Prolog

129 12 12
                                    

Nadal pamiętam moment, w którym się poznaliśmy dotyk, który zasiał, ogród, który zostawił do uschnięcia. Mogę zgadywać, że deszcz był połową tego efektu, bo po deszczu przyszła niebezpieczna burza, niszcząc wszystko na swojej drodze. Nie miałam, pojęcia czym się staniemy, pragnęłam tylko zaznać innego życia niż dotychczas, a to sprawiło, że się nim zachłysnęłam. Zakochanie się w nim pokochanie go było jak wpadniecie w niełaskę jak popełnienie najcięższego nieprzebaczalnego grzechu. Miłość była moją religią, ale on był moją wiarą, w którą wierzyłam, do samego końca wiedząc, jakie będą tego konsekwencje.
Blayden miał, tak wiele grzechów a ja stałam się jednym z nich. Zrobiłabym, dla niego wszystko zamroziłabym, samo piekło a on zniósłby, niebo do moich stóp. Lecz wiem, że zrobiłabym to wszystko ponownie dla niego bez względu na wszystko.

Był zły do szpiku gości, jego gra była jedną z tych, w których tylko rozdający karty może sprawić, że wygrać. On rozdawał karty i to on je zabierał. Zabrał moją dusze, którą ranił, co rusz a ja pragnęłam, więcej, gdyż wiedział ze życie po nim będzie bolesne, a już nie zniosłabym więcej bólu.

Byliśmy zepsutymi ludźmi. Byliśmy głupcami.
Wierzyliśmy, wiec żyliśmy. Przestaliśmy, a więc umarliśmy.  Kim my byliśmy?
Byliśmy dwojgiem ludzi mających swoją historię piszącą się na nowo, kiedy się spotkaliśmy.

It was all a game Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz