Nawet będąc bogiem można popełnić swiętokradztwo. Miał w tym wprawę. To, miało być największe, najbardziej samolubne i okrutne.
Wiedział, że stać go na to w momencie, gdy skonała pod sztandarem nieistniejącej Inkwizycji. Jego ludzie mieli rozkaz zabijać bez litości, ale nie ją. Miała przeżyć. Nie przewidział, że jego najlepsza oficer z uśmiechem tryumfu na ustach i fanatycznym oddaniem podetnie jej gardło i przebije serce. Serce jego vehnan.
Przypadł do wiarołomnej adiutant. Chwycił za gardło pozbawiając tchu i dławiąc słowa protestu.
Zapłacisz za to - warknął i cisnął o ziemię z wściekłością. Zakuć ja i odstawić do celi. Natychmiast - rozkazał. Widział jak martwe ciało Lavellan wynosi na rękach Dorian, a Kassandra ubezpieczała w drodze do wojennego obozowiska.
Pod katedrą w Kirkwall zebrały się tłumy. Bez trudu zupełnie anonimowy, nie rozpoznany przedarł się pod wrota świątyni. Tam dołączyło do niego kilka zakapturzonych postaci. Jedna z nich popychała przed sobą skrępowaną powrozem elfkę. Odrzwia otworzyły się z hukiem. Wkroczył bezceremonialnie do środka, odrzucił z głowy kaptur. Szlachta tłumnie zgromadzona w środku zaszemrała, by ucichnąć nagle rozpoznając intruza. Bez przeszkód doszedł niemal do samego ołtarza.
Nikt nie zastąpił mu drogi. Członkowie Wewnętrznego Kręgu patrzyli w niechętnym przyzwoleniu, jak zmierza ku stopniom wprost do ukwieconego katafalku. Ciężki, odurzający zapach wielkiej ilości kwiatów zmieszany z wonią świec i kadzidła, czuć było niemal od progu. Zanim na dobre zbliżył się do trumny, odwrócił się na moment do zgromadzonych:
- Przywiodłem wam zabójczynię! - Na te słowa elf prowadzący związaną postronkiem kobietę, pchnął ją brutalnie na środek świątyni. - Zrobicie z nią co chcecie.
Jej los jest mi obojętny.Po tych słowach odwrócił się do leżącej na marach inkwizytorki. Bez sentymentów odrzucał wieńce - kwiatowe dowody miłości mieszkańców Thedas. Zerwał srebrzysty całun z herbem Inwizycji, którymi była przykryta, odrzucił ciężkie, złote monety, którymi ktoś - najpewniej Leliana, zakrył jej oczy. Nie zwracał uwagi na krzyki oburzenia. Przez uderzający zapach ziół i olejków przebijała się woń martwego ciała. Dotknął jej twarzy. Wyostrzonej przez śmierć, zimnej i bladej. Niemal marmurowej. Ust, na których złożył pocałunek. Na jej piersi spoczywała laska maga i inkwizycyjne regalia. Rzucił wszystko na podłogę. Wziął jej sztywne dłonie w swoje, całując każdy palec. Po chwili podniósł martwe, zapadłe w sobie ciało i przycisnął do piersi. Drugą ręką rozerwał kosztowny materiał sukni. Znalazł to, czego szukał. Wepchnął palce w miejsce, gdzie pchnął ja miecz. Wydłubał z rany zioła i wypełniające ją bandaże, na to miejsce włożył małą, jąrzącą się złoto zielonym światłem kulę. Najpierw szeptem, potem co raz głośniej zaczął recytować magiczną inkantację. Gdy skończył, zgromadzeni mogliby przysiąc, że katedralne szyby drżały w oknach. Ostrożnie odłożył ciało na miejsce. Cofnął o parę kroków. Zamknął oczy. Nie czekał długo. Po chwili po wielkiej sali przytoczył się krzyk przerażenia. Otworzył oczy. Inkwizyorka wstawała z martwych. Sztywno, jak zepsuta lalka, której stawy stawiały opór, a otwarte z nagła oczy straciły błękitny kolor . Powiodła martwym wzrokiem po sali. Spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę wyciągającego do niej dłoń w pomocnym, zapraszającym geście.
Zacisnęła palce na jego dłoni. Były zimne i szorstkie. Szła sztywno, niezgrabnie. Złapał ją mocno w talii, żeby się nie przewróciła. Nie była tym, czego się spodziewał.Tą ciepłą żywiołową istotą, której ducha nie można było złamać, a z której teraz pozostał jedynie drobny okruchu, który nie odszedł jeszcze na dobre do Pustki. Artefakt nie przywrócił mu tego, co pragnął. Jego magia znowu zawiodła.
- Vehnan - wyszeptał.
Patrzyła. Obcym i zastygłym, owadzim wzrokiem. Przyglądała, przekrzywiając głowę pod dziwnym kątem. Omiotła niewidzącymi oczyma katedrę. Zrozumiała.Tą resztką wolnej woli i magi, która pozostała w zepsutym śmiercią ciele. Otworzyła usta. Zamiast dźwięków, sylab i liter, z jej gardła wydobył się pisk. Uszkodzone struny głosowe były tak samo martwe jak jej oczy. Wyciągnęła sztywną rękę ku jego tali, przy której, na pasku wisiał kord. Wyjęła go i wbiła sobie w brzuch. Na jej dłoniach, palcach i odzieniu nie pojawiła się nawet najmniejsza kropla krwi. Rozłożyła bezradnie ręce, kord z brzdękiem upadł na podłogę, a jej pusty wzrok ponownie powędrował ku jego twarzy.
Zrozumiał. Patrząc na to, co przed momentem stworzył, dowiódł jedynie, że nie oszuka przeznaczenia. Nie nagnie reguł wszechświata i nie okpi śmierci. Nawet wolą i magią evanuris.
- Tak tego nie zrobisz, vehnan... Nie powinienem był... - zaszeptał. Wybacz mi, jeśli jeszcze potrafisz.
Przytulił ja do siebie, bezwolną i ciężką od martwoty ciała. Na powrót włożył palce w miejsce, w którym teraz był magiczny artefakt. Z jego palców strzeli słup drobnych, zielonych płomieni.
- Al Rasa mala Revas. Jesteś wolna. Ma'arlath.
Patrzył jak jego Vehnan zmienia się w snop strzelających pod sklepienie zielono złotych iskier, które nie sięgając kamiennej posadzki, obracały się w pył.
CZYTASZ
Dragon Age Drabble. Inkwizycja
FanfictionMiniaturki i nie tylko. Nielinearne. W zasadzie nie takie znowu drabble, bo będę tu zamieszczać i dłuższe formy. Wszystko co mi się ulęgnie w temacie sovellan.