Stara przerdzewiała furtka wydała z siebie piskliwy dźwięk. Weszliśmy na betonową ścieżkę obrośniętą po obu stronach gęstym żywopłotem. Na jej końcu stała odludna, nawiedzona rezydencja, już stąd wyglądająca na porządnie naznaczoną przez płynący czas. Gdybym była tu sama, za nic nie weszłabym do środka. Nawet ja miałam swoje granice!
– To na pewno tutaj? – Kilian z rezerwą spojrzał na ledwo trzymające się na zawiasach drzwi. Jego kwaśna mina wyraźnie dawała do zrozumienia, że też wolałby tam nie zaglądać. – Sprawdź jeszcze raz.
– Tchórz – zażartowałam z niego, jednak posłusznie wyjęłam skrawek papieru, by się upewnić, czy przybyliśmy pod właściwy adres. Niestety, ku mojemu niezadowoleniu, numer na tabliczce idealnie pasował do cyfr zapisanych w notatkach. Nie było odwrotu. – To tu. Możesz zaczekać, jeśli chcesz.
– Nie. Nie puszczę cię samej. – Wziął głęboki wdech. – Ale za to jesteś mi winna cholernie przyjemne, długie wakacje. – Zachęcająco poruszył brwiami.
No tak. Od powrotu z Podziemi Kilian nie mówił o niczym innym jak o wycieczce na Maui. Opowiadał o niej do znudzenia, dzień w dzień przekonując, że na to zasłużyliśmy. Jasne, miał trochę racji. Od dawna nie spędzaliśmy czasu z dala od tego ciągłego chaosu, lecz wyjechanie i zostawienie wszystkiego za sobą nie należało teraz do moich priorytetów. Mimo to on wciąż nie dawał za wygraną...
– Polecę z tobą, obiecuję – powiedziałam. – Ale jak już się uspokoi. To nie jest moment na wyjazdy.
– Jeszcze zmienisz zdanie, zobaczysz – popsioczył, ruszając w kierunku domu.
Poszłam za nim. Wiatr wprawił w ruch zalegające na ziemi liście. Ich szelest połączony ze srebrnym blaskiem księżyca i hałasującymi do później nocy wronami sprawił, że oblał mnie zimny pot. Chłód grudniowej nocy oraz szumiące drzewa automatycznie przywołały dreszcze. Objęłam się ramionami, następnie przyspieszonym krokiem zmniejszyłam odległość dzielącą mnie od werandy.
Pokonałam parę kamiennych stopni i dołączyłam do Kiliana przy drzwiach. Przełknęłam ślinę, łapiąc za klamkę. Otwarte.
Weszliśmy do holu. Włączyliśmy latarki, aby oświetlić nimi skąpane w mroku wnętrze, wtedy ich światła wypaliły dziurę w ciemności. Na powitanie zastaliśmy przybrudzone sadzą ściany, skrzypiącą pod butami podłogę oraz ozdobione kunsztownie wykonaną balustradą schody na wyższe piętro. Przeszliśmy dalej. Podarte zasłony w oknach, pokryte grubą warstwą kurzu meble, jak również panujący tu ziąb zaowocowały tym, że powoli zaczynałam żałować swojej decyzji. Gdybym tylko miała jakąś alternatywę...
– Zapamiętaj tę chwilę, kochanie, żebyś potem nie mówiła, że nigdy cię nie zabieram w żadne ładne miejsca – oznajmił Kilian takim tonem, że mimowolnie się roześmiałam.
Niestety wesoły nastrój szybko prysnął, gdy nabrałam powietrza, wspominając grafitowe niebo rozświetlone setkami iskierek, które mogły oznaczać wyłącznie jedno – zniszczenie Poczekalni oraz wypuszczenie z niej całej zgrai cierpiących istot.
Po konfrontacji z Amalekitami demony zniknęły w Podziemiach, gdzie odprawiły rytuał zaklęcia dusz Jeźdźców w ciałach naznaczonych, po czym wróciły parę tygodni później, ciesząc się z wygranej. Wszyscy mieliśmy wtedy nadzieję, że to koniec naszych problemów. Byliśmy pewni, że pokrzyżowaliśmy plany Ammonitów na odkrycie recepty na wypuszczenie Sodomy i Gomory z niewoli, jednak prędko się okazało, w jak ogromnym trwaliśmy błędzie.
Dzień powrotu Kiliana z piekielnych czeluści, gdy upajaliśmy się sobą, nie myśląc o jutrze, był również dniem otwarcia Poczekalni. Jej wrota uchyliły się na moment, a na świat powróciła niewiadoma liczba zapomnianych istnień.
CZYTASZ
Tylko Umarli Mogą Powstać - Tessa Brown - Tom 3
ParanormaleJUŻ W KSIĘGARNIACH! Mam na imię Tessa i jakimś cudem wciąż pakuję się w kłopoty. Zamiast żyć z dala od mroku, spędzając czas z ukochaną osobą, po raz kolejny zamierzam stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Czy ktoś mnie o to prosi? Zmusza? Stawia ultim...