1. Pan Daltonista.

168 25 104
                                    

- Tak, tak mamo. - mruknęłam od niechcenia do słuchawki telefonu, poprawiając jedną ręką włosy.

- Szkoda, że nie mogłaś przyjechać na święta do domu. Babcia i dziadek bardzo ubolewają nad tym, że nie ma ciebie tutaj z nami. - powiedziała ze smutkiem moja rodzicielka a ja mimowolnie przewróciłam oczami.

- Mi też jest bardzo smutno. - skłamałam, po czym westchnęłam zmęczona już tą rozmową.

Przeglądałam się w lustrze w łazience mojego ulubionego lokalu z najlepszymi naleśnikami i koktajlami mlecznymi, jaki znajduje się w calutkim Nowym Jorku , poprawiając co chwilę moje rudawo (teraz i również) różowe włosy oraz słuchając żaleń mojej matki przez telefon.

Odkąd skończyłam studia, rodzice ciągle mi trują głowę o tym, że powinnam albo się gdzieś zatrudnić, albo wrócić do Chicago i zacząć pracę w ich firmie, czego najbardziej nie chciałam. Dlatego wybrałam opcję pierwszą i za sprawką rodziców dostałam posadę w jakieś tam znanej firmie w Nowym Jorku , gdzie również niedawno studiowałam. Zakochałam się w tym mieście i nie wyobrażam sobie powrotu do Chicago .

- Mogłaś wrócić do Nowego Jorku po świętach. - burknęła nagle do telefonu moja babcia.

- Hej babciu. - odezwałam się, przewracając oczami - Sama wiesz, że musiałam urządzić mieszkanie i poznać okolicę, w której aktualnie mieszkam od niedawna.

Sprawa wyglądała tak naprawdę zgoła inaczej, otóż na mieszkanie, które się wprowadziłam było już zamieszkane od ponad roku przez moje przyjaciółki więc jedyne co musiałam urządzić to mój pokój a uściślając to tylko się rozpakować - ale tego nie musieli przecież wiedzieć.

- No ale mogłaś to zrobić po świętach. - burknęła znowu zła na mnie.

- Babciu! - przetarłam dłonią twarz - Co mogłam, a co musiałam zrobić to dwie różne sprawy. Daj, mi proszę mamę do telefonu.

- Tak kochanie? - usłyszałam na nowo głos mojej rodzicielki - Czemu babcia ma taką naburmuszoną minę? - spytała z wyrzutem - Coś ty jej powiedziała?

- Bo od razu musiałam jej coś powiedzieć? - rzuciłam zła.

Przybliżyłam się do lustra i zaczęłam obrysowywać moje usta czerwoną szminką uważając by nie wyjechać po za linie. 

- Melisa, kochanie znam Cię bardzo dobrze i wiem, że masz tak samo niewyparzoną buzię, jak ja i również twoja babcia a moja matka.

- Ale również mam szacunek i trochę taktu, który akurat odziedziczyłam od strony taty. - odpyskowałam.

- Pewnie to, co złe to ode mnie. Nie wdzięczne dziecko. - żachnęła się na mnie - A tak z innej strony to wracasz, chociaż na sylwestra do domu?

- Raczej w to wątpię. - westchnęłam - Mam już plany i nie mam zamiaru z nich rezygnować. - powiedziałam już naprawdę zmęczona tą rozmową.

- No dobrze. - odpowiedziała chłodno moja rodzicielka - I przy okazji proszę cię, a raczej ostrzegam, spróbuj przyjść w tych różowych końcówkach do pracy, którą twój ojciec ci załatwił, a przysięgam ci, że nie chcesz być w swojej skórze. - chłód, jaki bił od jej głosu, można było wyczuć od razu - Pamiętaj, by nie przynieść wstydu naszej rodzinie. I pamiętaj również, że kochamy cię z ojcem i się o ciebie martwimy.

- Dobrze mamo. Wesołych świąt wam wszystkim życzę, buziaki, kocham, pa... - rzuciłam szybko i tak samo szybko się rozłączyłam, wzdychając.

Kocham bardzo mocno moją rodzinkę, ale tak samo mocno mam ochotę ich wszystkich pozabijać za to, jak bardzo działają mi na nerwy poprzez wtrącanie się w moje życie. Specjalnie wyjechałam wcześniej z Chicago do Nowego Jorku, by właśnie uwolnić się od nich wszystkich. Ich próby kontrolowania mojego życia na każdym kroku zaczynają mnie po prostu wykańczać. Mogę się założyć, że gdyby mogli ingerować w moje życie uczuciowe to już dawno dostałabym od nich listę najlepszych partii mężczyzn do poślubienia.

Zdradziecki układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz