się na nią zgodziłam. I w ten oto sposób — znów — elegancko utarłam mu nosa.

— Byłem tam kiedyś na wakacjach, poważnie ci mówię. — Założył ręce na piersiach. — Ta gra powinna być zabroniona, jeśli graczy dzieli tysiąclecie doświadczeń.

— Nielegalne gry to moje ulubione gry — zacmokałam.

Magiczny kumpel w końcu przyjął moją wygraną i zniknął kartki razem z długopisami. Przeszliśmy przez cały alfabet, a B i tak powtórzyło się dwa razy — i nawet, jeśli nie mieliśmy takich samych odpowiedzi, to wciąż lecieliśmy punktacją łeb w łeb — więc miałam dość tej gry na kolejnych kilka lat.

— Dobra, to teraz pora na ploty — rzucił, rozkładając się wygodnie na pościeli, a w naszych rękach pojawiły się nagle szklanki z jakimś drinkiem. — Ja pierwszy. Randevu z Dalią to było coś pięknego, stara, chyba się zakochałem.

Pisnęłam podekscytowana, bo czekałam na ten temat, odkąd tylko wleciał cały w skowronkach do mojego pokoju.

— Pasujecie do siebie. — Trzepnęłam go w ramię. — Naprawdę, wasze dzieci byłyby przeurocze. Jak normalnie nie lubię bachorów, wasze chciałabym poznać.

— No nie? — Oparł głowę na dłoni. Wciąż nie wrócił do naturalnej postaci, więc mógł uwalić się buciorami na mojej pościeli, co też zresztą zrobił. — Jej nos i moje oczy dałyby zabójcze połączenie.

Pociągnęłam łyk z różowej słonki i skinęłam mu głową. Dobrze, że chociaż temu się poszczęściło. Oby Al też miał dryg do romantycznych wieczorów, bo ja już powoli wychodziłam z pomysłów na wyswatanie tej dwójki.

CHEAP TRICK • ALADDIN. ✔  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz