1. Najpiękniejsza

139 16 7
                                    

To nie tak że nie spodziewałam się, że moja mama umrze. Przez ostatnie trzy lata dawano jej cztery lub pięć miesięcy życia, a ona zaskakiwała lekarzy żyjąc o wiele dłużej. Więc gdy miesiąc temu onkolog powiedział mojej mamie, dzielnej Elizabeth Clark, że zostały jej najwyżej dwa miesiące życia, nie przejęłam się tym. Pozwoliłam sobie uwierzyć, że jest niezniszczalna. Wszystko zaczęło i skończyło się szybko. Spojrzałam przez okno, mając nadzieję, że choć przez chwilę moje myśli skupią się na czymś innym. Rodzinne miasteczko mojego taty różniło się od Nowego Jorku. Delikatnie potrząsnęłam głową. To było złe określenie. Rosetown w niczym nie przypominało mojego miasta. Na chodniku praktycznie nie było przechodniów, a droga wydawała się niepokojąco cicha. Mama zawsze mówiła, że przez mieszkanie w centrum, nie dałaby rady zasnąć bez odgłosów trąbienia kierowców na drodze. Dlatego za każdym razem na wakacjach włączała wcześniej przygotowane nagrania i zasypiała. Wzięłam głęboki wdech, powstrzymując łzy. Na cmentarzu nie słychać samochodów. Poczułam jak tata ściska lekko moje kolano.

- Spokojnie, Moira - szepnął-Jestem tu dla ciebie.

I mimo kojącego uśmiechu, widziałam, że on także był niesamowicie przygnębiony. Jego zazwyczaj żywo-zielone oczy, teraz podkrążone, bez żadnego blasku wpatrywały się w drogę. Mimo, że z mamą rozwiedli się pięć lat temu, wiedziałam, że, gdy ja opłakiwałam swoją mamę, on żałował miłość swojego życia. W końcu to nie brak miłości ich rozdzielił, a inne spojrzenia na przyszłość.

- Opowiedz mi o mieście, tato - otarłam łzę. Chciałam, byśmy oboje oderwali się od samotnych rozważań.

- Przecież zwiedzałaś z Rheą w każde wakacje - spojrzał na mnie przelotnie. Zachichotałam.

-Chcesz usłyszeć sekret? - tata przytaknął żywo zainteresowany. - Tak naprawdę chodziłyśmy po centrum handlowym, a za pieniądze na bilety, kupowałyśmy lody.

Ojca niesamowicie to rozbawiło.

- Wiedziałem, że twoje zachwyty nad ogrodem różanym były zbyt mało opisowe! - Słyszałam wraz ze śmiechem spływa z niego napięcie ostatnich dwóch tygodni. - Może tym razem naprawdę pójdziesz z Rheą do muzeum?

- Myślę, że to wspaniały pomysł - uśmiechnęłam się. Jedyne czego mi brakowało w Nowym Jorku to niej.

Wjechaliśmy do lasu, który rósł na obrzeżu miasteczka. Przez sporą liczbę mieszkańców, bardziej niż świętą ostoję natury, przypominał pojedynczą ulicę domów jednorodzinnych z czterometrowymi płotami z drzew. Tata zatrzymał się na wjeździe do swojego warsztatu samochodowego.

- Stąd będzie łatwiej przenieść twoje walizki. - Otworzyłam szeroko oczy. Główne wejście do domu wyglądało jakby przeszedł tamtędy huragan. Wszędzie walały się płytki, a zamiast chodnika do drzwi wejściowych widniała piaskowa ścieżka - Gdy zadzwoniłaś odnośnie mamy, byłem w połowie robienia nowej dróżki do domu - wytłumaczył się szybko.

- To zdecydowanie nie wygląda jak połowa pracy - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Ciesz się, że nie widziałaś tego na początku prac - odpowiedział z uśmiechem.

Chwyciłam swoje torby i weszłam do warsztatu. Usilnie się z starałam, aby nie potknąć się o leżące na ziemi narzędzia. Nie udało mi się. Po paru upadkach, z posiniaczonymi kolanami wreszcie weszłam po schodach. W domu uderzył we mnie zapach róż. Ulubione kwiaty mamy. Zawsze stały przy wejściu do naszego mieszkania. Nie sądziłam, że znajdę je też tutaj. Szybko przeniosłam się do swojego pokoju. Jako jedyna wnuczka miałam przywilej posiadania własnego pokoju w domu babci. Po rozwodzie rodziców to tutaj trzymałem sporą część swoich rzeczy, gdyż dość często przyjeżdżałem do taty. Teraz miałam tu trzymać wszystkie swoje przedmioty.

Wybacz mi MoiroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz