Pov. Daichi
Wspinałem się powoli po klatce schodowej, wbijając wzrok w podłogę.
Dzisiejszy wykład wymęczył mnie okropnie i jedyne o czym marzyłem, to powrót do mieszkania. Do Sugi...
- Cholera, Suga... - jęknąłem, poprawiając plecak na jednym ramieniu.
Nie ukrywam, że miałem ochotę na seks. Nie robiliśmy tego od kilku dni z powodu braku czasu lub po prostu, i to nawet częściej, mojego zmęczenia. Codziennie po powrocie z uczelni poświęcałem czas na pisanie pracy dyplomowej. I mimo że Koushi wyraźnie miał na mnie ochotę, nie naciskał, widząc, że najzwyczajniej w świecie padam.
Nie ukrywam, byłem mu za to ogromnie wdzięczny. Jednak napięcie seksualne przez te kilka dni wezbrało we mnie do tego stopnia, że między pierwszym a drugim piętrem gwałtownie przyspieszyłem. Po chwili jednak zatrzymałem się na ostatnim stopniu.
Przejechałem mozolnie ręką po całej twarzy, czując, że moje poliki płoną. Przecież to ja głównie miałem ochotę, a to znaczy, że... będę musiał to zainicjować!
Inicjowanie stosunku z Sugą, było chyba najgorszym koszmarem w przeciągu dwóch lat naszego związku. Bo trzeba było wiedzieć, że podczas seksu w Koushiego wstępował diabeł. Tak, ta na co dzień delikatna, srebrnowłosa, matkująca wszystkim dookoła istota stawała się zupełnie inną osobą.
I nie mówię tutaj o tym, że był mało delikatny... bo to ja dominowałem...
Suga... Po pierwsze: onieśmiela mnie, po drugie: jęczy moje imię w ten swój cholernie zbereźny sposób, aby zrobić przy okazji na złość sąsiadom homofobom z dwudziestkijedynki, po trzecie: zawsze podczas zbliżenia rzuca jakiś sprośny żart, aby dla zabawy wybić mnie z rytmu, po czwarte: nawet kiedy go przygotowuję, swoim spojrzeniem sprawia, że to ja jestem bardziej zawstydzony, i po piąte, najważniejsze: jego ciało jest tak idealne, że kompleksów ile się przy nim nabawiłem nie dałoby się zliczyć.
Wszystko to jednak nie zmieniało faktu, że go kochałem... praktycznie na zabój... I to w każdej postaci, tej spokojnej i tej niegrzecznej. Problemem było tylko to, że tego niegrzecznego Sugę trzeba było poskromić, a to już było ciężkie. Bo nie wyobrażam sobie, że miałbym w tym momencie wejść do kuchni (o tej godzinie zazwyczaj robił obiad) i zadeklarować, że chcę się z nim kochać! "Skarbie, wezmę cię na tym stole czy tego chcesz czy nie" - te słowa nigdy nie śmiałyby wylecieć z moich ust w jego obecności. Koushi nie mógłby odpuścić sobię odrobiny złośliwości i zapewne zacząłby się ze mną droczyć, sugerując, że może tym razem to on będzie na górze...
Ale Koushi mimo wszystko nigdy nie chciał być na górze... Wolał torturować mnie od dołu, wciąż sprawiając wrażenie niewinnego, którym nie był.... Tak, ten potwór był nieprzewidywalny...
Może po prostu warto odpuścić? Zdecydowanie nie czułem się dzisiaj na siłach, aby odpowiadać na jego sprośne zaczepki... Może odpuszczę sobie obiad i od razu sam...
Daichi, przecież masz na niego ochotę!
Tak, tak... Wciąż miałem ogromną chcicę... Ignorowałem nasze potrzeby partnerskie od kilka dni... Ale kiedy zobaczę go w kuchni, zapewne stojącego tyłem do drzwi, to chyba spalę się ze wstydu zanim zaproponuję przeniesienie się do sypialni!
Z tą czarną myślą przekroczyłem próg mieszkania. Już po chwili zrezygnowany kucnąłem, aby rozwiązać sznurówki, zupełnie zapominając o tym nieszczęsnym przeciągu. Drzwi gwałtownie się za mną zatrzasnęły, robiąc huk, który na pewno było słychać w kuchni.
- Daichi, to ty?! - jego głos przeszył moje podniecone ciało, rozpalając je do czerwoności.
Przekląłem cicho pod nosem. Akcja pod kryptonimem: "Odmówić obiadu i zaszyć się w łazience zanim bestia mnie wykryje" momentalnie została zawieszona do odwołania.
- Tak... nareszcie weekend, co?! - zawołałem, a kiedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo drży mi głos, momentalnie przysłoniłem usta dłonią.
Zacząłem w błyskawicznym tempie zdejmować buty, czekając na nieuniknione. Koushi jednak nie pojawił się w hallu tak jak się spodziewałem.
- Kochanie, wpadniesz do kuchni?! Musisz mi pomóc z deserem!
Szlag...
Czyli konfrontacja była nieunikniona...
Przełknąłem cicho ślinę, po czym skierowałem się do pomieszczenia, w którym panoszyła się moja słabość.
Kiedy przekraczałem próg na pewno nie spodziewałem się tego, co tam zastanę. Przystanąłem gwałtownie w drzwiach, a mój plecak z impetem gruchnął o podłogę.
- Chcę się z tobą kochać, Daichi... - te kilka słów zagnieździło się w mojej głowie, sprawiając, że przez chwilę zapomniałem jak się mówi.
Suga chyba nie byłby sobą, gdyby raz na jakiś czas nie odwalił takiej akcji. Aktualnie siedział na stole, jego nogi zwisały w lekkim rozkroku, a przestrzeń pomiędzy nimi zakrywał jedynie cienki materiał jasnoniebieskiego fartuszka.
- I zanim spytasz: Nie, nie mam nic pod spodem.... I nie, nie obchodzi mnie to, że jesteś zmęczony - westchnął, natarczywie patrząc mi w oczy. I w tym momencie jego nogi rozsunęły się jeszcze bardziej. - Masz mnie wziąć na tym stole czy tego chcesz czy nie...
W świetle kuchennych lamp jego mleczna skóra była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, przez co słodki pieprzyk pod lewym okiem wyróżniał się mocniej niż zwykle. Jego wzrok przedstawiał zarazem zawziętość, podniecenie i niemą zachętę, a ja... kolejny już raz dziękowałem niebiosom za to, że ten mężczyzna należy do mnie...
- Suga... - jęknąłem, robiąc jeden krok do przodu. Na prędko zdjąłem z siebie bluzę, po czym bez wahania stanąłem pomiędzy jego nogami. - ... Tak strasznie cię uwielbiam - wymruczałem, kładąc dłonie na jego wąskich biodrach, aby po chwili wtulić twarz w jego lewe ramię.
Poczułem, jak uda Koushiego lekko drżą... Czyżbym... zawstydził go?
Nie, niemożliwe...
- Ja ciebie też... - mruknął niewyraźnie, bo dokładnie w tym samym momencie naparłem na niego swoimi biodrami, zmuszając do jeszcze większego rozkroku. - ... A teraz bierz mnie, Daichi... a może raczej Dad-ichi...
- Sugaaa... - westchnąłem zmieszany na jego żenującą grę słowną i, aby ukryć czerwoną twarz, złożyłem pierwszy pocałunek na jego odsłoniętym obojczyku. - ... A co z deserem?
Kouchi bez wahania zarzucił ręce na moją szyję, po czym przyciągnął mnie jeszcze bliżej, wydychając powietrze prosto do mojego ucha.
- Ja jestem twoim deserem...
Gwałtowny dreszcz podrażnił całe moje podniecone ciało. W końcu złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.
Dał się zdominować... Oczywiście, że się dał... ale chyba nie byłby sobą, gdyby nie zsunął dłoni na mój tyłek...
Ohayo!
Wiem, że długo nie było one-shotów, ale dzisiaj przynoszę taką krótką Daisugę, mam nadzieję, że wyszła w miarę dobrze xd
Pozdrawiam ciepło 💖Do następnego 🍀
CZYTASZ
Haikyuu ONE-SHOTS (yaoi)
RandomSiatkówka jest ważna... ale każdy czasem potrzebuje odrobiny miłości. Kiedy uderzasz piłkę, świat ze zdwojoną siłą rzuca ci kłody pod nogi... O ile miłość można nazwać kłodą... Może po prostu czasami warto temu ulec? Zbiór one-shotów z Haikyuu (naj...